[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno nie: Spadając z płotu, wiele razy uderzyłem się mocniej".Wciąż jeszcze miał naprzeciw siebie Galada, a ze spo­sobu, w jaki tamten czaił się na palcach stóp, z właściwie uniesionym mieczem, wynikało, że wreszcie zaczął go tra­ktować poważnie.W tym momencie nogi Mata zaczęły drżeć."Światłości, nie mogę teraz osłabnąć.- Ale czuł, jak wkrada się w niego, niczym dojmujące drżenie, głód taki, jakby nie jadł od wielu dni.- Jeżeli będę czekał, aż mnie zaatakuje, to wcześniej chyba zemdleję.- Kiedy ruszył naprzód, z trudem powstrzymywał uginanie się kolan.­Szczęście, zostań przy mnie".Wraz z pierwszym ciosem zrozumiał, że szczęście, umiejętności, czy cokolwiek to było, co doprowadziło go tak daleko, wciąż jest z nim.Galadowi udało się odbić ten pierwszy cios, rozległo się ostre trzaśnięcie, odbił następny, potem kolejny i jeszcze jeden, ale widać było, jak wysiłek napina mu mięśnie twarzy.Zręczny szermierz, prawie rów­nie dobry jak strażnicy, wkładał w walkę każdą uncję swych umiejętności, aby uchronić się przed pałką Mata.Nie ata­kował, stać go było tylko na obronę.Caiy czas skręcał w bok, by nie dać się zepchnąć do tyłu, a Mat naciskał na niego, pałka migotała zamazaną plamą.W pewnej chwili Galad dał krok w tył, potem następny, drewniane ostrze stanowiło kiepską tarczę przeciwko bojowej pałce.Głód dręczył Mata, grasując po jego wnętrznościach jak stado łasic.Pot zalewał mu oczy, siły zaczynały się wyczer­pywać, jakby upływając wraz z potem."Jeszcze nie.Nie mogę teraz upaść.Muszę wygrać.Te­raz".Zaryczał i włożył wszystkie swe siły w jeden ostatni atak.Pałka mignęła obok miecza Galada i w błyskawicznym tempie uderzyła kolejno kolano, nadgarstek, żebra, by na koniec wbić się w jego brzuch niczym włócznia.Z głuchym jękiem Galad zatoczył się w tył, ze wszystkich sił walcząc o to, by nie upaść.Pałka drżała w dłoniach Mata, przygo­towana do ostatniego, decydującego ciosu w gardło.Galad osunął się na ziemię.Mat niemalże puścił pałkę, gdy zrozumiał, czego o mało co przed chwilą nie zrobił."Zwyciężyć, nie zabić.Światłości, o czym ja myślę?"Odruchowo oparł koniec pałki o ziemię, a kiedy tylko to zrobił, musiał się jej mocno uchwycić, żeby samemu nie upaść.Głód przewiercał go, niczym nóż wydobywający szpik z kości.Nagle spostrzegł, że nie tylko Aes Sedai i Przyjęte przyglądały się walce.Przerwano wszystkie ćwi­czenia, nikt inny nie walczył.Zarówno strażnicy, jak i ucz­niowie stali, patrząc na niego.Hammar podszedł i stanął obok Galada, który wciąż ję­cząc, leżał na ziemi, desperacko usiłując powstać.Strażnik podniósł głos niemalże do krzyku.- Kto był największym mistrzem miecza wszystkich czasów?Z gardeł dziesiątek uczniów wydobył się zgodny wrzask:- Jearom, Gaidin!- Tak! - odkrzyknął Hammar, obracając się, aby na­brać pewności, że wszyscy słuchają.- Przez całe swe ży­cie Jearom walczył ponad dziesięć tysięcy razy, tak w bi­twie, jak i w pojedynku.Pokonany został tylko raz.Przez chłopa uzbrojonego w pałkę! Pamiętajcie o tym.Pamiętajcie o tym, co przed chwilą zobaczyliście.- Opuścił spojrze­nie na Galada i zniżył również głos.- Jeżeli nie jesteś w stanie podnieść się, chłopcze, to przegrałeś.Uniósł dłoń i Aes Sedai wraz z Przyjętymi podbiegły, by otoczyć Galada.Mat, wciąż trzymając pałkę, osunął się na kolana.Żadna Aes Sedai nawet nie spojrzała w jego stronę.Zrobiła to tylko jedna z Przyjętych, pulchna dziewczyna, którą chętnie wziąłby na tańce, gdyby nie zamierzała zostać Aes Sedai.Obrzuciła go spojrzeniem spod zmarszczonych brwi, pry­chnęła i odwróciła się, aby zobaczyć, co robią Aes Sedai, zajmujące się Galadem.Zauważył z ulgą, że Gawyn był już na nogach.Podniósł się, kiedy tamten podszedł bliżej."Nie mogę niczego po sobie pokazać.Nigdy się stąd nie wydostanę, jeśli postanowią niańczyć mnie od wschodu do wschodu słońca".Ciemna plama krwi barwiła rudozłote włosy Gawyna na lewej skroni, poza tym jednak nie było widać żadnego ska­leczenia ani nawet stłuczenia.Wsunął w dłoń Mata dwie marki, mówiąc sucho:- Sądzę, że następnym razem będę jednak słuchał.­Zauważył spojrzenie Mata i dotknął głowy.– Uzdrowiły ją, ale nie była to żadna poważna rana.Elayne niejednokrot­nie przysparzała mi gorszych.Dobry jesteś.- Nie tak dobry, jak mój ojciec.Każdego roku, jak długo pamiętam, wygrywał zawody w pałce na Bel Tine, wyjąwszy raz czy dwa, kiedy to udało się ojcowi Randa.- Pełen zainteresowania błysk znowu pojawił się w oczach Gawyna, a Mat pożałował, że kiedykolwiek wymienił imię Tama al'Thora.Aes Sedai i Przyjęte wciąż trwały skupione wokół Galada.- Musiałem.musiałem mocno go zranić.Nie miałem takiego zamiaru.Gawyn spojrzał w tamtą stronę - nie można było ni­czego zobaczyć prócz dwu rzędów kobiecych pleców, bia­łe suknie Przyjętych kreśliły zewnętrzny krąg, gdy nachylały się nad ramionami kucających Aes Sedai - i zaśmiał się.- Na pewno go nie zabiłeś, słyszałem, jak jęczał, bez wątpienia wkrótce stanie na nogach, ale teraz nie pozwolą sobie na stratę takiej szansy, teraz gdy już udało im się położyć na nim swoje ręce.Światłości, cztery z nich to Zielone Ajah!Mat rzucił mu zmieszane spojrzenie."Zielone Ajah? Dlaczego to ma mieć jakieś znaczenie?"Tamten jednak tylko potrząsnął głową.- To nieważne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •