[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaraz! - krzyknął Wampir.- Jak powiedziałeś Dragosani: „wybiła godzina - dla obu nas”.Myślę, że powinniśmy ją uszanować.Nekromanta zmarszczył czoło, potakiwał głową.- Co to ma znaczyć?- Dotychczas, mój synu - myślę, że zgodzisz się ze mną - zachowywałem się z rezerwą.Rzucałeś mi pożywienie, jakbym był świnią w chlewie.Nie skarżę się - chcę byś wiedział, Dragosani, że jadałem przy stole.Ucztowałem na dworach książąt - i znów tak będzie! Ty zasiądziesz po mojej prawej stronie.Czyż nie zasługuję w takim razie na łaskawsze traktowanie? Czy zawsze muszę pamiętać ciebie jako człowieka, który nalewał mi posiłek jak breję do koryta?- Za późno na subtelności - Dragosani zastanawiał się, do czego zmierza Tibor.- Czego chcesz w takim razie? Wampir zauważył zaniepokojenie nekromanty.- Co? Nadal mi nie ufasz? Pewnie masz swoje powody.Moją siłą była chęć przeżycia, ale patrz - ułożyliśmy się.Kiedy powstanę, wyciągnę moje nasienie z twojego ciała.Nawet potem będę mógł ciebie dopaść.Pozornie wydaje się, że postępujesz nierozważnie, Dragosani, uwalniając mnie z grobu.Gdybym chciał, mógłbym cię unicestwić, ale kto prowadziłby mnie po świecie, na który niedługo wstąpię.Nauczysz mnie, a ja będę nauczać ciebie.- Nie powiedziałeś czego chcesz.Wampir westchnął.- Muszę przyznać się do małej słabości.Oskarżyłem ciebie w przeszłości o próżność, a teraz wyznaję, ja też jestem próżny.Chciałbym bardziej uroczyście świętować moje odrodzenie.Przynieś mi jagnię, mój synu, połóż przede mną.Ten ostatni raz, niech będzie to szczery hołd, rytualna ofiara dla sił natury, a nie pomyje dla tuczenia świń.Chcę jeść z tacy, Dragosani, nie z koryta.„Stary łajdaku” - pomyślał Borys, trzymając w tajemnicy słowa.„A więc mam być sługą Wampira! Niczym cygański głupek, zakuty i podążający za panem jak pies.Mam dla ciebie nowinę, mój stary przyjacielu.Raduj się, Tiborze Ferenczy, bo ostatni raz człowiek przynosi tobie ofiarę.”- Chcesz, bym złożył ci zwierzę w ofierze?- Czy proszę o wiele?Nekromanta wzruszył ramionami.Odłożył ostry ja brzytwa nóż, wziął owcę i zaniósł na środek kręgu.Schylił się, położył na miejscu wczorajszej rzezi.Jeszcze przed chwilą polana była spokojna, cicha jak grób.Teraz Dragosani poczuł poruszenie, ciche skradanie się kotaw kierunku myszy, zbieranie śliny na języku kameleona przed atakiem.Drżąc z przerażenia, nawet taki potwór, jakim był Dragosani, odskoczył od głowy ogłuszonego zwierzęcia.Zaschło mu w gardle, wtedy.- Nie trzeba, mój synu - odezwał się Tibor Ferenczy.Borys chciał uciec, ale w tej samej chwili zorientował się - za późno - że Diabeł nasycił się w pełni prosiakami i jagnięciem.Dragosani nie zdążył się wyprostować z przysiadu, gdy falliczna macka wyskoczyła spod ziemi, cięła jego ubranie jak nóż, wbijała się w ciało.Uciekłby, chciał się uwolnić, nawet za cenę życia, uciekłby - ale nie mógł.Haki wewnątrz ciała, macka wypełniająca nogi ciągnęła go, jak rybę wyłowioną z rzeki.Ziemia usunęła się spod stóp nekromanty, uderzył w ciemną, kipiącą glebę.Nie miał żadnej szansy ucieczki.Ból, męka, piekielna tortura.Topniały jelita, paliły się wnętrzności, jakby siedział na fontannie kwasu.Przez niewypowiedziany ból Dragosani słyszał tylko wycie tryumfu Tibora, drwił z prawdy, z rzeczywistej prawdy, do której nekromanta nie zdołał dotrzeć przez wszystkie lata, szydził z odpowiedzi na pytania.- Dlaczego tak mnie nienawidzili, mój synu? Przecież byli moją rodziną.Dlaczego wampiry nienawidzą się nawzajem? Odpowiedź jest taka prosta: krew to życie, Dragosani.Tak, krew świni wystarczy, kiedy niczego lepszego nie można wypić.Także krew owiec i drobiu.O wiele lepsza jest krew ludzi - już wkrótce sam to odkryjesz.Ale ponad wszystko, prawdziwy nektar życia można ssać tylko z żył innego wampira.Dragosani smażył się jak w piekle.Czuł jak rozdziera się wewnątrz, pasożytnicze nasienie ginęło.Koszmarna macka Tibora przyssała się i piła, piła.Była protoplazmatyczna, nie czyniła rzeczywistych spustoszeń, przybierała kształty tak, by nie naruszyć organów, penetrowała bez zniszczeń.Jej haczyki nie zadawały ran, trzymały się bez naruszenia tkanek.Ból spowodowany był ich obecnością - kontaktem z otwartymi nerwami i mięśniami.Kiedy poruszała się w gwałconym ciele, Borys czuł - jakby szalony lekarz wylał roztwór kwasu na otwarte żyły.To nie zabijało, ale mogło zabić.Nie teraz, nie tym razem.Umęczony Dragosani nie wiedział o tym, krzyczał z bólu.- S.Skończ.skończ z tym, cholera! Niech cię.twoje czarne serce, kłamco kłamstw! Zabij.mnie, Tibor! Teraz! Skończ z tym, pro.proszę cię!Usiadł w ciemności pod drzwiami pomiędzy zniszczonymi płytami, rozsypującymi się szczątkami starego grobu.Zgroza zjadała jego mózg jak szczur wpuszczony do głowy, szukający na ślepo wyjścia.Ktoś uruchomił w jego brzuchu maszynkę do mięsa, rozrywał jelita [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •