[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walker Boh powstał.- Zastanowisz się jeszcze? - zapytał go cicho Par.Walker spojrzał na niego w milczeniu, po czym podszedł do stawu na środku polany i stał tam, patrząc w wodę.Kiedy strzelił palcami, jak spod ziemi wyłonił się Pogłoska i podszedł do niego.Walker obejrzał się na chwilę.- Powodzenia, Par - powiedział tylko.Potem odwrócił się i z kotem u boku zniknął wśród nocy.Par dopiero rano opowiedział pozostałym o swoim spotkaniu z Walkerem Bohem.Nie widział żadnego powodu, żeby się z tym śpieszyć.Stryj jasno przedstawił swoje zamiary i żadne z nich i tak nie mogło wpłynąć na ich zmianę.Tak więc w nocy Par udał się z powrotem do chaty, zdziwiony łatwością, z jaką odnajduje drogę, ponownie stanął na czatach, nie budząc pozostałych, i pogrążony w myślach czekał świtu.Kiedy w końcu opowiedział im swoją historię, reakcje były zróżnicowane.Początkowo wyrażano wątpliwości, czy wszystko to się naprawdę wydarzyło, lecz wkrótce się rozwiały.Kazali mu potem jeszcze dwukrotnie wszystko sobie opowiedzieć, wtrącając przy tym komentarze i zadając pytania.Morgan był oburzony, że Walker traktuje ich w taki sposób, i oświadczył, że przez zwykłą uprzejmość winien osobiście się z nimi spotkać.Nalegał, by raz jeszcze przeszukali dolinę, twierdząc, że tamten wciąż musi być gdzieś blisko i powinno się go odnaleźć, i zmusić do rozmówienia się z nimi wszystkimi.Steff był nastawiony bardziej pragmatycznie.Uważał, że Walter Boh nie różni się od większości ludzi i woli w miarę możności unikać kłopotów i wystrzegać się sytuacji, z których mogłyby one wyniknąć.- Wydaje mi się, że takie zachowanie, chociaż możecie je uważać za irytujące, jest całkowicie zgodne z jego charakterem - powiedział karzeł, wzruszając ramionami.- W końcu sami mówili że przybył tutaj, aby uniknąć angażowania się w sprawy plemion.0dmawiając udania się do Hadeshornu, po prostu robi to, co zawsze zapowiadał.Teel jak zwykle nie miała nic do powiedzenia.Coll oświadczył tylko:- Żałuję, że nie mogłem z nim porozmawiać.- Dla niego sprawa była załatwiona.Mimo że nie było powodu zatrzymywać się dłużej w dolinie, postanowili odłożyć wymarsz co najmniej o jeden dzień.Księżyc wciąż był widoczny więcej niż w połowie i pozostało im jeszcze przynajmniej dziesięć dni na dotarcie do Hadeshornu, jeśli w ogóle mieli się tam udać.Starannie unikano rozmowy o przyszłych wydarzeniach.Par podjął już decyzję, lecz nie zakomunikował jej jeszcze pozostałym, oni zaś czekali na to, co powie.Bawiąc się tak w kotka i myszkę, zjedli śniadanie, po czym postanowili pójść za radą Morgana i raz jeszcze przetrząsnąć dolinę.W ten sposób mieli jakieś zajęcie, zastanawiając się nad konsekwencjami decyzji Walkera Boha.Do następnego ranka pozostało im jeszcze dość czasu na podjecie własnej.Udali się więc na polanę, gdzie poprzedniej nocy Par spotkał się z Walkerem i bagiennym kotem, i rozpoczęli kolejne poszukiwania, uzgodniwszy uprzednio, że spotkają się późnym popołudniem w chacie.Steff i Teel tworzyli jedną grupę, Par z Collem drugą, Morgan zaś poszedł sam.Dzień był ciepły i pełen słonecznego światła.Od strony odległych gór wiał lekki wietrzyk.Steff przeczesywał polanę, szukając jakichś śladów, ale nie znalazł niczego - nawet odcisków łap kota.Par miał uczucie, że będzie to długi dzień.Odłączywszy się od pozostałych, ruszył z Collem na wschód, zastanawiając się, co powinien powiedzieć bratu.Wypełniały go sprzeczne uczucia i nie był w stanie ich uporządkować.Szedł bez przekonania naprzód, czując na sobie od czasu do czasu uważne spojrzenie Colla, choć unikał jego wzroku.Gdy przeszli przez kilkadziesiąt polan i przeprawili się przez niemal drugie tyle potoków, nie natrafiając na żaden ślad Walkera Boha, Par się zatrzymał.- To strata czasu - oświadczył z wyczuwalną irytacją w głosie.- Niczego nie znajdziemy.- Nie wygląda na to - zgodził się Coll.Par odwrócił się w jego stronę i przez chwilę stali naprzeciw siebie w milczeniu.- Postanowiłem pójść do Hadeshornu, Coll.Nie ma znaczenia, co uczyni Walker; ważne jest tylko to, co ja zrobię.Muszę tam pójść.Coll skinął głową.- Wiem.- Uśmiechnął się.- Par, nie od dziś jestem twoim bratem i znam cię już trochę.Gdy tylko mi powiedziałeś, że Walker oświadczył, iż nie chce mieć nic wspólnego z tą sprawą, wiedziałem, że postanowiłeś tam pójść.Tak już z tobą jest.Jesteś jak pies z kością w zębach: nie popuścisz.- To rzeczywiście musi czasem tak wyglądać.- Par znużony pokręcił głową i wszedł w krąg cienia u stóp starego drzewa.Oparł się plecami o pień i powoli osunął na ziemię.Coll poszedł w jego ślady.Siedzieli, wpatrując się w pusty las.- Przyznaję, że podjąłem decyzję mniej więcej w taki sposób, jak to opisałeś.Po prostu nie mogłem Się zgodzić z Walkerem.Prawdę powiedziawszy, Coll, nie potrafiłem o nawet zrozumieć.Byłem taki przejęty, że nie pomyślałem nawet, żeby go zapytać, czy uważa sny za prawdziwe.- Może nieświadomie, ale pamiętałeś o tym.Widocznie w jakimś momencie uznałeś, że nie jest to konieczne.Walker powiedział że miał te same sny co ty.Powiedział ci, że starzec przybył do niego tak samo, jak do nas.Przyznał, że starzec to Coglin.Niczemu nie zaprzeczył.Po prostu powiedział, że nie chce się w to angażować.- Nie rozumiem tego, Coll.- Par zacisnął usta.- Tym kimś, z kim rozmawiałem zeszłej nocy, był Walker; wiem to na pewno, nie mówił jednak jak Walker.Cała ta gadanina o nieangażowaniu, o jego postanowieniu odłączenia się od plemion i życiu tu jak pustelnik.Coś się tutaj nie zgadza; czuję to! Nie mówił mi wszystkiego.Opowiadał wciąż o tym, jak druidzi ukrywali sekrety przed Mimsfordami, a ze mną robił to samo! Coś ukrywał!- Czemu miałby to robić? - Coll nie wydawał się przekonany.- Nie wiem.- Par potrząsnął głową.- Po prostu to czuję.- Spojrzał uważnie na brata.- Walker przez całe życie przed niczym się nigdy nie cofał; obaj to wiemy.Nigdy się nie bał za czymś opowiedzieć i walczyć o to, kiedy było trzeba.Teraz mówi tak, jakby nieznośna wydawała mu się myśl o wstaniu rano z łóżka! Mówi tak, jakby najważniejsze w życiu było troszczenie się o własny interes! - Oparł się znużony o pień drzewa.- Sprawił, że czułem się zażenowany z jego powodu.Wstydziłem się!- Myślę, że przypisujesz temu zbyt duże znaczenie.- Coll dłubał obcasem w ziemi przed sobą.- Może jest właśnie tak, jak mówi.Żył tu długi czas samotnie, Par.Może już po prostu nie czuje się dobrze wśród ludzi.- Nawet z tobą? - Par był rozogniony.- Na miłość boską, Coll, nie chciał rozmawiał nawet z tobą!Coll potrząsnął głową, nie przestając patrzeć bratu w oczy.- Prawdę powiedziawszy, nigdy wiele z sobą nie rozmawialiśmy.Zależało mu na tobie, bo to ty posiadasz magiczną moc.Par patrzył na niego, nie odzywając się.Zupełnie to samo powiedział Walker, pomyślał.Oszukiwał samego siebie, usiłując postawić znak równości między stosunkami Colla ze stryjem a swoimi własnymi.Nigdy nie były takie same.Zmarszczył czoło.- Wciąż pozostaje problem snów.Czemu nie podziela mojego zaciekawienia nimi? Czy nie chce wiedzieć, co Allanon ma do powiedzenia?- Może już to wie.- Coll wzruszył ramionami.- Prawie zawsze zdaje się wiedzieć, co myślą inni.Par zawahał się.To mu nie przyszło do głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]