[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przed dziobem maszyny wciąż wisiała oślepiająca kula ognia.Rus­sell wiedziała, że to tylko złudzenie.W rzeczywistości niczego nie mogło być w powietrzu na jej kursie.Mimo to z trudem się opanowywała, żeby nie skręcić w bok.Należała do pilotów starszej daty, nie miała pełnego zaufania do skomputeryzowanych przyrządów samolotu, toteż instynkt jej podpowia­dał, że gdyby ominęła hakiem strefę zagrożenia, i tak mogłaby później ręcz­nie naprowadzić maszynę na cel.Przeważyło jednak wojskowe wyszkolenie.Pozostała na kursie, zacisnąwszy tylko mocniej dłonie na drążku sterowym.Odległe eksplozje zalewały kabinę widmowymi błyskami.Raz i drugi smugi reflektorów przesunęły się po samolocie.Leciała wprost nad gromadę usta­wionych na ziemi szperaczy.Serce zabiło jej mocniej.Mimo woli krzywiła się boleśnie, ilekroć baterie przeciwlotnicze w dole oddawały kolejną salwę.Bez wątpienia obserwatorzy namierzyli po odgłosie silników, że kieruje się nad miasto, bo ostrzał wyraźnie przybierał na sile.W słuchawkach, oprócz cichego popiskiwania ostrzeżeń radarowych, sły­szała tylko sygnały dźwiękowe systemu nawigacyjnego i naprowadzającego.Oznaczały, że powinna zacząć schodzenie na pułap bombardowania.Przesu­nęła w dół dźwigienki gazu i delikatnie popchnęła drążek, opuszczając dziób samolotu.Baterie przeciwlotnicze strzelały zaciekle.W radiu panowała ci­sza.Niewidoczna dla radarów maszyna nie potrzebowała radiowego wspar­cia, nie trzeba było zagłuszać meldunków nieprzyjaciela.Zbędna była rów­nież osłona myśliwców, a także komunikaty kontroli naziemnej śledzącej jej lot.Wystarczył jeden samolot, jeden pilot i dwie bomby.A chińska obrona przeciwlotnicza biła rekordy szybkostrzelności.Jaśniejszy rozbłysk na ziemi zaznaczył miejsce odpalenia samonaprowadzającego pocisku rakietowego, który w ciągu trzech sekund wszedł na trajektorię balistyczną.Ale jego czujniki podczerwieni także nie mogły namierzyć gazów wylotowych F-117.Dzięki zamontowanym w kadłubie silnikom ze specjalnymi układami chło­dzenia spalin i rozłożystym płatom stateczników ogonowych maszyna pra­wie wcale nie zostawiała za sobą śladu cieplnego.Pocisk bezpiecznie eks­plodował setki metrów nad ziemią.Nagły huk i lekkie zakołysanie maszyny natychmiast przykuły uwagę Russell.Zabrzmiało to tak, jakby rozpędzonym samochodem zawadziła o wielki wystający z drogi kamień.Ale nie zapaliła się ani jedna lampka alarmowa.Wskaźnik poziomu paliwa nadal monotonnie odmierzał ubywające litry ben­zyny.Lauren zaczerpnęła głęboko w płuca czystego tlenu z butli.Pewnie w osło­nę trafił spadający odłamek, pomyślała, albo zderzyłam się z ptakiem spłoszo­nym przez kanonadę.Przed nią znów rozpościerało się gwiaździste niebo.Prze­leciała przez strefę ostrzału.Kolejny elektroniczny sygnał przypomniał jej, że osiągnęła pułap tysiąca pięciuset metrów.Szybko wyrównała lot.Chwilę póź­niej inny pisk nakazał jej zmienić kurs, skręcić trzydzieści stopni w lewo.W słabym blasku gwiazd ujrzała w dole strzeliste kominy.Wiedziała, gdzie się znajduje.Stąd mogłaby sama naprowadzić maszynę nad cel i zrzu­cić bomby.Ale programiści precyzyjnie wybrali miejsce i czas odczepienia ładunków.Pierwsza bomba miała trafić w bramę hali, gdzie produkowano pociski artyleryjskie kalibru sto pięćdziesiąt pięć milimetrów.Przed budyn­kiem zwykle stały załadowane amunicją, gotowe do odjazdu ciężarówki.Stu-kilogramowa bomba powinna całkowicie zniszczyć rampę i plac załadunko­wy.Druga natomiast miała wpaść przez szyb wentylacyjny do podziemnych bunkrów magazynowych.Russell nie miała wiele do roboty.Komputer powinien nawet otworzyć klapy przedziału bombowego przed zrzuceniem ładunków.Tylko wtedy zmie­niona sylwetka samolotu mogła dać wyraźne echo radarowe, zatem przez kilka sekund Lauren miała być narażona na celny ogień obrony przeciwlotni­czej.Odepchnęła od siebie myśli o zagrożeniu i skupiła się na widocznych w dole fabrycznych kominach.Komputer, dotąd naprowadzający na podsta­wie wskazań radaru czołowego, automatycznie przełączył się na dane z po­dobnego urządzenia pod brzuchem maszyny.Russell na wszelki wypadek oparła kciuk na przycisku ręcznego wyzwalacza bomb i wbiła wzrok w ekran.Kiedy wskaźnik odległości do pierwszego celu odliczył do zera, komputer pokładowy otworzył klapy i zwolnił uchwyty bomby.Samolot nawet się nie zakołysał, Lauren musiała tylko skorygować nieco wysokość.Układy napro­wadzające bomby były sterowane przez niewidoczny promień laserowy strze­lający spod dziobu maszyny.Na ekranie natychmiast wyświetliły się wskaza­nia odległości do drugiego celu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •