[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Cóż, wielmożny panie, wasz sługa określił cenę na nie więcej niż dziesięć tysięcy złotych lwów albo — przeliczmy — osiem w monecie procampańskiej, która to cena obejmuje koszta przygotowania płyt i wszystkiego, czego potrzeba do wydrukowania jednej księgi.Potem, powiedzmy, po pięćset złotych lwów za każdy egzemplarz.Czy te warunki są dla was do przyjęcia, wielmożny panie?Dziesięć tysięcy sztuk złota to więcej niż mam, więcej niż wartość wszystkich darów Yamuna, które nadal posiadam.Bezradne spojrzenie Foxe'a mówi mi, że ceny nie da się obniżyć.Patrzę na ściany obwieszone cienkimi arkuszami papieru, pokrytymi rzędami rozmazanych, czarnych, drukowanych liter.Papier jest szorstki i postrzępiony, ilustracje toporne, arkusze, na jakie patrzę, są niczym w porównaniu ze starannymi iluminowaniami wykonywanymi w świątyni czy cynobrowymi zwojami, które otrzymałem od Shou Lunga, koszta są zbyt duże, jak na tak marną jakość.— Mistrzu Kleksie — odpowiadam z ukłonem, w nadziei, że wyjdę z tego z twarzą — rozważę twoje warunki.Chodź, Pierworodny Foxe, musimy już iść.Wychodzę pospiesznie z warsztatu, zanim krasnolud zdąży zaprotestować.Cała ta przygoda wprawia mnie w zakłopotanie, czuję się źle, że Kleks wie, iż nie mogę mu zapłacić, ba, że w ogóle brałem coś takiego pod uwagę.Foxe biegnie za mną.— Mówiłem ci, że to nie było potrzebne, mistrzu — mówi.— Maszyna tego krasnoluda to jedynie zabawka, dobra do drukowania ulotek.Poza tym Kleks nie spuści ze swojej ceny ani miedziaka.Zrozum proszę, mistrzu Koja, że zrobiłem dla ciebie wszystko, co w mojej mocy.— Nie wątpię w to — odpowiadam, by go ułagodzić.— Zmarnowałem twój czas przez swoją niemądrą ideę.Nie mam wyboru.— Pójdziesz dziś wieczorem na wieczerzę do księcia Piniago? Wszystko będzie przygotowane.Nie martw się, mistrzu.Czuję wstręt, że muszę zwrócić się z moją prośbą do księcia, ale wstyd mi polegać dłużej na hojności kapłanów.Czy to duma przeze mnie przemawia? Kiedy tylko wieczerza dobiegnie końca, muszę poświęcić więcej czasu medytacjom i odzyskać utracony kontakt z centrum mojej jaźni.Teraz jednak czekają mnie ważne obowiązki.Odkąd opuściłem mój klasztor, u boku Yamuna byłem obserwatorem wojen i zdrad.Obecnie, jak wszystko na to wskazuje, zmuszony jestem marnować swą wiedzę dla arystokratów.Skoro tak się sprawy mają, jest to oczywistym dowodem} iż w moim poprzednim życiu musiałem solidnie zboczyć ze Ścieżki Oświecenia.— Dobrze więc, pójdę.Miejmy nadzieję, że twój akolita zrobił wszystko, co mu kazałeś.— Obserwując Foxe'a dostrzegam, że na dźwięk moich słów mięśnie jego szczęk rozluźniają się.Jest zadowolony, że w końcu się zdecydowałem.Wahanie spowalnia me kroki, punktualność ponagla, aż w końcu przybywam do pałacu księcia Piniago — ani nie za późno, ani nie za wcześnie.Posesja znajduje się na tyłach Dzielnicy Szlachty, gdzie srebrzyste dachy tego kwartału skrzą się w nie migoczącym świetle magicznych lamp ulicznych.Gdy wędruję wybrukowanymi alejkami, trąby mgielne posępnie ostrzegają o nadchodzącej na miasto mgle — ostateczna zachęta, by się pospieszyć, nim nadejdzie front wilgotnego chłodu.Pałac księcia otoczony jest murami, wysokimi i pokrytymi rzeźbami przedstawiającymi groteskowe postaci o twarzach wykrzywionych złowieszczymi grymasami.Pomiędzy posągami sterczą ostre szpikulce, które najwyraźniej mają powstrzymać zewnętrzny świat — włącznie ze mną — przed dostaniem się do środka.Gdy zbliżam się do bramy dziedzińca, tragarze palankinu obcesowo każą mi usunąć się z drogi.Z mijanych okien zamkniętych pudełek patrzą na mnie z niedowierzaniem uperfumowane, upudrowane twarze.Nikt ważny nie przemierza uliczek Procampuru, a tym bardziej w pojedynkę.Nie uważam tej przechadzki za nieprzyjemną, nawet pomimo iż noc jest chłodna i wilgotna.Nocne powietrze orzeźwia mnie.Poza tym palankin byłby źle widzianym ustępstwem na rzecz próżności — muszę być wobec siebie bardziej wymagający.Podobnie jak goście, strażnicy przy bramie dziedzińca przyglądają mi się.Foxe miał rację co do mego doboru odzienia.W pomarańczowych szatach lamy i z wygoloną głową nie wyglądam jak jeden z typowych gości księcia.Mimo to noszę wyblakłą bawełnianą szatę ze względu na związek z przeszłością.Wewnątrz pałacu upudrowany sługa w lśniącej liberii prowadzi mnie przez wyłożone kobiercami zewnętrzne komnaty, gdzie w salach rozbrzmiewa magiczna muzyka, zaś temat muzyczny i tempo zmieniają się, by nadać specyficzny ton każdemu z pomieszczeń.Goście zajęli już miejsca w sali bankietowej, tłocząc się przy stole zastawionym talerzami z jadłem i oświetlonym dziesiątkami cienkich, migoczących świec.Moje krzesło, oddalone o dwa miejsca od księcia, jest jedynym nie zajętym spośród dwudziestu dwóch, jakie naliczyłem przy długim stole.Liczę z przyzwyczajenia — należy znać liczby, powody »i przyczyny.— Pozdrowienia dla naszego cudzoziemskiego gościa — wita mnie od stołu książę Piniago.Podnosi się ciężko, jest wysoki, potężnie zbudowany, a jego gęsta czarna broda lśni od wina.Wymachując kielichem tak, że rozlewa wino na ramię siedzącej obok niego pulchnej kurtyzany, stwierdza:— To nader rzadka okazja dla wszystkich, gdyż udało mi się wyciągnąć tego znakomitego anachoretę z jego leża.Uderza kielichem w stół rozlewając wino na biały obrus.Ozdobione wykwintnymi koafiurami głowy przy stole odwracają się, by spojrzeć najpierw na niego, potem na mnie.Inni goście nie ukrywają swego zdania na temat mojej pokornej osoby.Książę mówi dalej, ale nie potrafię określić czy jest podchmielony, czy z natury tak grubiański.— Szanowni lordowie, dostojne panie, mości panowie, przed-stawiam wam szczególnego gościa na dzisiejszej wieczerzy.ee.uhm.— Lamę, Wasza Lordowska Mość.— Lamę Koja.Z całą pewnością zna wiele ciekawych i zajmujących historii na temat Tuiganów, tych dzikusów, którym zdawało się, że mogą podbić Zachód.Lama Koja, widzicie, był skrybą wodza barbarzyńców, Yamuna.A zatem mam być wydarzeniem dzisiejszego wieczora.— Tak, to prawda, byłem głównym historykiem na dworze Yamuna Khahana — usiłuję łagodnie poprawić jego określenie mojego stanowiska.Na próżno.— Usiądź przy naszym stole.Niechaj dziś nikt nie mówi, żeś nie podjadł do syta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]