[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powinna była przed wejściem na scenę łyknąć jedną wzmocnioną.- Może cię poznała.Bo trzeba być koniem, żeby znieść spo­kojnie twój widok.Liza Ebner zaśpiewała z początku piosenkę ludową o miłości, wierności i o wianku z kwiatów polnych, które niestety kiedyś zwiędną; ale z nadejściem każdej wiosny kwiaty rozkwitają na nowo, a słońce nie gaśnie nigdy.Dlatego kochajmy!- To mnie po prostu ścięło z nóg - powiedział Kowalski ani trochę tym nie wzruszony.- Kwiatki polne! Czyż jestem krową?- Trafiłeś w sedno - oświadczył Asch.- W moich oczach byłeś zawsze bydlakiem.Liza Ebner zaśpiewała swoim małym, słodkim głosikiem jesz­cze jedną, niemniej tkliwą piosenkę.Aplauz nie był zbyt wielki.Kapitan Witterer podniósł się i bił brawo wytrwale, co skłoniło Ascha do natychmiastowego zaprzestania oklasków.- Ale teraz - powiedział Kowalski rozpierając się wygodniej na krześle - teraz nastąpi wreszcie coś ludzkiego.Charlotta zapowiedziała tancerkę Violę.Zrobiła to w krótkich, lapidarnych słowach.- Dotykanie surowo wzbronione - powie­działa i na sali podniosła się pełna oczekiwania wrzawa.Jeden z żołnierzy gwizdnął przeraźliwie.Chudy oficer znowu zadygotał.Żandarm skoczył na salę jak jastrząb.Kiedy jednak chciał ująć gwiżdżącego, natrafił na pełen oburzenia opór.Charlotta uśmiechnęła się z nie ukrywaną ironią.Spodziewała się tego ożywionego zainteresowania.Zanim zeszła ze sceny, spojrzała szyderczo na Kowalskiego, który się natychmiast wy­twornie wyprostował; był później niesłychanie zaskoczony, kiedy się sam na tym ruchu przyłapał.Weszła Viola, stanęła w lekko przyćmionym świetle reflekto­rów.Miała na sobie kostium wyglądający na węgierski czy na coś w tym rodzaju.W każdym razie Bałkany.Strój uzupełniały czerwone buciki.- Wiele tu nie widać - powiedział Kowalski lekko zawie­dziony.- Ale to jeszcze przyjdzie.Przecież tańczy kilkakrotnie.Viola hasała z temperamentem po deskach, poruszała żywo rę­kami i nogami, strzelała oczyma, jasne jej loki fruwały.Kiedy skończyła, widownia rozszalała się.Miało się wrażenie, że belki dygoczą.Viola posyłała ręką pocałunki.W tylnych rzędach trzeba było jednego z szeregowców przytrzymywać siłą.Po Violi wystąpił sztukmistrz-czarodziej Egon i produkował się przez pół godziny.Wysilał się gorliwie, żeby do swych pro­dukcji wciągnąć publiczność, dawał karty do tasowania, rozdzie­lał pierścionki, szukał chustek, ku ogólnej radości wyciągnął jed­nemu z płatników złote monety ż nosa.Kiedy jednak Kowalski zdradził chęć wzięcia udziału w jego sztukach, wyłącznie w tym celu, żeby go wystrychnąć na dudka, Egon ominął go w zdecy­dowany sposób.Później, przy stale wzrastającym entuzjazmie na sali, Charlotta wyrecytowała kilka niemal ordynarnych wierszy Ringelnatza, Liza odśpiewała parę wesołych, szelmowskich piosenek, Viola zaś produkowała się w coraz lżejszych strojach.Entuzjazm nawet w pierwszych rzędach podobny był do orkanu; oklaskom dla kabaretu frontowego "Cztery Pingwiny" nie było końca.Asch wyrwał się z ciżby i wprost przez scenę poszedł do gar­deroby.Zastał Lizę Ebner siedzącą przed lustrem.Rozczesywała włosy i uśmiechnęła się do niego.- No i cóż? - zapytała z zaciekawieniem.- Podobałam się panu?- Bardzo - odparł Asch z całą szczerością.- Bardzo! Ale teraz musi pani wrócić do swego pokoju.- Muszę? Przecież jesteśmy zaproszeni.- Domyślam się tego! - zawołał Asch.- Ale oczywiście nic z tego nie będzie! Szkoda pani na to.- Pan to mówi poważnie?- Niechże pani idzie ze mną.Odprowadzę panią.- Jeżeli mnie pan odprowadzi, pójdę - powiedziała Liza Ebner i uśmiechnęła się do niego.Włożyła płaszcz, który jej podał.Przy tej okazji straciła nieco równowagę, potknęła się i uchwyciła Ascha.- Uwaga! - powiedział podtrzymując ją.- Pan jest bardzo silny - zauważyła Liza.- Nie za bardzo.Ale wystarczająco silny, żeby przy pani nie osłabnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •