[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boli mnie to, co muszę powiedzieć, ale wcale mnie to nie hańbi, że mam krewnych, wielkich złodziejów i zbójców.Wilk jest moim wujem, ale niech taki wuj, co potrafi zjeść własnego siostrzeńca, chodzi sobie sam.Jeślibyśmy poszli tą drogą, nic z tego dobrego nie wyniknie, przede wszystkim zaś zginiemy z głodu, tam bowiem, którędy przeszedł wilk, nikt się już nie pożywi.Chodźmy prosto jak strzelił.— Mądrze to wykoncypowałeś, miły Robaku — rzekł Janek.— Na tej drodze jednak możemy napotkać niedźwiedzia.— To by nie było najgorsze — rzecze Robak.— Niedźwiedź jest bardzo gburowaty, ale poczciwy to jegomość; gdybym był rybą, tobym trochę miał stracha, albo gdybyś ty był posmarowany miodem, bo za rybą i za miodem ten kudłacz przepada.— A co robić, jeśli go spotkamy?— Najmądrzej będzie uciekać, a jeśli na ucieczkę będzie za późno, ja gdzieś przepadnę, bo nie wiem, czy mu się spodobam, a ty idź śmiało.Jeśli ty się nastraszysz, właź na drzewo, a jeśli on się ciebie nastraszy, to on zwieje i wszystko będzie w porządku.— A jeśli inne spotkamy zwierzęta?— Iii! Gadać nie ma o czym.Zając żaby się boi, cóż dopiero, kiedy mnie zobaczy.Zaszczekam dwa razy, a to wystarczy, aby wszystkie zające strach obleciał do Bożego Narodzenia.Zobaczysz, co ja w lesie znaczę! Sarny na mój widok mdleją, a potem opowiadają dzieciom, że widziały potwora.Czy ja wyglądam na potwora?— Jesteś najprzystojniejszym psem, jakiego widziałem w moim życiu.— Pięknie to powiedziałeś! Ale… ale! A ileż ty psów widziałeś w swoim życiu?— Ciebie jednego tylko…— No, to niewiele; myślałem, że jestem bardziej przystojny.— Tak — rzekł prędko Janek — ale gdybym ich znał tyle, ile jest drzew w tym lesie, żadnego bym tak nie kochał jak ciebie!Robak merdnął ogonem i zakręcił się najpierw w lewo, potem w prawo.— Co czynisz? — zawołał Janek.— Nic! ja w ten sposób wyrażam moją najwyższą radość.Taniec ten oznacza, że jestem ci oddany i zaprzysiągłem ci moją wierną przyjaźń.— Cóż ty, biedaku kochany, możesz dla mnie uczynić?Robak spojrzał głęboko w jego oczy spojrzeniem pełnym bezgranicznej miłości.— Jeśli pozwolisz — rzekł — jeśli pozwolisz, to mogę…— Co możesz?— Mogę dla ciebie umrzeć.— Robaku! — krzyknął Janek.— Przebacz mi — mówił pies smutno — że więcej uczynić nie mogę.Janek patrzył długo na tego dziwnego psa z wielkim wzruszeniem; zawsze lubił go bardzo, bo każdy dobry człowiek lubi zwierzęta, ale teraz całym pokochał go sercem.Pies czuł to, bo wierne jego serce zalała wielka rzewność.Pragnął teraz jakiejś groźnej przygody, aby mógł dotrzymać przyrzeczenia i oddać życie w obronie serdecznego chłopca; byłby się rzucił do gardła największego leśnego olbrzyma i nie dałby uczynić krzywdy temu, co jego rozumiał mowę i jego serce, czyste, wierne, na śmierć oddane psie serce.Od wielkiej radości drżał cały, a oczy migotały mu jak gwiazdy.Zwyczajny to był kundel, biedaczysko bezdomne, a serce miał wielkie i do wielkiej ofiary zdolne.Rwał teraz przed siebie, wietrząc, czy się z wielkim tupotem srogich łap i z trzaskiem łamanych gałęzi nie zbliża wróg straszliwy, z którym ze skowytem radości stoczy śmiertelną walkę i dech odda ostatni.Wróg jednak nie nadchodził.W lesie była cisza, ani Janek bowiem, ani Robak przemyślny nie wiedzieli o tym, że w chwili, kiedy ruszali w drogę bez końca przez wielką leśną puszczę, wichr ogromny wpadł między korony niebotycznych drzew i coś otrąbił, jakiś wydał rozkaz, jakieś podał hasło, bo drzewo, pochyliwszy się ku drugiemu drzewu, coś mu szeptało, a to mówiło dalej i dalej, i tak bez końca.Potem się zerwał z gałęzi jeden gołąb dziki, za nim drugi, za nim trzeci, za nim czwarty i poleciały w cztery strony świata.Jakaś wiadomość szła przez las, a zanim słońce zapadło gdzieś daleko, po drugiej stronie boru, na leśnej polanie przystanął stary, wspaniały niedźwiedź i ryknął tak, że z najbliższych drzew opadły liście:— Narodzie leśny! Czworonogie, skrzydlate i pełzające! Wy, które zjadacie mięso, i wy, co żywicie się trawą! Słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie! Przez las idzie sierota, co ma serce czyste.Nie zabił żadnego z braci naszych ani żadnemu nie uczynił krzywdy! Z najwyższego rozkazu ma przejść wolno i bezpiecznie.Niech przejdzie bezpiecznie i ten czworonogi, co się wyrzekł lasu i mieszka wśród ludzi.Jego to jest sprawa i mścić się na nim nie wolno! Zejdźcie im z drogi, mięsożerni, dajcie im drogę, jadowici! A kto by nie usłuchał, temu będzie zamknięta droga do wody, aby zginął w mękach pragnienia! Powiedziałem! Uuufff! Ostatni głos potoczył się jak głaz z osypiska.Kiedy niedźwiedź ogłaszał wielki rozkaz lasu, wszystko na tę chwilę ucichło, nieczęsto się to bowiem zdarzało, aby dziki las, pełen straszliwych kłów i drapieżnych szponów, brał kogoś w swoją przemożną opiekę.Wszystko, co w nim było żywe, nastawiło uszy i słuchało pilnie, ażeby żadnego nie uronić słowa, okropną bowiem rozkaz ten zapowiadał karę, długo bowiem można cierpieć głód, lecz nie ma straszliwszej udręki ponad pragnienie, kiedy ponadto woda jest blisko, a nie ma do niej dostępu.Najpilniej nasłuchiwały wilki i rysie, najbardziej okrutne; patrzył wilk na wilka w milczeniu i krwawymi w bezsilnej złości toczył oczyma; rozkaz ten niespodziany w ich przede wszystkim zwrócony był stronę.Nie chcąc swojej żarłoczności wystawiać na pokuszenie, zaszyły się w gąszcze, aby tym pewniej uniknąć spotkania człowieka, którego chronił las.Zwierzęta łagodne, nie mając najmniejszego zamiaru napastowania go, myślały o tym jedynie, czym sobie na tak wielką łaskę zasłużyło to dwunożne stworzenie, niezwykle brzydkie, bo nie posiadające tak naturalnej i wspaniałej ozdoby, jaką jest ogon, krótki czy długi, skręcony czy w górę zadarty, mizerny czy też puszysty, ale zawsze ogon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]