[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiem - dodała Irenka spuszczając głowę.- Tatusiu!- Co, moje dziecko?- Czy nie ma żadnego sposobu?- Rad bym z całego serca, ale nie mogę, córeczko, nie mogę!- A czy może on zostać jeszcze przez święta?- Oczywiście, oczywiście! - odpowiedział ojciec pośpiesznie.- Po świętach dopiero powiem mu o tym.Żal mi go tak, ze wypowiedzieć tego nie mogę…- Ja wiem, tatusiu.Irenka tak przygasła, że wszyscy patrzyli na nią z niepokojem.Jeden pan Borowski wiedział, czemu dziewczyna spogląda smutno na pana Podkówkę, kiedy chłopczysko patrzył w inną stronę, i nagle uśmiecha się, kiedy na nią spojrzał.Pan Podkówka w wybornym był humorze.Posłał matce opłatek i wszystkie zaoszczędzone pieniądze.Rozpierała go radość i nadmiar ciała, gdyż wspaniale odkarmił się w tym domu: jeżeli jeden guzik przy kamizelce pękał od naporu radości, drugiemu za to groziło to samo z przyczyn bardziej materialnych.Potężnie śpiewał kolędy w dzień Bożego Narodzenia i wybornie uczcił Pana Boga.Ciotki patrzyły na niego łaskawie, z wdzięcznym pobłażaniem dla rozigranej młodości.Kiedy zaś w kilka dni po świętach pan Borowski wezwał go na dłuższą rozmowę, Irenka usiadła w kącie i nieruchomym wzrokiem patrzyła, jak się za oknami miota wichura.Dobry pan Podkówka zginie w niej niedługo, uniesiony daleko jak liść.Wyszedł on z gabinetu pana Borowskiego blady i ze śladem łez w poczciwych, mrużących się oczach.Nie to go bolało, ze traci posadę, lecz ze musi odejść z tego domu, gdzie mu było tak nieskończenie dobrze, gdzie było kilkoro ludzi dziwacznych, lecz wszyscy niewypowiedzianie zacni.A najbardziej, najserdeczniej było mu żal tej cudownej dziewczyny, co go nauczyła śmiechu, radości i młodości.Rozumiał racje pana Borowskiego i żegnał się z nim, rzuciwszy się mu w ramiona.A jednak krzywda mu się wielka stała, ze tej ślicznej duszyczki, tak czystej jak nigdy nie zmącone źródełko, i tak prawej, jak sama prawość, nie będzie już oświecał i nie będzie jej już pokazywał tych dalekości, które zaledwie przed nią zamajaczyły.Dlatego miał ciężkie łzy w oczach.- Niech się pan na nas nie gniewa - zaszemrał głos z kąta.Pan Podkówka odwrócił się szybko i ujrzał skurczoną na fotelu Irenkę.- Irenko droga - rzekł dziwacznym głosem - ja będę za was modlić się przez całe życie… Tacy jesteście dobrzy.A za ciebie, dziecinko, będę modlić się najgoręcej.Ech, co tam! Po co my o tym gadamy? Wszystkim ciężko, więc dlaczego mnie ma być lżej? Ja już umiem cieszyć się, a przedtem tego nie umiałem.Co tam! Było nie było… jeszcze się w życiu spotkamy.Głowa do góry i śmiejemy się! Ha!Wobec tego rozpłakał się jak dziecko i uciekł z pokoju.Żegnali go wszyscy jak kogoś bardzo bliskiego.Pani Borowska ucałowała go serdecznie, jak biednego brata uściskał pan Borowski.Ciotki Amelia spłakała się uczciwie, a ciotka Barbara objęła go mocnymi ramionami i dławiąc swój wstyd dziewiczy, ucałowała go w czoło.Biedny Podkówka miał wrażenie, że ktoś mu z bicza trzasnął nad głową.Potem poszedł żegnać się do babki.- Witam pana, witam! - krzyknęła babka wesoło.- Ja, proszę pani, przyszedłem się pożegnać.- Jak to, pożegnać? A czy pan tu był?- Prawie przez dwa lata! - huknął pan Podkówka.- To dziwne! - krzyknęła babka.- Nigdy pana nie widziałam…Irena sama powoziła, odwożąc go na stację kolejową.Dzień był piękny, świat wyglądał tak biało, jak chałupa wybielona na święto.Czasem patrzyła spod oka na swojego nauczyciela, co zachłannym, głodnym wzrokiem ogarniał niebo i las, i pola śpiące pod pierzyną śniegów.Chciał to wszystko zabrać w mroźnym, błękitnym wspomnieniu do miasta, w którym tylko najwyższa wieża ogląda czasem te cuda z daleka.Irenka, którą kochał najwięcej po matce, obiecała, że jeśli będzie kiedy w Warszawie, natychmiast da mu znać o tym.Jeszcze z nią nie pożegnał się, a już myślał o tym radosnym spotkaniu.Patrzył na nią i mówił do siebie:„Jak to być może, aby takie maleństwo mogło wszystkich dokoła nauczyć radości? Gdyby nie ona, smutno byłoby w białym domu.Biedny pan Borowski wtedy tylko śmieje się, kiedy ją widzi i słyszy.Ja byłem jak drąg, aż za jej sprawą coś odmieniło się we mnie.Ona nawet o matce mojej pamięta… Wielka sztuka! Ona o wszystkim pamięta.Mocna dziewczyna! Płakać się jej chce w tej chwili, a do mnie uśmiecha się, aby mnie nie było smutno.«Panna z mokrą głową»! Jasno byłoby na świecie, gdyby wszystkie panny były takie.Dobre, dobre dziecko… Niech ci Bóg błogosławi!”Nie umiał tego wszystkiego powiedzieć przy pożegnaniu, bo go ściskało coś za grdykę.Coś tam zaczął bąkać, a ona też.Wreszcie rzucili się sobie w objęcia.Pan Podkówka płakał, jak gdyby miał cztery lata, a Irenka przypomniała sobie najlepsze czasy.Dawno już, dawno nie wylała tyle łez, ile ich wylała w tej chwili, na intencję swego dobrego towarzysza, wesołego pana Podkówki.- Psiakość! - krzyknęła nagle.- Byłabym zapomniała.Pobiegła do sanek i odwiązała przytroczony z tyłu tobół.- Niech pan to zabierze do wagonu - rzekł? szybko.- A co to jest?- To nie dla pana, to dla pańskiej matki.Potem stała długo jeszcze, chociaż oddal zaśnieżona połknęła pociąg jak gąsienicę.Nazajutrz zwołała na naradę obie ciotki: wyglądało to tak, jak gdyby młody jastrząb wezwał na konferencję dwie zastrachane kuropatwy.Ciotki, nie wiedząc nic o sprawach tego świata, były przerażone, dowiedziawszy się, ze pan Podkówka był ofiarą oszczędnościowych konieczności i ze nawet taka nieznaczna pozycja, jak jego płaca, musiała zaważyć na okrojonym budżecie.Wszechwiedząca Irenka tłumaczyła im jasno, w sposób najbardziej przystępny, ze im krowa jest chudsza i im mniej dostaje pożywienia, tym mniej daje mleka.Ten ostatek ziemi, przy którym utrzymać się zdołał pan Borowski, był krową bardzo chudą.Coraz więcej było skóry i kości, coraz mniej krowy.Irenka wie o tym dobrze.Wszyscy myślą, ze ona dlatego napełnia dom cały graniem i śpiewaniem, ze ma pstro w głowie.A to nieprawda.Ona pragnie, aby matka zapomniała o tym wszystkim, co trapi ojca, a ojciec, żeby chociaż raz jeden uśmiechnął się w ciągu dwudziestu czterech godzin.Kiedy bowiem jest sam, nigdy się nie uśmiecha.Czasem głowę rękami obejmie, oprze łokcie o stół i godzinami tak siedzi, nieruchomy.Ciotki o tym nie wiedzą, nikt o tym nie wie, ale ona wie.Płacić trzeba wciąż i wciąż, a nie ma z czego.Czy ciotki widziały, że we włosach pana Borowskiego pokazały się siwe pasma, jak gdyby był we młynie i osypała go mąka? Niech się przyjrzą.On ciągle jest w młynie, w którym troska miele zgryzotę.A nocą czasem chodzi długo po pokoju, co można słyszeć doskonale.Jak gdyby pielgrzymkę odprawiał.Po takiej nocy nieodmiennie przyjeżdża ten chudy, smętny pan z czarna teką i długo rozmawia z panem Borowskim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]