[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądząc po sile i kierunku sygnału, ta została wysłana gdzieś niedaleko.- Wręczył oficerowi wydruk składający się z czternastu znaków.- Ta dłuższa wygląda zupełnie tak, jakby pochodziła z okrętu podwodnego, ale żaden nie miał nadawać o tej porze.Oficer wziął obie depesze, oznaczył je jako ściśle tajne i posłał je przez gońca do wywiadu marynarki, gdzie wydano rozkaz, by aż do odwołania wszystkie niezgodne z normalnym porządkiem depesze uznawać za ściśle tajne i natychmiast przekazywać oficerowi dyżurnemu.Kapitan Walter Exman odebrał obie depesze.Najpierw przepuścił przez dekoder krótszą i zapisał wynik; dłuższa po rozszyfrowaniu brzmiała: „Sally, Sally.Obiecaj mi.Tull."Exman podniósł słuchawkę i wystukał numer w Waszyngtonie.- Z admirałem Corlissem - powiedział.- Kto dzwoni? - spytał ktoś z drugiego końca.- Kapitan Exman.Minęło kilka chwil, zanim odezwał się Corliss.- Nadeszła - powiedział Exman i rozłączył się.Markham odwiedził agencję, w której Tull wypożyczył samochód.Właściciel firmy, Horace Coombs, niski, rudy mężczyzna, narzekał na stratę samochodu.- Rozumiem - powiedział Markham siadając naprzeciw niego.- Naprawdę rozumiem i gdybym mógł coś dla pana zrobić, z przyjemnością pomógłbym.Ale chcę wiedzieć, co pan wie o komandorze Tullu.- Płacił regularnie miesięczne raty, czasem nawet wcześniej.- Czy przyszedł tu kiedyś z kimś?- Z kobietą; była naprawdę niezła.- Nie wie pan przypadkiem, jak się nazywa? Coombs pokręcił głową.- Ale była naprawdę dobrze zbudowana, rozumie pan?Markham skinął głową, wyszedł z agencji i pojechał do mieszkania Tulla, które znajdowało się w luksusowym domu, z basenem i klubem odnowy biologicznej.Zmusił zarządcę budynku, by mu otworzył drzwi do mieszkania.Było gustownie i kosztownie umeblowane, a z okien roztaczał się piękny widok na zatokę Chesapeake.Widać było, że Tull dużo czyta - znajdowało się tu kilka najnowszych powieści i innych książek.Miał także zbiór płyt kompaktowych z muzyką poważną, w większości kameralną.Markham przeszukał starannie trzy pokoje, kuchnię i łazienkę, lecz niczego nie znalazł.- Wie pan, czy ktoś go odwiedzał? - spytał, gdy powrócił do biura zarządcy.- Czasami kobieta.- Mógłby ją pan opisać?- Piękna.- Żadnych mężczyzn?- Nigdy nikogo nie widziałem - powiedział zarządca.Markham podziękował mu, wrócił do samochodu i miał właśnie zadzwonić na posterunek i spytać o Benjamina, gdy zdecydował, że pojedzie do bazy marynarki i porozmawia tam ze strażnikami.Po pół godzinie stał przed kapitanem piechoty morskiej o nazwisku Mittag.- Panie kapitanie, chciałbym wiedzieć, czy któryś z pańskich ludzi widział komandora Tulla tej nocy, gdy wypływał Command One?- Czy to sprawa cywilna, czy wojskowa? - zapytał Mittag.- Może pan sprawdzić w wywiadzie - powiedział Markham.Mittag skinął głową, wystukał cztery cyfry na klawiaturze telefonu, przedstawił się i powiedział:- Jest tu detektyw z Nowego Jorku.Tak jest.Oczywiście.Osobiście dopilnuję.Odłożył słuchawkę, zawołał sierżanta i polecił:- Proszę przynieść listę żołnierzy pełniących służbę przy Command One.Po dwóch minutach sierżant wrócił.- Szeregowcy Sean Gould i Wilber Jones.- Gdzie są teraz?- Obaj są na służbie przy czwartej bramie - odpowiedział sierżant.Mittag skinął głową.- Zawiozę tam pana - powiedział, patrząc na Markhama.- Sierżancie, niedługo wrócę.- Tak jest - odparł podkomendny.Mittag wskazał na dżipa.Pięć minut później zatrzymali się przy budce, w której dwaj młodzi żołnierze kierowali ruchem.Gdy tylko zobaczyli kapitana, stanęli na baczność i zasalutowali.Mittag oddał honory.- Byliście na służbie przy szlabanie tej nocy, gdy odpływał Command One.- Tak jest - odpowiedzieli niemal równocześnie.- Ten policjant chce wam zadać kilka pytań - Mittag wskazał głową Markhama.- Czy któryś z was zna komandora Tulla? - spytał Markham.- Był pierwszym oficerem na tym okręcie - odrzekł jeden z nich.- Czy zna pan go z widzenia?- Tak jest - odpowiedział.- Czy wiecie panowie, jaki ma samochód? Obaj przytaknęli- Czy ktoś podwoził go kiedyś do szlabanu?- Tak - odpowiedzieli razem.- Kobieta - dodał po chwili jeden z nich.- A jak było tej nocy, gdy odpływała łódź, czy ona go odwoziła?- Nie.Przyjechał z mężczyzną - stwierdził jeden.- To był prawdziwy grubas - dorzucił drugi.- Jest pan pewien, że był gruby?- Tak, jestem pewien, a ty, Wilber? - spytał Gould.- Jasne - potwierdził Wilber Smith.- Dziękuję, panowie - powiedział Markham i patrząc na Mittaga dodał:- Nie mam więcej pytań.Przed motelem czekał na Benjamina wysoki, szczupły, dobrze ubrany mężczyzna.Na parkingu stał czarny lincoln, który niewątpliwie należał do niego.Benjamin zaparkował swój samochód obok lincolna i podszedł do mężczyzny.- Kto dał panu mój numer? - spytał sutener.- Forbushe; zanim wypłynął.Sutener obrzucił go wzrokiem, skinął głową, wyciągnął do niego rękę i powiedział:- Lucky.Benjamin uścisnął mu dłoń.- Zwykle nazywają mnie Chuck.- W samochodzie mam dwie kobiety - powiedział Lucky
[ Pobierz całość w formacie PDF ]