[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle ludzi wyjechało w osiemdziesiątym pierwszym.Idziemy? E tam.Chyba nie.Iwona łapie Martę za włosy, jej oddech pachnie alkoholem. Proszę Marteńki, chodz ze mną do łazienki.Marta opiera się. No, nie wiem.Iwona wyskakuje z łóżka, chwieje się, Marta natychmiast jest przy niej.Aapie ją zarękaw, przytrzymuje. Chyba się upiłaś.Iwona potakująco kiwa głową. Nie jest to całkowicie wykluczone.Opiera się o Martę i obie wychodzą z pokoju.NOCZwieca jest biała i długa.Wosk z tamtej, dopalonej, wylał się ze świecznika i ścieka nalniany obrus.Marta wyjmuje z pudełka papierosa, zapala, zaciąga się, potem opada na poduszkękoło Iwony. Nie wydał ci się dziwny ten kraj, po tylu latach?Iwona chwilę milczy. Wprost przeciwnie, bardziej normalny.Co to jest te paręnaście lat wobec wieczności.Nie zaszkodzi ci ten papieros? Przecież rzuciłaś? Daj spokój z tym filozofowaniem. Marta podnosi papierosa do góry, kreśli nimkoła. Nie sądzę.Nie będę paliła.Wiem. A daj ci Boże.Wieczność jest niebezpieczna.Boisz się śmierci? A kto tu mówi o śmierci? Marta patrzy na swoje dłonie.Dym krąży po pokoju. Ja.Nie o śmierci, tylko o strachu.Marta decyduje się. Jak ojciec był w szpitalu, to zapytałam go, czy się boi.A on powiedział, że nie.%7łeżycie już dla niego straciło smak.Powiedział to tak, że aż poczułam tę stratę.Może się bał.Marta czeka.Iwona podejmuje temat: Ludzie są dziwni.Nie mogą przyznać się nawet do strachu.%7łałuję, że nie byłam zrodzicami.jak.wiesz, odchodzili.Wszyscy chcą prawdy, ale pod warunkiem, że ta prawdabędzie po ich myśli.Czy mnie kochasz? Ale powiedz prawdę.Kocham cię, oczywiście.Czymnie nie zdradziłeś? Nigdy.Czy będę żył, doktorze? Zniosę wszystko, byleby to była prawda.byleby się okazało, że będę żył.Taka prawda wygodna dla mnie.Nie sądzisz? Iwonazawiesza ostatnie słowo w powietrzu.Marta podnosi się na łokciu i gasi papierosa.Przydusza go mocno, tak żeby nie dopalałsię w popielniczce jak niedopałki Iwony. Nie wiem. Jej drobne palce przyduszają niedopałek jeszcze raz i jeszcze.Iwona milknie.Może zaśnie, jest już pózno. Widziałaś się z Saranowiczem?To pytanie przeszywa Martę na wskroś. Nie.Wyjechał.Mówiłam ci już, że wyjechał na dwa tygodnie. Ten to ma dobrze. Iwona mówi wolno, sennie.Na pewno za chwilę zaśnie. Niema szampana?Jednak nie zasnęła.Marta przechyla butelkę, parę kropel trzyma się szyjki. Wypiłyśmy. To nalej mi coca-coli. Ten rozkazujący ton działa na Martę jak płachta na byka, aleschyla się i wyciąga spod łóżka butelkę. Mam wrażenie, że.Niepotrzebnie gada.Twarz Iwony robi się zła. Nie płacę ci za opowiadanie wrażeń, do cholery! Nalej! Niezdrowa jest mówi Marta i nalewa do podstawionego kieliszka brunatnego płynu. Co ty nie powiesz? Zachoruję? Za pół roku mi się porobią dziury w zębach, a zadziesięć lat wrzody? Dlaczego mi nie każesz wrzucić złotówki, żebym zobaczyła, jak coca-colazżera nasz cynk, czy co tam dodajecie do tych waszych pieniędzy? Obiecaj mi, że za parę latdopadnie mnie paradentoza z powodu coca-coli! Obiecaj. Iwona jest agresywna. Obiecajno! Ty masz nie po kolei z tym niezdrowo , kobieto! Podnosi kieliszek w kierunku Marty.Chcesz trochę? Dziękuję szepcze Marta.Iwona pochyla się nad nią. Bez obrażanka koleżanka. Bez. Marta kiwa głową. Głupio się kłócimy. Iwona czuje, że przesadziła. Ja się nie kłócę. Marta jest znowu drewniana, drewniane są jej ręce i jej głos.%7łebytylko brzuch nic nie mówił. Jakoś mi tak.Nie wiem. próbuje się usprawiedliwić Iwona.Ale Marta już nie jest ta, co przed chwilą. Sami sobie robimy to, jak nam jest. Czyja ci płacę za komentarze? Iwona przesuwa się na krawędz łóżka, już nie jestsenna, jej oczy zwęziły się. Nie wiem. Marta nie może ukryć irytacji. Otóż nie płacę.Już wiesz. Te słowa rozłażą się na wszystkie strony, zimne,niedobre.Kobiety milkną.ZWITMarta unosi się na łokciach i przygląda się śpiącej Iwonie.Prawą rękę Iwona zarzuciławysoko nad głowę.W bladym brzasku świtu jej gęste rzęsy rzucają cień na policzki, niezmytymakijaż, włosy w nieładzie. Co się tak gapisz? Na dzwięk głosu Iwony Marta podskakuje.A więc nie spała.Marta się podnosi. Nie gapię się.Pozwól mi odejść.Ręka i pomalowane paznokcie.Lakier francuski, ładny odcień.Maleńki zegareczek obok.Dłoń powoli pełznie w kierunku srebrnej tarczy przy poduszce. Przed czasem? Która godzina? Masz zegarek obok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]