[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśliznęła się przez otwór i miękko wylądowała na sklepieniu.Panował tukwaśny zaduch.Ptasie gniazda były wszędzie, na desce biegnącej przez środek,na kamiennych dzwigarach i w kątach pod poszyciem dachu.Tuż przy głowieKate przeleciało kilka wróbli.Po chwili wszczął się wrzask i trzepot skrzydeł,zawirowały pióra.Muszą ich tu być setki, przemknęło jej przez myśl.Zdążyłatylko zakryć dłońmi twarz.Nie pozostało jej nic innego, jak zaczekać bez ruchu,aż spłoszone wróble uciekną.Zwiergot cichł stopniowo.Kiedy wreszcie odważyła się spojrzeć przez palce, pod dachem kręciło się jużtylko kilka ptaków.A dwaj strażnicy ciekawie zaglądali do środka przez dziuręw poszyciu.Kate wskoczyła na deskę i pobiegła do drzwi, prowadzących chyba na zaple-cze kaplicy.Gdy dotarła na środek sklepienia, drzwi się otworzyły i stanął w nichkolejny strażnik.Było ich trzech na nią jedną.244 Pospiesznie zawróciła ku wąskiej platformie, która biegła po obrzeżu wokółcałej budowli.Ale z otworu w poszyciu już zsuwali się tamci dwaj.W rękachtrzymali sztylety.Cofnęła się niepewnie.Przypomniała sobie, jak podwieszona na linie badała to samo sklepienie pod-czas wykopalisk, jak oglądała uważnie wszelkie pęknięcia i ślady napraw wyko-nywanych przez stulecia.Teraz znajdowała się nad nim.Obecność prowizorycz-nych kładek z desek wskazywała, że sklepienie jest słabe.Czy utrzyma jej ciężar?Mężczyzni zbliżali się z obu stron.Zeszła na belkę żebrowania, sprawdziła stopą wytrzymałość kopuły, wreszciena niej stanęła.Zaprawa trzymała.Strażnicy podkradali się ostrożnie, a mimo to wśród ptaków znowu powstałpopłoch.Z wrzaskiem poderwały się do lotu.Mężczyzni stanęli, zakrywając dłoń-mi twarze.Wróble krążyły wokół nich.Kate cofnęła się jeszcze o parę kroków.Stanęła przestraszona, gdy pod jej stopami zatrzeszczały wyschnięte ptasie od-chody.Była mniej więcej pośrodku fragmentu kopuły ograniczonego dzwigara-mi.245 Ruszyła w kierunku najbliższego z nich.Zapewniał znacznie pewniejsze oparcie,poza tym mogła po nim dotrzeć na skraj budowli, gdzie znajdowały się kolejnedrzwi, a za nimi schody prowadzące na dół, za ołtarz.Jeden ze strażników musiał przejrzeć jej zamiary, gdyż pobiegł kładką poobrzeżu i na wysokości drzwi zeskoczył na kruche sklepienie.Chciał jej odciąćdrogę ucieczki.Zbliżał się powoli ze sztyletem w dłoni.Pochyliła się, zrobiła zwód najpierw w jedną, potem w drugą stronę, ale wojaknie dał się nabrać.Chwilę pózniej dołączył do niego drugi.Trzeci skradał sięz tyłu, od środka kopuły.Także zszedł z deski na cienką warstwę zaprawy.Erickson skoczyła w prawo, lecz obaj strażnicy błyskawicznie znalezli się nawprost niej.Trzeci wciąż zbliżał się od tyłu.Byli zaledwie kilka metrów od niej, gdy rozległ się głośny trzask, a w skle-pieniu pod ich stopami pojawiła się czarna zygzakowata linia pęknięcia.Skoczylido tyłu, lecz szpara błyskawicznie się rozszerzała.Sięgała coraz dalej ku krawędzikopuły.Wreszcie oderwał się wielki kawał sklepienia i obaj strażnicy z wrzaskiemspadli na posadzkę kaplicy.Obejrzała się szybko na trzeciego.Ruszył biegiem do najbliższego dzwigara.Pośliznął się jednak na ptasich odchodach i runął jak długi.Rozległ się kolej-ny trzask.Strażnik zastygł bez ruchu.Z przerażeniem patrzył, jak i wokół niegozaczynaj ą czernieć szczeliny pęknięć.Chwilę pózniej zaprawa puściła i ostatniprześladowca z dzikim wyciem poleciał w dół.Kate została sama pod dachem kaplicy.Stała na kruchej skorupie.Wróble z wrzaskiem trzepotały się wokół niej.Byłazbyt przerażona, żeby zrobić choć jeden krok.Wzięła kilka głębszych oddechów.Jeszcze nie spadła.Sklepienie trzymało.Rozległ się kolejny trzask.I cisza.Czekała w przerażeniu.Jeszcze jeden trzask.Tym razem kopuła drgnęła jej pod stopami.Kate spoj-rzała w dół.Zaprawa pękła, szczeliny rozchodziły się w paru kierunkach.Zrobiłakrok w lewo, w stronę belki nośnej, ale było za pózno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •