[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pańska znajomość literatury pozwoli panu, jestem o to spokojny, zrozumieć co jej obecność oznacza.I co my, zwykli naukowcy, chcemy przez to wyrazić.- Chrząknął.- Za skrzynią widzi pan doktora Josepha Harrisa z mojego Instytutu w Idaho, o którego wspaniałej pracy o newrozach Murzynów zamieszkujących miasta musiał pan chyba słyszeć.Książka ta nazywa się Czarne i białe umysły.- Joe wstał i niedbale skinął mi ręką.Następny siedział “Anton”.- Obok niego widzi pan doktora Heinricha Mayera, ostatnio wykłada w Wiedniu.Za nim panią Conchis, którą wielu z nas miało okazję poznać jako utalentowaną badaczkę skutków urazów wojennych u dzieci z krajów okupowanych.Mówię o doktor Annette Kazanian z Instytutu w Chicago.- Udało mi się nie okazać zdumienia w przeciwieństwie do części “audytorium”, ludzie zaczęli szeptać i wychylać się, żeby spojrzeć na “Marię”.- Za panią Conchis siedzi docent Thorvald Jorgensen z uniwersytetu w Aalborgu.“Pułkownik” wstał i skłonił się.- Wreszcie pani doktor Vanessa Maxwell.- Lily spojrzała na mnie przez okulary, nie zmieniając wyrazu twarzy.Znów wpatrzyłem się w tego starego pana, on zaś zwrócił się w stronę kolegów.- Jak sądzę, wszyscy zdajemy sobie sprawę, że sukces medyczny naszego tegorocznego eksperymentu zawdzięczamy przede wszystkim doktor Maxwell.Kiedy doktor Maxwell przyjechała do nas, do Idaho, doktor Marcus poleciła nam ją w najgorętszych słowach jako swoją najzdolniejszą uczennicę.Ale jej praca przeszła nasze najśmielsze oczekiwania.Spotykałem się wielokrotnie z zarzutami, że przeceniam rolę kobiet w naszym zawodzie.Oświadczam uroczyście, że praca doktor Maxwell, mojej czarującej młodziutkiej koleżanki Vanessy, potwierdziła to, w co zawsze wierzyłem: któregoś dnia praktyka psychiatryczna, w przeciwieństwie do teorii, znajdzie się w rękach kobiet.- Rozległy się oklaski.Lily wpatrywała się w stół, a gdy oklaski umilkły spojrzała na staruszka i szepnęła: - Dziękuję.- A on zwrócił się w moją stroną.- Studenci, których pan tu widzi, to austriaccy i duńscy studenci z wydziału doktora Mayera i z Aalborga.Mam nadzieję, że wszyscy mówią po angielsku? - Parę głosów odpowiedziało: tak! Uśmiechnął się do nich dobrotliwie i wypił łyk wody.- Cóż, panie Urfe, poznał pan obecnie nasz sekret.Stanowimy międzynarodową grupę psychologów, której mam zaszczyt, na zasadzie starszeństwa, przewodniczyć.- Parę osób pokręciło przecząco głowami.- Z wielu powodów interesująca nas dziedzina psychologii wymaga badań nad osobami, które nie mogą wiedzieć, że są naszymi królikami doświadczalnymi.Nasze teorie różnią się, ale zgadzamy się, że nasze eksperymenty z samej swej natury wymagają, aby nawet po ich zakończeniu człowiek, na którym były dokonywane nie otrzymywał informacji o ich celu.Choć jestem pewien, że po spokojnym zastanowieniu się, sam pan wydedukuje przynajmniej w części, o co nam naprawdę chodziło.- Wszyscy się uśmiechnęli.- No tak.W ciągu ostatnich trzech dni znajdował się pan pod działaniem narkozy, zdobyty przez nas materiał jest wręcz bezcenny i chcę panu przede wszystkim wyrazić nasze uznanie za inteligencję i normalność, jakie przejawiał pan szukając drogi w ustawianych przez nas labiryntach.Wszyscy wstali i zaczęli, mnie oklaskiwać.Nie mogłem się już dłużej opanować.Widziałem klaszczącą Lily, klaszczącego Conchisa, klaszczących studentów.Wykręciłem ręce i skierowałem w ich stronę palce, nadając im kształt V.Stary pan musiał tego nie zrozumieć, bo nachylił się w stronę Conchisa pytając, co to znaczy.Oklaski umilkły.Conchis zwrócił się do kobiety, którą przedstawiono jako panią doktor z Edynburga.Przemówiła silnym, brzmiącym z amerykańska głosem.- W języku gestów oznacza to mniej więcej tyle co: “A gówno!” albo “Ja to pieprzę”.Starzec bardzo się tym zainteresował.Powtórzył mój gest przyglądając się własnej ręce.- Ale przecież pan Churchill.Przerwała mu Lily: - Churchill podnosił do góry nieruchomą rękę i wtedy był to znak zwycięstwa.W tym wypadku ręka poderwała się i wskazała palcami na nas.Wspominałam o tym znaku w moim artykule o Erotyczno-analnych metaforach w literaturze klasycznej.- Aha.Tak.Przypominam sobie.Jawohl.Zabrał głos Conchis, zwracając się przede wszystkim do Lily - Pedicabo ego vos et irrumabo, Aureli patheci et cinaedi Furi?Lily: - No właśnie.Nad stołem nachylił się Wimmel-Jorgensen, mówił z silnym akcentem.- Czy ma to jakiś związek z ruchem oznaczającym rogacza? - Wystawił zza głowy dwa palce.- Pisałam - oświadczyła Lily - że w ruchu tym można się dopatrzyć motywu kastracji, pragnienia zdegradowania i upokorzenia rywala, pragnienie to łatwo zidentyfikować z odpowiednim stadium obsesji dziecięcej i towarzyszących jej fobii.Rozluźniłem mięśnie, potarłem nogę o nogę, starałem się za wszelką cenę zachować normalność, zrozumieć, jaka metoda rządzi tym szaleństwem.Nie wierzyłem, nie mogłem uwierzyć, że są naprawdę psychologami, nie zaryzykowaliby podania mi swoich nazwisk.Z drugiej strony opanowali wspaniale odpowiedni żargon, nie mogli przecież przewidzieć mojego gestu.A może mogli? Szybko starałem się zebrać myśli.Gest ten był im potrzebny, a nie wykonałem go już od wielu, wielu lat.Przypomniałem sobie, że w trakcie hipnozy można pacjentowi zasugerować, aby w odpowiedniej chwili wykonał odpowiedni ruch.Zupełnie proste.Kiedy zaczęli mnie oklaskiwać, odczułem niezwalczoną ochotę wykonania tego ruchu.Muszę bardzo uważać, nie dawać się sprowokować.Starzec przerwał dyskusję.- Panie Urfe, pański jakże wymowny gest przypomniał mi o powodach naszego dzisiejszego spotkania.Zdajemy sobie sprawę, że przynajmniej niektórzy spośród nas muszą wzbudzać w panu uczucie nienawiści i wściekłości.Choć muszę nadmienić, że dotarliśmy do pewnych tłumionych warstw pańskiej podświadomości, które wskazywałyby na coś innego.Ale, jak powiedziałby mój kolega doktor Harrison: “Obchodzą nas przede wszystkim nasze własne wyobrażenia o życiu”.Dlatego właśnie zebraliśmy się dziś tutaj, by dać panu okazję osądzenia z kolei nas.I dlatego posadziliśmy pana w sędziowskim fotelu.Zmusiliśmy pana do milczenia, bowiem sprawiedliwość powinna milczeć, dopóki nie przyjdzie pora na wydanie wyroku.Ale nim usłyszymy pański wyrok, pragniemy dostarczyć panu dalszych argumentów przeciwko nam.Usprawiedliwia nas jedynie chęć pogłębienia wiedzy o człowieku, ale wszyscy zgodziliśmy się, że nam, jako lekarzom, nie wolno się na ten argument powoływać.Poproszę obecnie panią doktor Marcus o przeczytanie tej części sprawozdania o panu, która nie dotyczy naszego eksperymentu, a przedstawia pański portret charakterologiczny.Wstała kobieta z Edynburga.Miała około pięćdziesiątki, krótko przycięte siwiejące włosy, nie była umalowana; ostra, inteligenta quasi lesbijska twarz, brak wyrozumiałości dla głupoty.Zaczęła czytać wojowniczym, a zarazem monotonnym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]