[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kosk to skrót od „Komendanta Odcinka Stosunków Kulturowych".Możesz już wyprostować usta.Może w tym kontekście „stosunki" nie jest najwłaściwszym słowem.„Wymiana Kulturalna" wyrażałaby to lepiej.Mam stopnie naukowe z archeologii i antropologii kulturowej, co głów­nie przyciągnęło mnie do służby cywilnej.Rodzaj praktycz­nego zastosowania teorii.Sprawę obcego artefaktu śledzi­łem z wielką ciekawością.Byłem więc dojrzały do zerwania, można powiedzieć, kiedy Śmierdziel Benbow zaproponował mi zgłoszenie się na ochotnika.- Śmierdziel?- Tak, zabawne przezwisko, jeszcze z czasów akademii.Dotyczy jakiegoś eksperymentu chemicznego.To nie ma absolutnie nic do rzeczy.Dobrze się zastanowiłem nad tą robotą, nim wziąłem urlop zza biurka.Wspaniała zabawa.Aż do teraz, mówiąc ściśle.- Zostaje nam młody Floyd.Też admirał? Zrobił potulną minę.- Daj spokój, Jim, ty chyba nie wiesz, co mówisz.Ja w ogóle wyleciałem z akademii, nigdy jej nie ukończyłem.Pogroziłem mu palcem.- Musisz mieć jakąś wartość dla Korpusu Specjalnego, nawet bez dyplomu.- Tak.No cóż, mam.Naprawdę jestem jakby instruk­torem.- Pochwal się, Floyd! - zawołał z dumą Stingo.- Sta­nowisko głównego instruktora w szkole walki wręcz to nie powód do wstydu.- Całkowicie się zgadzam! - wykrzyknąłem.- Przecież gdybyś nie był cudownym dzieckiem w sztuce walki bez użycia broni, nie byłoby nas tutaj.Dziękuję, przyjaciele.Misja skończona z pomyślnym skutkiem.Wypijmy za sukces.Kiedy wstaliśmy z miejsc, stuknęliśmy się szklaneczkami i wypiliśmy do dna, pomyślałem o mojej matce.Robię to bardzo rzadko; najwyraźniej to całe mącenie męsko damskiej mitologii wydobyło ją z zapomnienia.Czy jak to zwykła nawijać bardzo przesądna Mamuśka.Miała zabo­bon na każdą okazję.Najlepiej pamiętam, jak załatwiała faceta, kiedy coś podziwiał albo rozpływał się nad pogodą.Zwykle mówiła „Ugryź się w język".Co miało znaczyć: nie kuś bogów.Nie zadzieraj nosa.Pochwały na pewno wywołają przeciwny efekt.Ugryź się w język, kochana staruszko.Co za dyrdymały.Opuściwszy szklankę, zobaczyłem jakąś kobietę, która wkuśtykała przez drzwi.Młoda niewiasta w podartym odzieniu, brudna i słaniająca się na nogach.- Śmiertelne niebezpieczeństwo.- wymamrotała.-Katastrofa.zagłada!Madonetka chwyciła ją nad samą podłogą, wysłuchała szeptu i podniosła wzrok ze strasznym wyrazem twarzy.- Jest ranna, bełkocze.coś o.gmachu nauki.Znisz­czony, przepadło.Wszystko.Czułem, jak lodowate szczypce wpijają mi się w piersi i gniotą tak mocno, że nie mogę złapać oddechu.- Artefakt.- Zdołałem wykrztusić.Madonetka wolno pokiwała głową.- Właśnie tam się znajdował, tak mi powiedzieli.W gmachu nauki.Na pewno więc też uległ zniszczeniu.ROZDZIAŁ 21Wspólna decyzja Stalowych Szczurów była prosta: wy­starczy jak na jeden dzień.Byliśmy przy życiu, może tylko w nie za dobrej formie.Znaleźliśmy artefakt, a zatem wypełniliśmy misję.Fakt, że uległ zniszczeniu, nie miał związku z naszym sukcesem.Przynajmniej miałem taką nadzieję.Teraz muszą mi dostarczyć antidotum na truciznę.Trzymałem się kurczowo tej myśli, kiedy kładłem się spać.Przyszedł czas na odpoczynek.Rany musiały się wygoić, tkanka zabliźnić, zmęczenie ulotnić: medytacja i dobry nocny sen zatroszczyły się o to wszystko.Kiedy nazajutrz rano zwlokłem się z łóżka, słońce oświetlało jaskrawo ogród naszej nowej rezydencji.Sen odegnał znużenie, co znaczyło, że każdego siniaka czułem z jeszcze większym entuzjazmem.Medytacja zaczynała przezwyciężać zmęczenie; opadłem na fotel i czekałem na zadziałanie miłosierdzia.Niebawem wszedł Stingo, zataczał się na kulach i wyglądał tak samo, jak ja się czułem.Klapnął w fotel naprzeciw mnie.Przywitałem go uśmiechem.- Dzień dobry, admirale.- Proszę cię, Jim - wciąż jestem Stingo.- A więc, Stingo, skoro przebywamy chwilowo sami, pozwól wyrazić sobie serdeczną wdzięczność za przerwanie seansu prania mózgu u Żelaznego Johna.Za co zapłaciłeś niestety iście fizyczną cenę.- Dzięki, Jim.Doceniam to.Lecz musiałem tak po­stąpić.Ocalić cię przed zaprogramowaniem.Poza tym naprawdę straciłem panowanie nad sobą.Zaiste, miś plu­szowy! Kompletne zafałszowanie historii.- Żadnego misia pluszowego? Żadnej złotej piłki?- Złota piłka, owszem.Symbolizuje niewinność, przyje­mności dzieciństwa bez odpowiedzialności.Traci się je, człowiek dorasta.Aby odzyskać wolność, mit podpowiada nam, że musimy znaleźć piłkę pod matczyną poduszką - i wykraść.- Ale w społeczeństwie pozbawionym kobiet nie można mieć matki - więc mit należało ułożyć na nowo?Stingo kiwnął głową, po czym skrzywił się i dotknął bandaży na głowie.- Raczej opowiedzieć.W pierwotnej legendzie Matka nie pozwala swojemu maluchowi dorosnąć, postrzega syna jako małego i zależnego chłopca na zawsze.Niezależność trzeba matce wydrzeć - stąd złota piłka pod poduszką.- Co za chłam.- Ale fascynujący.Ludzkość potrzebuje mitów do ra­cjonalizowania życia.Wypacz mity, a wypaczysz społe­czeństwo.- Tak jak Wielki Rudzielec i jego kumple po drugiejstronie muru?- No właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •