[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wyciągnął zapalniczkę z deski rozdzielczej i poszukał papierosa.Zapalił go, wydmuchując obłok dymu na przednią szybę.Nagle poczuł, że jest szczęśliwy.Chciało mu się znowu śmiać.Wyrzucił ledwo napoczętego papierosa i wyskoczył z Forda.Spojrzał na zegarek- było po północy.„Mój Boże- pomyślał- jestem taki zmęczony.Tyle się dzisiaj wydarzyło.Odradzanie się jest ciężkim wysiłkiem emocjonalnym”.Roześmiał się na głos.Boussier czekał na niego w holu.Miał na sobie płaszcz kąpielowy.Jego twarz nosiła ślady snu.- Czy pańskie przygotowania są już zakończone, monsieur?- Tak- odparł Boussier.- Kobiety i dwójka dzieci śpią na górze.Madame Cartier właśnie do nich dołączyła.- Wiem- powiedział Bruce.Boussier kontynuował:- Jak pan widzi, zgromadziłem wszystkich mężczyzn tutaj.- Wskazał na śpiące postacie, które zalegały na podłodze holu i baru.- To dobrze- rzekł Bruce.- Wyjeżdżamy, jak tylko się rozwidni.- Ziewnął, a potem potarł oczy, masując je czubkami palców.- Gdzie jest mój oficer, ten z rudymi włosami?- Wrócił bardzo pijany do pociągu.Były z nim kłopoty, kiedy pan wyjechał.- Boussier zawahał się i dodał:- Chciał iść na górę do kobiet.- Niech go diabli porwą!- Bruce czuł, jak wzbiera w nim gniew.- Co się stało później?- Pański sierżant, ten olbrzym, wyperswadował mu to i zabrał do pociągu.- Dziękować Bogu za Ruffy'ego.- Przygotowałem panu miejsce do spania.- Boussier wska­zał na wygodny, skórzany fotel.- Musi pan być wyczerpany.- To miło z pana strony- podziękował Bruce.- Ale najpierw muszę sprawdzić nasze stanowiska obronne.Rozdział 13Kiedy Bruce obudził się, zobaczył Shermaine pochylającą się nad nim i łaskoczącą go pod nosem.Był całkowicie ubrany, tylko buty miał rozsznurowane; hełm i karabin leżały na podłodze obok niego.- Wcale nie chrapiesz, Bruce- pogratulowała mu Sher­maine, śmiejąc się.- Punkt dla ciebie.Spróbował wstać, nieprzytomny od niewyspania.- Która godzina?- Prawie piąta.W kuchni przygotowałam ci śniadanie.- Gdzie jest Boussier?- Ubiera się.Potem zacznie rozmieszczać ludzi w pociągu.- W ustach mam taki smak, jakby spała w nich koza- stwier­dzi! Bruce, przesuwając językiem po zębach i wyczuwając na nich nalot.- A zatem nie dostaniesz całusa na dzień dobry, mon capitaine- powiedziała, śmiejąc się oczami i wyprostowała się.- Przybory toaletowe masz w kuchni.Posłałam jednego z twoich żandarmów, aby je przyniósł z pociągu.Możesz umyć się pod kranem.Bruce zasznurował buty i poszedł za nią do kuchni, uważając, by nie nastąpić na śpiących ludzi.- Nie ma, niestety, ciepłej wody- przeprosiła Shermaine.- To jest najmniej ważne- stwierdził Bruce.Podszedł do stołu, otworzył saszetkę i wyciągnął maszynkę do golenia, mydło i grzebień.- Zrobiłam dla ciebie nalot na kurnik- wyznała Shermaine.- Były tylko dwa jajka.Jak je ugotować?- Na miękko.Gotuj najwyżej jedną minutę.Bruce zdjął panterkę i koszulę, podszedł do zlewu i puścił wodę.Obmył twarz i zmoczył obficie głowę, prychając z przyjemności.Następnie ustawił lusterko na kranach i rozprowadził mydło po twarzy.Shermaine przysiadła na suszarce do naczyń i obserwowała go ze szczerym zainteresowaniem.- Szkoda, że zgolisz brodę- powiedziała.- Wyglądała jak futro wydry, podobała mi się.- Może kiedyś zapuszczę brodę specjalnie dla ciebie- uśmie­chnął się do niej Bruce.- Masz niebieskie oczy, Shermaine.- Dużo czasu potrzebowałeś, żeby to odkryć- powiedziała i dziecinnie wydęła wargi.Miała jedwabistą skórę.Jej usta były blade, bez szminki.Czarne włosy zaczesane do tyłu podkreślały wysokie kości policzkowe i wielkie oczy.- W Indiach „sher” znaczy „tygrys”- powiedział Bruce, obserwując ją kątem oka.Natychmiast przestała wydymać wargi i rozchyliła usta, jakby warczała.Miała małe, białe zęby, troszeczkę nierówne.Nagle dziewczyna zrobiła zeza i warknęła.Bruce roześmiał się zaskoczony i omal się nie zaciął.- Nie mogę mieszkać z kobietą, która błaznuje przed śniada­niem.To źle wpływa na moje trawienie- powiedział śmiejąc się.- Śniadanie!- podchwyciła Shermaine, przestając zezować.Zeskoczyła z suszarki i podbiegła do piecyka.- Niewiele brakowało.- Spojrzała na zegarek.- Minuta dwadzieścia, przebaczysz mi?- Tylko ten jeden jedyny raz- odparł Bruce.Zmył mydło z twarzy, przyczesał włosy i podszedł do stołu.Shermaine podstawiła mu krzesło.- Ile cukru do kawy?- Trzy łyżeczki poproszę.- Bruce odciął czubek jajka.Shermaine przyniosła kubek i postawiła go przed nim.- Lubię robić śniadanie dla ciebie- powiedziała.Nie odpowiedział.To była niebezpieczna rozmowa.Shermaine usiadła naprzeciwko niego, oparła łokcie na stole i położyła brodę na rękach.- Jesz za szybko- stwierdziła.Bruce uniósł brew w niemym pytaniu.- Ale przynajmniej jesz z zamkniętą buzią.- Zabrał się za drugie jajko.- Ile masz lat?- zapytała po chwili.- Trzydzieści.- Ja mam dwadzieścia; prawie dwadzieścia jeden.- Dojrzały wiek.- Jaki jest twój zawód?- Jestem żołnierzem- odparł.- Nie, nie jesteś.- No dobrze, jestem prawnikiem.- Musisz być mądry- powiedziała poważnie.- Jestem geniuszem.Dlatego znalazłem się tutaj.- Jesteś żonaty?- Nie, byłem.Co to jest, przesłuchanie?- Czy ona umarła?- Nie.Nie pozwolił, aby ból pojawił się na jego twarzy.Przyszło mu to już znacznie łatwiej.- Och!- powiedziała Shermaine [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •