[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może chciała go podniecić.Może sprawdzała stopień jego zepsucia.Obser­wowała, jak bardzo osłabło jego poczucie moralności.Jej piersi kołysały się pod cienką wełną sukienki, opinają­cą zaokrąglenia pośladków.Kiedy jednak bardziej się zbli­żył, wzięła dwie filiżanki z kawą i zręcznie odsunęła się.- Pamiętaj - powiedziała, unosząc jedną brew.- Jes­tem tylko posłańcem Ashapoli.Poszedł za nią do skromnie umeblowanego salonu.W czasie gdy rozmawiali w kuchni, przyszedł z hotelu Gordon.Miał na sobie zielone znoszone sztruksy i żółty sweter poplamiony na przodzie.- Nikt z nas nie jest zachwycony tym, co wydarzyło się dziś w nocy.Jesteście jednak Wojownikami Nocy, prowa­dzącymi świętą wojnę, a w tej wojnie, jak wielu innych przed wami, jesteście narażeni na poważne niepowodzenia.- Co musimy teraz zrobić? - spytał Gordon.- Jeśli Isabel Gowdie uciekła do innego snu, będzie trudno ją znaleźć.- Znajdziecie ją - zapewniła go Springer.- Przede wszystkim musicie pojechać do Dover i sprawdzić w praw­dziwym tunelu.Odkryjecie zapewne, że tam, skąd wydobyli­ście we śnie Isabel Gowdie, istnieje prawdziwa dziura.Kiedy opuszczaliście jej sen, budziła się i teraz może wydostać się z tunelu jako prawdziwa kobieta, tak jak to zrobiła we śnie.Prawdziwych ludzi można wyśledzić.Prawdziwych ludzi można znaleźć.Ona nie ma ubrania ani pieniędzy i słabo zna współczesną Anglię.Jeśli odszukacie ją w rzeczywistym świecie, łatwiej będzie wam złapać rezonans jej snu.- A więc wybieramy się znowu do Dover? - spytał Gordon.- Możecie wziąć mój samochód.Stanley właśnie szczotkował włosy, kiedy do pokoju weszła Angie, nadal mając na sobie nocną koszulę.Stanęła za nim, przez chwilę go obserwując.- Jak myślisz, czy w ogóle ją złapiemy? - spytała.Stanley odłożył swoje szczotki.- Na pewno ją znajdziemy.Musimy, bo inaczej ty i ja umrzemy potępieni.Przez chwilę milczała.Stanley naciągnął rudy sweter na koszulę i założył swego Rolexa, którego dostał od Orkiestry Barokowej z San Francisco po wspólnym wykonaniu Fiori Musicali Frescobaldiego w Carnegie Hall w Nowym Jorku.Krytycy muzyczni z „New York Timesa” opisali grę Stanleya jako „wspaniałą.znaczenie słowa barok wywodzi się być może od nie polerowanej perły, ale pan Eisner jest najbardziej wypolerowaną perłą zespołu, który jest koroną polerowanych pereł”.- Ten sen, który miałam dziś rano.o Paulu i Maćku - powiedziała Angie.- O co chodzi? Przecież to tylko sen.- Tak, wiem.Ale to był taki sam sen, jaki miałam o tobie.Byłam cała.no, byłam cała mokra po wszystkim.- Co mam ci na to powiedzieć? Że jestem zazdrosny? Jak mogę być zazdrosny o sen?- Nie powinnam była tego robić, prawda? - Angie podeszła bliżej.- Przez to Paul i Mack też mają teraz Nocną Plagę.- Taka jest natura Nocnej Plagi, kochanie.Właśnie tak się ona przenosi.To nie twoja wina.- Ale powinnam zostać ukarana, prawda?- Ukarana?Zaczęła nerwowo miąć w dłoniach przód koszuli.- Powinieneś mnie zbić, albo coś w tym rodzaju, za takie sny, nie uważasz?Stanley zmierzył ją od góry do dołu.Miał właśnie powie­dzieć: „Zbić cię? oczywiście, że nie”, ale nagle w jego umyśle rozbłysła jedna maleńka niebezpieczna myśl.Podszedł do niej i bez zastanowienia włożył dłoń między jej nogi i brutal­nie pocałował ją w czoło.- Być może masz rację.Może powinienem cię zbić.Zamknęła oczy i nadstawiła usta.Pocałował jej wargi i ścisnął boleśnie jej język między zębami.Poczuł krew.Skrzywiła się i próbowała krzyknąć, ale puścił ja dopiero po dłuższej chwili.- Gdy wrócimy z Dover - powiedział - dam ci to, na co zasłużyłaś.Kiedy jechali przez Kent, mgła opadła i koło południa dzień zrobił się zimny i słoneczny.Zatrzymali się na lunch w „Bell” w malowniczej wiosce Smarden.Stanley był zachwycony restauracją.Zbudowana została w XV wieku, miała kamienne posadzki i prawdziwy kominek.Usiedli razem przy dębowym stole, blisko ognia i zjedli po ogrom­nym steku z cynaderkami, popijając to piwem.Zimowe słońce przeświecało poprzez dym.Stanley nagle pojął, jak łatwo w Anglii przejść we śnie z jednego wieku w drugi.Tutaj, w Smarden, stulecia leżały na sobie jak warstwy tortu.Ruszyli dalej.Zaczęło się ściemniać, kiedy w końcu dotarli do Dover.Podczas drogi nie rozmawiali wiele.Zbyt niepokoili się o to, jak znajdą Isabel Gowdie i jak mają sobie z nią poradzić, kiedy już ją znajdą.Samochód Springer miał automatyczną skrzynię biegów, tak że Stanley mógł prowa­dzić przez większość podróży.Henry nie zdradzał ku temu ochoty.Nie lubił prowadzić, szczególnie tutaj, gdzie jeździło się tak szybko i to w dodatku po złej stronie drogi.Kiedy skręcili w Jubilee Road, która prowadziła wprost do doków, zapaliły się uliczne lampy.Kanał w mroku wyglądał jak szary zimny klej do tapet.- Nie rozumiem, jak pani Gowdie mogła dotrzeć tak daleko.Bez ubrania.Bez pieniędzy - powiedział Gordon.- Nigdy nie lekceważ sług szatana - odparł Henry.- Udało jej się uniknąć wykonania wyroku śmierci.Przeżyła trzy stulecia w wapiennej skale.Uciekła pięciu najdzielniej­szym Wojownikom Nocy.Znalezienie jakichś rzeczy nie wydaje się zbytnią trudnością dla kobiety o takim samoza­parciu.W Dover ruszyli na zachód, aż dojechali do placu robót.We śnie udało im się bez przeszkód dotrzeć do tunelu.Teraz jednak zostali zatrzymani przez wysokie druciane ogrodze­nie i strażnika o szerokiej twarzy w niebieskim paramilitarnym swetrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •