[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A z drugiej strony.Dunbar przypomniał sobie wścibskiego sąsiada Barnesów, Proudfoota, i problem Cyrila z aparatem fotograficznym.Tylko że.nie było żadnego problemu.W punkcie naprawczym nie znaleziono w nim uszkodzenia, mimo że filmy wychodziły zamglone, jakby były narażone na działanie światła, albo.czegoś innego.Dunbar usiadł nagle na łóżku.Nie tylko światło może zniszczyć film w aparacie.Promieniowanie działa w ten sam sposób.A długotrwałe przebywanie w zasięgu źródła promieniowania zazwyczaj kończy się u ludzi rakiem.Czy to możliwe? Czy można sobie wyobrazić, że Sheila i jej mąż byli narażeni we własnym domu na działanie promieniowania? W głowie Dunbara mnożyły się pytania.Co to mogło być? Gdzie się znajdowało? Skąd się tam wzięło?Próbował przekonać samego siebie, że to niedorzeczne.Takie rozważania należało potraktować jako czysto akademickie ćwiczenie.Jako dowód bujnej fantazji, sprawdzian funkcjonowania wyobraźni, ale niejako realną możliwość.A jednak sprawa nie dawała mu spokoju.W jego umyśle zaczęło kiełkować ziarno podejrzenia.Nie mógł zmrużyć oka.Musiał wiedzieć.Musiał to sam sprawdzić.Tylko jak? Do tego potrzebny był specjalistyczny sprzęt.Wprawdzie Inspektorat Naukowo-Medyczny mógł mu dostarczyć praktycznie każde urządzenie i służyć radą i pomocą każdego fachowca, ale to zajęłoby trochę czasu, a on nie mógł czekać.Musiał przekonać się natychmiast, czy jego podejrzenia są uzasadnione, choćby tylko po to, by mieć czyste sumienie.Potrzebował przede wszystkim aparatu do wykrywania promieniowania, licznika Geigera albo czegoś podobnego.Spojrzał na zegarek.Do północy brakowało około trzydziestu minut.Jeśli w Médic Ecosse nie zarządzono jakiegoś nadzwyczajnego pogotowia, o tej porze na oddziale radiologii nie powinno być nikogo.Jakiś rentgenolog na pewno czuwał pod telefonem na wszelki wypadek, ale zapewne poza szpitalem.Tam Dunbar mógł zdobyć potrzebny sprzęt.Odrzucił na bok kołdrę i wyskoczył z łóżka.Postanowił nie zakradać się do szpitala potajemnie, lecz zupełnie jawnie zajechać przed główne wejście i powiedzieć w recepcji, że musi sprawdzić jakieś liczby potrzebne mu pilnie do zestawienia, które właśnie opracowuje.Nie sądził, by jego przyjazd wzbudził czyjeś podejrzenia.Mógł nawet zostać uznany za godnego podziwu, sumiennego urzędnika państwowego.Kwadrans powinien wystarczyć na dostanie się tylnymi schodami na oddział radiologii.Posiadanie nesesera wydawało się całkiem usprawiedliwione.W rzeczywistości musiał w nim wynieść aparat i jakiś strój ochronny.Ale jeśli radiologia będzie zamknięta? Nie mógł ryzykować włamania.Postanowił, że jeśli nie uda mu się tam wejść, odłoży sprawę do rana i zwróci się o pomoc do inspektoratu.Idąc z parkingu do drzwi wejściowych zastanawiał się, czy możliwe jest, żeby w recepcji nikogo nie było.Oczywiście nie.Recepcja, jak wszystko w Médic Ecosse, musiała funkcjonować bez zarzutu.W głównym holu zastał nie tylko uśmiechniętą uprzejmie dyżurną recepcjonistkę, ale również dwóch umundurowanych strażników.Mężczyźni z ochrony byli już starsi, ale wyglądali na bardzo sprawnych i czujnych.Mimo że recepcjonistka poznała Dunbara i przy powitaniu wymieniła jego nazwisko, jeden z ochroniarzy zażądał od niego przepustki.– Wpadłem tylko na chwilę – oświadczył Dunbar, zwracając się do recepcjonistki.– Muszę sprawdzić kilka liczb.– A ja myślałam, że tacy jak pan zajmują się tylko popijaniem herbatki – zażartowała z uśmiechem.– Krzywdzący mit – odparł Dunbar, odwzajemniając uśmiech i kierując się w stronę podwójnych drzwi prowadzących do głównego korytarza.Wbiegł po schodach do swojego biura.Poczuł, że ma spocone dłonie.Od dłuższego czasu nie przeprowadzał żadnej tajnej akcji, więc teraz był zdenerwowany.Zapalił światło w pokoju i położył neseser na biurku.Serce waliło mu jak oszalałe.Czy naprawdę miał ochotę to zrobić? Może stracił już do tego dryg? Nie ulegało jednak wątpliwości, że od czasu do czasu dobrze było wykonać jakieś ryzykowne zadanie, choćby po to, żeby się sprawdzić.Czując, jak skacze mu tętno, uchylił drzwi gabinetu i wyjrzał ostrożnie na korytarz.Ani żywej duszy.Ruszył szybko w kierunku tylnych schodów, starając się nie robić najmniejszego hałasu.Gdy dotarł do klatki schodowej, zatrzymał się, nasłuchując.Ale wokół panowała zupełna cisza.Médic Ecosse pogrążony był we śnie.W połowie drogi na dół usłyszał nagle jakieś głosy.Zbliżały się.Zaczaj się obawiać, że ktokolwiek to jest, odkryje jego obecność, jeśli skręci na schody.Rozważał, czy nie wbiec z powrotem na górę, kiedy do jego uszu dotarł odgłos toczącego się korytarzem wózka.Odetchnął z ulgą.Nikt nie będzie pchał wózka schodami do góry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •