[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cabot zrozumiał aluzję i rzekł, wzdychając ciężko:- Proszę zrozumieć, Ryan, że nie możemy wydawać poleceń prezydentowi.Możemy mu najwyżej doradzać.Prezydent skorzysta z naszej rady albo nie, według własnego uznania.Poza tym sam mógłby się pan koło tego zakręcić.Dennis Bunker tak pana lubi.- Owszem, ale nie będę się wtrącał bez pytania.Ciekawe, czy przynajmniej czytają później analizy.- Wiem, że Charlie Alden je czytywał, więc Liz Elliot na pewno też.- Na pewno - skomentował lodowatym głosem Ryan, nie przejmując się obecnością Goodleya.- Panie dyrektorze, Biały Dom zachowuje się w sposób nieodpowiedzialny.- Troszkę ostre słowa, panie Ryan.- Ale troszkę prawdziwe, dyrektorze - Jack zmusił się do zachowania spokoju.- Czy wolno zapytać, co to jest, ten CAMELOT? - odważył się wtrącić Ben Goodley.- Chodzi o grę - brzmiała odpowiedź Cabota.- Rozgrywamy scenariusze możliwych kryzysów i tak dalej.- Aha, taka gra wojenna jak SAGA i GLOBAL?- Właśnie - potwierdził Jack.- Obowiązuje zasada, że prezydent nie bierze udziału w grze, mianowicie dlatego, żeby żadna ze stron nie mogła się dowiedzieć z góry, jak postąpi szef państwa w danej sytuacji.Przyznaję, że to cały bizantyjski rytuał, ale tak już się u nas utarło.Zamiast prezydenta siada do gry jego doradca do spraw bezpieczeństwa albo ktoś inny z kierownictwa Białego Domu.Ktokolwiek przyjdzie, musi później zdać prezydentowi raport z przebiegu ćwiczenia.Teoretycznie, bo na przykład pan prezydent Fowler nie zadaje sobie trudu, żeby tego wymagać i jak widać, dał zaraźliwy przykład, bo teraz wypięli się na grę jego podwładni.Jack był już tak wściekły, że bezwiednie w tym samym zdaniu użył słów “Fowler” i “wypinać się".- A czy te gry są naprawdę takie ważne? - zdziwił się Goodley.-Trochę jak zabytek z innej epoki,- Ubezpieczył pan samochód, Goodley? - przerwał mu Jack.- Tak, oczywiście.- A miał pan kiedykolwiek wypadek?- Raz, i to nie z mojej winy - odparł Goodley.- No to po co panu ubezpieczenie? - Po czym Jack odpowiedział sam sobie: - Dlatego, że tak trzeba.Ubezpieczenie może się nam na nic nie przydać, ale bywają takie sytuacje, kiedy pieniądze - a w tym wypadku czas - nagle stają się niezbędne.- Bez przesady - prezydencki stypendysta machnął lekceważąco ręką.- Jest jakaś różnica między samochodami a polityką.- Pewnie, że jest.W samochodzie człowiek najwyżej sam straci życie.- Ryan dał sobie spokój z kazaniami.- Trudno, dyrektorze, nie będzie mnie przez resztę dnia.- Niech pan nie myśli, że nie zwróciłem uwagi na pańskie wskazówki i opinie.Przy pierwszej sposobności podzielę się nimi z kim trzeba.Ale, ale, jak tam operacja NITAKA?Ryan zamarł w miejscu i spojrzał Cabotowi prosto w oczy.- Dyrektorze, obecny tu pan Goodley nie został upoważniony nawet do tego, żeby znać ten kryptonim, nie mówiąc już o meritum sprawy.- Meritum zostawimy sobie na inną okazję.Chcę tylko wiedzieć, kiedy ci z dołu - Ryan zauważył z ulgą, że Cabot nie użył nazwy MERKURY - będą gotowi z tym, hmm, ulepszonym projektem? Przekazywanie danych idzie coraz oporniej.- Za sześć tygodni.Do tego czasu musimy zostać przy metodach, o których rozmawialiśmy.Dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej pokiwał głową.- Cóż, trudno.Biały Dom bardzo się interesuje tą sprawą, panie Ryan.Dobra i pożyteczna robota.- Milo, że pan tak myśli.Do jutra.- Jack opuścił gabinet.- NITAKA? - zapytał Goodley, kiedy tylko został sam na sam z Cabotem.- To chyba po japońsku?- Wybaczy mi pan, panie Goodley, ale proszę jak najszybciej zapomnieć, że istnieje takie słowo.- Cabot zwrócił się do Ryana tylko po to, żeby pokazać, że on tu wydaje polecenia, i zdążył już pożałować tej decyzji.- Oczywiście, proszę pana.Czy mógłbym zadać inne pytanie?- Śmiało.- Czy Ryan to naprawdę taki as, jak mówią?Ku uldze Goodleya, Cabot rozdusił niedopałek cygara, po czym odrzekł:- Ma spore zasługi.- Naprawdę? Też tak słyszałem.Wie pan, tak naprawdę interesuje mnie to, w jaki sposób osobowość funkcjonariuszy wpływa na operacje wywiadu.Chodzi mi, powiedzmy, o sposoby, dzięki którym oficerowie wrastają w firmę.Ryan zrobił na przykład błyskawiczną karierę.Bardzo mnie interesuje, w jaki sposób mu się to udało.- Udało mu się, bo częściej miał rację niż jej nie miał i dlatego, że nie bał się bezpośredniej akcji.Mnie samemu trudno uwierzyć w niektóre z jego wyczynów - odpowiedział z wahaniem Cabot.- Ale o tym nie wolno panu mówić nikomu, absolutnie nikomu.- Oczywiście, rozumiem.Czy mógłbym przejrzeć w kadrach jego teczkę?Cabot w zdumieniu uniósł brwi.- Przecież wszystko, co pan tam zobaczy, jest utajnione.Nie będzie panu wolno o tym pisać ani mówić.- Przepraszam, ale doskonale o tym wiem.Wszystko, co napiszę, musi zostać przejrzane, zgodziłem się na takie warunki.Zależy mi na tym, żeby się przekonać na własne oczy, jak Agencja wpływa na osobowość, a Ryan wydaje mi się podręcznikowym przykładem kariery w CIA.Proszę zrozumieć, że właśnie po to przysłał mnie tu Biały Dom - przypomniał Goodley.- Mam ich informować o postępach badań.Cabot zastanowił się przez chwilę.- Jeśli tak, to nie widzę przeszkód.Wóz Ryana zatrzymał się przed wejściem do Pentagonu od strony rzeki.W przedsionku czekał już na niego generał brygady, dzięki czemu Jack nie musiał przechodzić przez bramkę wykrywacza metalu.Dwie minuty później wkroczył do jednej z wielu podziemnych sal, jakie rozciągają się pod najbrzydszym biurowcem świata.- Witaj, Jack - powitał go z drugiego końca sali Dennis Bunker.- Witam sekretarza - Jack skinął głową Bunkerowi i zasiadł w przypadającym mu dziś fotelu doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego.- Jakieś kłopoty?- Żadnych, oprócz tego, że Liz Elliot nie zaszczyci nas dziś swoją obecnością.- Sekretarz obrony zaśmiał się i dodał już poważnie: - We wschodniej części Morza Śródziemnego zaatakowano jeden z naszych krążowników.Z niekompletnych doniesień wynika, że okręt ma poważne uszkodzenia i zaczyna tonąć.Przypuszczalnie sporo ofiar.- Wiemy coś jeszcze? - Jack natychmiast dał się wciągnąć grze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]