[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Budził się ze swojego krwawego snu.Potrząsnął głową, wziął kilka głębokich oddechów.Bolały go plecy.- Czarny Mieczu! Daj mi swoją siłę!Uderzał w twarze, ramiona, piersi, nogi, aż cały pokryty został krwią napastników.- Co z tobą, mieczu? Nie chcesz mi pomóc? Nie chcesz walczyć z tymi stworami, bo pochodzą z Chaosu tak jak i ty?Nie, to nie mogło być powodem.Po prostu miecz miał dosyć sił witalnych i nie przekazywał już ich Elrykowi.Walczył jeszcze przez godzinę, zanim jakiś jeździec na wpół oszalały z przerażenia nie uderzył go w głowę.Cios nie roztrzaskał mu czaszki, tylko ogłuszył go na tyle, że upadł pomiędzy pocięte ciała.Chciał się podnieść, ale uderzony po raz drugi, stracił przytomność.ROZDZIAŁ 8ŚMIECH CZAROWNIKAJest lepiej niż przewidywałem - mruknął zadowolony Theleb K’aarn.- Wzięliśmy go żywcem.Elryk otworzył oczy i spojrzał z nienawiścią na czarownika, który gładził się po czarnej brodzie.Niewiele pamiętał z wydarzeń, które przywiodły go tutaj, zdanego na łaskę przeciwnika z Pan Tang.Przypomniał sobie strumienie krwi, śmiechy, śmierć, ale wszystko to było raczej podobne do snu niż do jawy.- Co za niebywała furia, renegacie.Myślałem, że jest z tobą cała armia.Ale bez wątpienia strach pomieszał ci zmysły, biedaku.Nie będę tracił czasu na wyjaśnianie przyczyny tego zbiegu okoliczności.Mogę zawrzeć pakt z Panami z innych wymiarów, jeśli dam im twoją duszę.Ciało zachowam dla siebie, aby pokazać Królowej Yishanie, co zrobiłem z jej kochankiem.Elryk zaśmiał się ignorując Theleb K’aarna.Kelmainowie czekali na rozkazy.Jeszcze nie zajęli Kaneloon.Słońce świeciło teraz nisko nad horyzontem.Elryk widział stos trupów wokół siebie.W złotych twarzach Kelmainów zobaczył nienawiść i strach.Uśmiechnął się jeszcze raz.- Nie kochani Yishany - powiedział wreszcie spokojnie.Tak jakby było mu wszystko jedno, czy jest z nim Theleb K’aarn.- Twoja zazdrość sprawia, że tak myślisz.Aby odnaleźć cię, opuściłem Yishanę.Nigdy miłość nie kierowała krokami Elryka z Melniboné, czarowniku.Tylko nienawiść.- Nie wierzę ci - odparł Theleb K’aarn.- Kiedy całe południe będzie należeć do mnie, no i do moich towarzyszy, zdobędę Yishanę i uczynię ją Królową Całego Zachodu i Południa.Wspólnymi siłami opanujemy Ziemię.- Wy, z Pan Tang, byliście zawsze dziwną rasą, wciąż myślicie o podbojach i o złamaniu równowagi Młodych Królestw.- Pewnego dnia - warknął Theleb K’aarn - Pan Tang będzie tak potężne, że twoje Chwalebne Cesarstwo wyda się przy nim pyłkiem zagubionym gdzieś w historii.Ja jednak nie robię tego wszystkiego dla chwały Pan Tang.- Więc dla Yishany? Na bogów, czarowniku, cieszę się, że kieruje mną nienawiść, a nie miłość.Sprawiam chyba o połowę mniej kłopotów niż zakochani.- Rzucę całe południe do stóp Yishany, a ona będzie z tego zadowolona!- Nudzi mnie twoje gadanie.Co chcesz ze mną zrobić?- Najpierw sprowadzę cierpienia na twoje ciało.Na początek bardzo delikatne.Będę tak to robić, aby wyzuć cię zupełnie z osobowości.Później skontaktuję się z Władcami Górnego Piekła, by dowiedzieć się, któremu najbardziej zależy na twojej duszy, i który da za nią najwięcej.- A co zrobisz z Kaneloon?- Kelmainowie zajmą się tym.Teraz potrzebny jest już tylko nóż, aby zarżnąć śpiącą Myshellę.- Jest chroniona.Twarz czarownika na chwilę pociemniała, ale zaraz wybuchnął śmiechem.- Też coś.Wrota zostaną rozbite, a twój rudy przyjaciel zginie razem z Myshellą.Theleb K’aarn przejechał palcami po swoich natłuszczonych, kręconych włosach.- Na prośbę Umbdy pozwoliłem Kelmainom odpocząć przed zniszczeniem zamku.Kaneloon spłonie przed zmierzchem.Elryk spojrzał na zamek i ośnieżoną równinę.Był pewien, że jego próby nie pokonały zaklęcia czarownika.- Myślę.- zaczął, lecz przerwał zobaczywszy srebrno-złoty błysk na murach.Jeszcze nie sformułowana myśl zaczęła mu się kołatać po głowie.- Co? - spytał ostro Theleb K’aarn.- Nic.Zastanawiałem się tylko, gdzie jest mój miecz.Czarownik wzruszył ramionami.- Nigdzie tam, gdzie mógłbyś go odnaleźć, łotrze.Zostawiliśmy go w miejscu, gdzie upadł.To przeklęte ostrze nie będzie ci już potrzebne.Ani też żadne inne.Elryk zastanawiał się, co by się stało, gdyby zawołał swój miecz.Nie mógłby go chwycić, bo czarownik związał go solidnym jedwabnym sznurem.Jedyne, co mógł, to go wezwać.Wstał.- Chcesz mnie, Biały Wilku? - spytał nerwowo Theleb K’aarn.Elryk odpowiedział mu uśmiechając się.- Chcę tylko lepiej zobaczyć upadek Kaneloon, to wszystko.Albinos przymknął oczy i zaczął szeptać pewne imię.Czarownik złapał długi nóż, skoczył ku niemu i chwycił go za włosy.- Zamknij się, szakalu! - krzyknął przystawiając mu ostrze do gardła.Elryk wiedział jednak, że ten desperacki plan jest ostatnią nadzieją, więc szeptał dalej.Modlił się, aby pragnienie powolnej zemsty przeważyło w myślach Theleb K’aarna, nad możliwością natychmiastowego zabicia jeńca.Czarownik zaklął starając się otworzyć mu usta.- Na początek utnę ci ten przeklęty język!Elryk ugryzł go w rękę.Poczuł krew czarownika i wypluł ją.- Na Chardrosa! - wrzasnął Theleb K’aarn.- Gdybym nie poprzysiągł sobie, że twoja śmierć trwać będzie miesiącami.W szeregach Kelmainów rozległ się hałas.Był to jęk zaskoczenia wypływający z setek gardzieli.Theleb K’aarn odwrócił się i gwizdnął.Czarny kształt przemieszczał się w powietrzu.Był to miecz runiczny.Elryk zawołał go głośno:- Do mnie, Zwiastunie Burzy!Czarownik popchnął Elryka i uciekł między szeregi Hordy.- Zwiastunie Burzy!Miecz wisiał teraz nad Melnibonéaninem.Kelmainowie jeszcze raz krzyknęli na widok czegoś podnoszącego się znad murów Kaneloon.Przerażony Theleb K’aarn wyjąkał do Umbdy:- Książę! Przygotuj swoich ludzi do ataku! Czuję, że jesteśmy w niebezpieczeństwie.Umbda nie zrozumiał i czarownik musiał powtórzyć mu swoje słowa w języku Kelmainów.- Nie pozwólcie odzyskać mu miecza! - dodał.Zaczął wrzeszczeć w mowie Kelmainów i wielu wojowników opuściło szeregi starając się złapać runiczny miecz.Zwiastun Burzy przeciwstawił się im i wszyscy zginęli.Już nikt więcej nie miał odwagi podejść do niego.Miecz powoli zbliżał się do Elryka.- Elryku! - krzyknął Theleb K’aarn.- Jeśli mi umkniesz, to i tak cię odnajdę.- A jeśli to ty mnie umkniesz - odparł Melnibonéanin - też bądź pewien, że cię odnajdę.Rzecz, która opuściła zamek, wykonana była ze srebrnych i złotych piór.Szybowała przez chwilę wysoko nad Hordą z Kelmain, po czym skierowała się ku niej.Elryk, mimo iż nie widział jej dokładnie, wiedział, czym jest.Dlatego wezwał Zwiastuna Burzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •