[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Witaj, panie rzekł z szacunkiem przybysz. Gdzie byłeś? zapytał groznie płowowłosy.381 Dziś rano lord Barak zabrał kilku swoich gości na polowanie.Jechali tą samątrasą co ja i nie chciałem podążać za nimi zbyt blisko. Widzieliśmy ich głębiej w puszczy burknął niechętnie szlachcic. A więc,co podsłuchałeś? Niewiele, panie.Królowie spotykają się ze starcem i kobietą w strzeżonych kom-natach.Nie mogę podejść dość blisko, by słyszeć, co mówią. Płacę ci szczerym złotem za to, żebyś podchodził dość blisko.Wracaj do pałacui staraj się znalezć sposób, by odkryć, o czym rozprawiają. Spróbuję, panie mężczyzna w zielonym płaszczu skłonił się dość sztywno. Nie tylko spróbujesz warknął płowowłosy. Jak sobie życzysz, panie przybysz zaczął zawracać konia. Czekaj rozkazał szlachcic. Udało ci się spotkać z naszym przyjacielem? Z twoim przyjacielem, panie sprostował z niesmakiem tamten. Odnalazłemgo, poszliśmy do karczmy i porozmawialiśmy chwilę. Co powiedział? Nic użytecznego.To typowe dla takich jak on.382 Czy spotka się z nami, jak obiecał? Powiedział, że tak.Jeśli chcesz mu wierzyć, twoja wola.Szlachcic nie zwrócił na to uwagi. Kto przypłynął z królem Sendarów? Starzec, kobieta, jeszcze jeden starzec, chyba jakiś sendarski szlachcic.Takżelord Barak, Drasanin o twarzy łasicy i jeszcze jeden Sendar, jakiś prostaczek. I to wszyscy? Nie było z nimi chłopca?Szpieg wzruszył ramionami. Nie sadziłem, że chłopak też jest ważny wyjaśnił. Więc jest tutaj, w pałacu? Tak, panie.Zwykły sendarski chłopiec, mniej więcej czternastoletni.Chyba jestczymś w rodzaju służącego tej kobiety. Dobrze.Wracaj do pałacu i zbliż się do tej komnaty na tyle, by podsłuchać,o czym mówią królowie i starzec. To może być niebezpieczne, panie.383 Będzie jeszcze bardziej grozne, jeśli tego nie zrobisz.Teraz jedz zanim wróci tamałpa Barak, i zobaczy, że się tutaj włóczysz.Zawrócił konia i wraz ze swoimi wojownikami zniknął w lesie za drogą, wijącą sięwśród czarnych drzew.Mężczyzna w zielonym płaszczu posępnie spoglądał za nimi, po czym także odje-chał w stronę, z której przybył.Garion wyprostował zgięte kolana.Tak mocno zaciskał palce na drzewcu włóczni,że teraz czuł ból.Uznał, że cała sprawa posuwa się za daleko.Najwyższy czas komuśo tym powiedzieć.Wtedy, dość daleko jeszcze, w głębi zasypanej śniegiem puszczy, usłyszał graniemyśliwskich rogów i rytmiczne, dzwięczne uderzenia mieczy o tarcze.Nadchodziliłowcy, pędząc przed sobą zwierzynę.Usłyszał trzask gałęzi i w polu widzenia pojawił się wielki jeleń.Oczy płonęły muprzerażeniem, a wspaniale rogi wznosiły się wysoko nad głową.Wystarczyły trzy po-tężne skoki, by zniknął.Garion trząsł się z podniecenia.384Rozległy się kwiki, tupot i ścieżką przebiegła locha o przekrwionych ślepiach, a zanią pół tuzina przestraszonych warchlaków.Garion cofnął się za drzewo i pozwolił imprzejść.Kolejne kwiki były grubsze i brzmiało w nich mniej strachu, a więcej złości.Dzik Garion to wiedział, nim jeszcze zwierz wynurzył się z krzaków.Gdy się pojawił, ser-ce chłopca zamarło.To nie był tłusty, senny wieprzek ale rozjuszona, wściekła bestia.Połamane w biegu gałązki i skrawki kory przylegały do straszliwych, żółtych kłów wy-stających przed rozwarty ryj.Były niemym dowodem, że dzik zaatakuje wszystko, costanie mu na drodze drzewa, krzaki czy sendarskiego chłopca, który nie ma dośćrozsądku, by uciec jak najszybciej.I wtedy zdarzyło się coś bardzo dziwnego.Tak samo jak dawno temu, w pojedynkuz Rundorigiem, albo podczas bójki z rzezimieszkami Brilla na uliczce Muros, Garionpoczuł, że krew szybciej krąży mu w żyłach.W uszach zabrzmiał dzwięk dzwonów.Usłyszał dumne wyzwanie i nie mógł uwierzyć, że pochodzi z jego własnych ust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]