[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ziemi jest przecież tyle ciekaw-szych rzeczy, doprawdy.Kredyty, i obliczanie, na co można sobie pozwolić, a na co nie.84 O nie! Nigdy więcej! Dobrze, że przejrzała na oczy.I z takim człowiekiem chciała byćprzez całe życie? Kochać go? Nie, nie, nie. Mamusiu, proszę, popatrz! Boguś, czy ty nie możesz mu czegoś powiedzieć, dlaczego zawsze wszystko namnie spada, ja już naprawdę nie mam siły do tego dzieciaka, a mówiłam, wyjedzmywcześniej, dlaczego myśmy tak pózno wyjechali, przecież nic się nie da załatwić odręki, to było wiadomo, czy nam to potrzebne było, chociaż jakbyśmy. Mamusiu, ale zobacz! I dlaczego on tak marudzi? Marudzi, bo zmęczony, zaraz wysiadamy, już dajspokój z tym mamusiu zobacz, nie wstawaj, nie wstawaj mówię, gdzie ty się wybierasz.Boguś, Boguś ty śpisz?Wytarła nos i spojrzała na chłopca.Siedział dziwnie wyprężony i wpatrywał się wpodłogę wagonu.Spojrzała również.Nic, oprócz błotnego szlamu, nanoszonego cały dzień przez ty-siące osób.85  Mamo, ale popatrz  chłopiec prawie krzyknął i napięcie na jego buzi zmieniłosię w czerwoną plamę.Wlepiła wzrok w błoto.Nic, naprawdę nic.Może nie wszystko z nim w porządku?Nie jej sprawa ostatecznie.Ale to przedziwne, żeby widzieć coś, co nie jest.Nic.Zmiętykawałek torebki po czipsach pod siedzeniem koło drzwi.Szlam.Mokry skasowany biletprzylepiony żałośnie do pierwszego stopnia.Ciemne kałuże błotnistej wody.Drzwi otworzyły się i zamknęły.Następna stacja.No, dobrze.Dobrze jest tak, jak jest.Lepiej teraz niż pózniej.Rozczarowanie i złośćogarnęły ją niespodziewanie silnie.Dlaczego nie nauczy się widzieć wszystkiego roz-sądnie? Może i miał rację z tym błądzeniem w chmurach, skoro tak bardzo nie widziałago takim, jakim jest.Tylko wymyślonego.Nierealnego wspaniałego faceta.Zacisnęłapięści, paznokcie boleśnie wbiły się w dłoń. Co mi możesz pokazać? Sztuczkę? Nie.Pytam, jaką część twojego ciała możesz mi pokazać.86  %7łartujesz chyba. Nie, nie żartuję.Pokaż mi, proszę, swojq rękę.Powiedz: chcę, żebyś zobaczył mojqdłoń.Bliżej, bliżej, proszę.Nie bój się, to tylko ręka.Teraz dobrze..Chcę ci pokazać moją rękę.Zobacz, proszę.Mam ładne dłonie, nie nie, jesz-cze raz.Chcę ci pokazać moją rękę.Moje dłonie.Każda ma pięć palców.Kończą siępaznokciami.Są pomalowane, te paznokcie. Widzę, są bardzo ładne. A tutaj mnie podrapał kot.Ale już się zagoiło. Mogę cię pocałować w to zadrapanie? A tu mam bliznę, bo kiedyś umówiłam się z jednym chłopakiem, że będziemy dosiebie pisać codziennie o dwudziestej listy.On mieszkał w innym mieście.Przy świeczcedo siebie będziemy pisać, o tej samej porze, i to będzie tak, jakbyśmy na tę chwilę bylirazem.Miałam taki plastikowy długopis. Jaki? Taniutki, ale z bardzo miękkim fajnym wkładem. I co?87  I ten długopis włożyłam w świeczkę, zapalił się i pisałam taką płonącą pochodnią.To było bardzo romantyczne pisać czymś, co się na końcu pali.Ale ten plastik się roztopiłi upadł mi gorącą kroplą w zagłębienie między środkowym a serdecznym palcem. Tutaj? Mogę dotknąć?.I dalej się palił.Pomyślałam sobie, że to dobra pieczęć, na zawsze, tak sie-działam z tym płonącym palcem i nawet nie krzyknęłam.Ten kawałek plastiku zastygł iodpadł, ale skóra pod nim się też roztopiła i została taka gorejąca bruzda.Wgłębienie wmoim ciele.Goiło się długo i został ślad jak po obrączce.Jak ten chłopak miał na imię,do którego wtedy pisałam? Długopis był niebiesko-szary, zakręcany i dość krótki. A tutaj? To pieprzyk. Jak nazywają się te palce, ten i ten, i ten? Te palce to kciuk, wskazujący, środkowy, serdeczny, w lewej ręce to spod serdecz-nego palca idzie żyła prosto do serca.Dlatego się nosi pierścionek zaręczynowy. Mogę dotknąć twojego serdecznego palca? To tak jakbym dotykał twojego serca. Nie wiem.88  Chciałbym dotknąć, ale nie zrobię nic bez twojego pozwolenia.Proszę. Tak.możesz. Czujesz? Dotykam twojego serca. Tak.A tutaj się skaleczyłam. Nie bój się. Jak trzymam tak moją dłoń i pokazuję tobie, taką otwartą, to się czuję obnażo-na. Jakie są twoje ręce? Jak obejmują i przytulają? Są wtedy ciepłe. Czy mogę potrzymać twoją dłoń? Może razem będą cieplejsze, zrobimy tak? Czu-jesz? Razem są cieplejsze. Ale mamo, księżyc panu upadł!Otworzyła oczy.Chłopiec stał w przejściu między ławkami, a matka kurczowo trzy-mała go za kurtkę. Ja już zdrowia do ciebie nie mam.Roisz się i roisz!89  Mamusiu! Mamo, patrz, księżyc panu upadł!  zajęczał cienkim dyszkantem.Podniósł oczy i wtedy spotkali się.Nie było już iskierek, tylko mgła rozżalenia.A chłop-cy przecież nie płaczą! Księżyc panu upadł  powiedział chłopiec do niej, a głos złamał mu się na pół.Drzwi rozsunęły się i zasunęły.Przykleiła czoło do szyby i zobaczyła, jak na peroniekobieta szarpie go za tę nieszczęsną kurtkę, a mężczyzna stoi obok.Chłopiec zapierałsię i kulił ramiona.Kolejka ruszyła.Cała trójka zginęła w oddali.Ale za szybami już nie było ciemno.Zza chmur wyjrzał księżyc i osadził białawe światło na polach, drzewach i parkanach.Za oknami łagodnie zajaśniała noc.Srebrzysta i przytulna.No tak.Jeszcze dwie stacje.Trudno.Trzeba się przyzwyczaić do samotnych powro-tów do domu.Jak po takim oświadczeniu, że się tak bardzo różnią, że nie ma miejscadla niej z jej chmurami w jego życiu pełnym kredytów i zobowiązań mogłaby choćchwilę dłużej z nim być? I po co? %7łeby ją odwiózł do domu i pożegnał grzecznie przedbramą? Taki cholernie troskliwy, obcy już mężczyzna? Musiało mu ulżyć, kiedy wrócił90 z papierosami i już jej nie było.Ale jakby chciał, to by ją znalazł.Wiedział, gdzie możeiść o tej porze.Gdzie musi iść.Nienawidzi go z całego serca.I już zawsze będzie nosić rękawiczki.Czego chciał ten chłopiec? Księżyca?Zaraz jej stacyjka.Z jedną latarnią.I położy się od razu do łóżka.I nie będzie oniczym myśleć.Zapiekło ją pod powiekami.Nigdy już go nie zobaczy.Nigdy.Podniosła się i przerzuciła torbę przez ramię.I na dodatek całkiem przemoczyłabuty.Gdyby wiedziała, że tak się skończy ten wieczór, włożyłaby inne.Patrzyła podnogi uważnie, jakby szła po wąskiej linie nad przepaścią.Co ten chłopiec widział, czegoinni nie widzieli?To???Schyliła się i wygrzebała z błota małą podkówkę.Przetarła palcami srebrny, wytarty,schodzony kawałek blaszki, który przybija się do obcasa męskiego buta.Piekące spodpowiek spłynęło z kącików oczu i poleciało po policzku.Księżyc! Oczywiście, że księżyc.Księżyc panu upadł!Stuliła blaszkę w dłoni, a łzy ciekły aż na gruby golf.No właśnie.Chmury.Księżyc.91 Pociąg zwolnił, drzwi otworzyły się.Wyskoczyła na peron [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •