[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spod brustweru, od podnóża jego bankietu spadaływ głębokie fosy gołe, a jak śmierć posępne, ceglane ściany frontów.Te ślepe, rudemury, dzwigające na sobie foremną masę ziemi, tworzyły w polach gzygzak gwał-towny.Wewnątrz ów fort podzielony został ostatnimi już czasy mocnym i wysokim mu-rem na dwie części.Jedna z nich, zwrócona w stronę rzeki i pól, stanowiła kazematy,w których mieściła się kolekcja armat fortecznych, koszary żołnierzy i mieszkaniaoficerów druga, zwrócona w stronę Zasieka, przeznaczona została na więzienia.Artyleria tego fortu była liczna i najnowszego typu, lecz kryła się po staremu w skle-pionych niszach, patrząc paszczami w embrazury.Koszary żołnierzy mieściły się wtychże głuchych izbach kazematów.Na mieszkania oficerów wybudowano lekkiedomki drewniane, tylnymi ścianami przyparte do muru dzielącego fort na poły.Byłyto istne domki z kart, zawierające mieszkanka ciasne, zimne i brzydkie.Okna ich wy-chodziły na wewnętrzne, brukowane podwórze i patrzyły w półokrągłe, jakby od po-kładów ziemi zduszone okienka kazematów.Mieszkało tam zresztą jedynie paru oficerów nieżonatych, i to tylko nominalnie.Byli to wszystko ludzie z adnotacjami, odsiadujący tutaj rodzaj kary po różnorodnychsprawkach.Każdy z nich służbę i pobyt w owym forcie poczytywał za czasowe wy-gnanie z wyjątkiem Piotra Rozłuckiego, który tam mieszkał stale.Do tego zadomo-wienia się skłoniły go różne okoliczności, te wszakże nade wszystko, że mając sobiepowierzony dozór nad budową podziemnych galerii i chodników musiał wciąż być namiejscu, doglądać wszystkiego ze szczególną pieczołowitością i nie tracić czasu naprzejazdy.Chcąc dostać się do Czarnego Orła z fortecy i rodzaju drewnianej mieściny, któ-ra ją otaczała, trzeba było iść kilka wiorst piechotą, jechać tę przestrzeń koleją aż doprzystanku, również od fortu dosyć odległego.Niedogodną również rzeczą było jez-dzić na robotę codziennie konno lub wózkiem.Ten był główny, zewnętrzny niejakopowód, że Piotr zamieszkał w Orle na stałe.Przyczyny jednak tej decyzji kryły sięgłębiej i było ich wiele.Po przyjezdzie do tego miejsca znalazł w nim niejako dobry175przewodnik dla swego usposobienia.Gdy zamieszkał w fortecznym podwórzu, od-grodziły go ściany kazematów które przecie wymyślił nie byle jaki znawca rzeczyziemskich, architekt diabelstwa ludzkiej potęgi, Machiavelli od świata i jego mięk-kich powabów.Ziemia, grubym pokładem zwalona na mury, przydusiła pamięć.%7ły-cie na dnie tej obmurowanej studni i wpatrywanie się w życie sołdatów dobrze czy-niło sprawie wytracenia wszelkiej czułości.Jedyni mężczyzni, których widywał, byli to żołnierze, wielkiego wzrostu dobranichłopi.Kopali ziemię, czyścili broń, wychodzili na musztrę.Spuszczeni z łańcuchaobowiązków, mocowali się dla zabawy w ordynarnych igrzyskach albo śpiewali or-dynarne piosenki. W oznaczonych godzinach jedli krupnik, razowiec, kapustę,ochłapy mięsa i pili gorzałkę.W oznaczonych godzinach spali chrapiąc na cały fort.Apetyt ich, sen i robota były mocne jak te mury i okopy.Jedyne kobiety, które się tamzjawiały, były to sołdackie dziewki, obsługujące kolejką wszystkich tych drabów zbaterii.Jeżeli szerzyły się wśród żołnierzy choroby, to potężne i wyrazne, jak syfilisalbo tyfus.Piotr z pilnością przykładał się do nowej pracy prowadzenia galerii kontrmino-wych, których system, uprzednio przygotowany na wszelką ewentualność, powykań-czał nad wyraz starannie.Pracami tymi nadał nawet fortowi Czarnego Orła głuchąsławę wśród świata oficerskiego.W zimowe noce, kiedy był w tym miejscu sam je-den, czytał znowu bardzo wiele po polsku.Ale w książkach nie doczytywał się tychelementów zimna i mocy, których pożądał.Książki były dlań teraz puste i czcze, niemające nic do powiedzenia prócz zewnętrznej informacji.W zimowe tedy poranki,gdy porozdawał ludziom robotę, zdarzało się, że był osamotniony na świecie aż doostatniej granicy.Schodził wtedy do komór armatnich, do nisz, gdzie stały milczącespiże, i nie wiedzieć dlaczego, przebywał z nimi sam na sam.Patrzał w nie zimnymioczyma.Zdarzało mu się również w ciągu godzin wyglądać przez wąskie strzelnice wpola strzału, w dalekie grunta niczyje, zajechane, w płaskie, przechodnie równiny,które ma jakiś nieprzyjaciel kiedyś przemierzyć.Wiatr zimowy świstał w embrazury iostrym śniegiem siekł oczy.Teraz, gdy powrócił z urlopu, począł na nowo wyniszczać w sobie nawiane w da-lekich stronach zapachy i dzwięki czułe.Znowu przebywał wciąż w głębi fortu.Twardy był dla żołnierzy i potężną nakładał im pracę.Patrzyli nań spode łba z ukrytąwe wzroku grozbą.Jeżeli wychodził na przechadzkę, to tylko na wierzch bankietuziemnego i okrążał fort wokoło po jego najwyższym gzemsie.Nie był to wszakżewypoczynek, lecz właśnie uciążliwa praca.Stamtąd widać było dokładnie łożyskadwu rzek na dalekiej przestrzeni.Rozległe łachy rzeki głównej słały się przed oczy-ma.W ciągu dwuletniego pobytu w tym forcie Rozłucki poznał się z widokiem rzeki,wmyślił się weń i wwiedział.Widok ten stał się jedną ze składowych części jego du-szy.Przypatrzył się dobrze rzece w jej zimowym, lodowatym okuciu podczas wio-sennych zatorów w wylewy, gdy się przeistaczała w żywioł potężny i w letnie su-sze, gdy ciekła płytkim i ociężałym popławem strumieni między łachami.Chodziłpatrzeć wzdłuż jej brzegów, kiedy podczas wylewu rwała taflami najurodzajniejsze,najśliczniejsze pokłady przebogatych iłów, które przed wiekami sama niegdyś złoży-ła.Przepływał łodzią patrzeć, jak na przeciwległym jej brzegu powstawało wywierzy-sko piachu, ledwie pokryte karłowatą iwiną.W ciągu wielu wielu dni napatrzył sięsennymi oczyma tych wód bezpańskich, wód sobiepańskich, płynących starym nie-rządem.Nasycił się widokiem siły niezmiernej, która rwała w niewiadomą dal nisz-cząc uprawione pracowicie kmiece brzegi i ginęła w nicości przez wieki.Już się teraznie wzdrygał na widok niewolnicy, która zachowała w sobie przedwieczną swawolę,176nierząd, bezmyślny nałóg zużywania olbrzymiej siły na złe i głupie.Poznał się oko woko z tym symbolem, z tą rzeką-duszą.Od dawna, gdy w piaski i piękne, białe licawód patrzał, wyśnił się w jego duszy sen, bezmysł ukuty w wyobrazni, o szklanejepoce ludzkości i o szklanej epoce Polski.Stojąc na szczycie fortu, znieruchomiały, niemy, zatopiony oczyma w dalekiejwodnej smudze, wielekroć marzył na jawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]