[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom stał nadal.Zapadł się tylko trochę.Chwasty podeszły wysoko wzdłuż fundamentów.Oba mansardowe okienka były wybite, na ramach powiewały jakieś stare szmaty przyniesione pewnie przez wiatr.Dotknąłem okiennic.- To tu po raz pierwszy zobaczyłem ciebie - odezwałem się do Klaudii, zdecydowany powiedzieć o wszystkim tak, by zrozumiała, a przecież czułem na sobie jej chłodne spojrzenie i dystans, z jakim patrzyła na mnie.-Usłyszałem, jak płakałaś.Byłaś tam, w tym pokoju razem z matką.Twoja matka już nie żyła.Od wielu dni, ale ty nie zdawałaś sobie z tego sprawy.Przywarłaś do niej szlochając.płacząc żałośnie.Byłaś przerażająco blada i w gorączce.Byłaś głodna.Próbowałaś obudzić ją ze śmiertelnego snu.Obejmowałaś, domagając się ciepła, tuliłaś się przepełniona strachem Był już prawie ranek i.Dotknąłem palcami skroni.- Otworzyłem okiennicę.wszedłem do tego pokoju.Odczuwałem współczucie ale.i jeszcze coś.Zobaczyłem, jak jej usta rozchyliły się, a oczy rozszerzyły.- Ty.przyszedłeś wypić moją krew? - wyszeptała.-Byłam twoją ofiarą!- Tak - odrzekłem.-Zrobiłem to.Przez chwilę staliśmy w milczeniu.Trwało to wieczność i było tak bolesne, że oboje nie mogliśmy tego znieść.Klaudia nie poruszyła się w ciemnościach, jej wielkie oczy odbijały słabe światło, a ciepłe powietrze zadrgało nagle od jakiegoś odległego dźwięku.A potem odwróciła się.Usłyszałem stukot jej bucików, gdy biegła.Stałem jak wryty, wsłuchując się w ten odgłos, który stawał się coraz cichszy, Obróciłem się.Strach zawładnął mną ponownie, wzrastał nieprzezwyciężony.Pobiegłem za nią.Nie mieściło mi się w głowie, że mogę jej nie dogonić, nie zatrzymać i nie powiedzieć, że ją kocham.Muszę ją mieć, zatrzymać przy sobie.Gdy biegłem za nią na oślep ciemną ulicą, każda sekunda wydawała mi się chwilą, w której traciłem ją, kropla po kropli.Moje serce waliło jak oszalałe, nienasycone, tłukło się i sprzeciwiało temu silnemu podnieceniu.Nagle stanąłem jak wryty.Klaudia stała pod latarnią.Patrzyła na mnie, jak gdyby zobaczyła mnie po raz pierwszy.Objąłem jej dziecięcą kibić i podniosłem do światła.Obserwowała mnie.Jej twarz była wykrzywiona, głowę odwracała na boki, jak gdyby unikała mojego spojrzenia, jak gdyby musiała odwrócić się od przemożnego poczucia wstrętu.- Ty mnie zabiłeś - wyszeptała -ty odebrałeś mi życie!- Tak - odparłem, trzymając ją tak mocno, że czułem, jak wali jej serce.-A raczej próbowałem odebrać, wyssać je.Ale ty miałaś serce niepodobne do żadnego, które kiedykolwiek czułem.Serce, które biło i biło, aż musiałem cię zostawić, odrzucić od siebie, ażebyś nie przyspieszyła za bardzo mojego tętna i nie zabiła mnie.To Lestat odszukał mnie tutaj.Louis, sentymentalny Louis przyłapany na uczcie z małego złotowłosego dziecka, świętego niewiniątka, malej dziewczynki.Przyniósł cię ze szpitala, gdzie się potem znalazłaś i nawet nie mogłem się domyślić, co zamierza poza tym, że chciał uprzytomnić mi moje własne powołanie, moją naturę wampira.„Weź ją, skończ, co zacząłeś” - powiedział.I znów poczułem pragnienie tej krwi.Och, wiem, że straciłem cię teraz na zawsze.Widzę to w twoich oczach! Patrzysz na mnie tak, jak patrzysz na ludzi śmiertelnych, z góry, z chłodną wyniosłością, której nie mogą zrozumieć.Ale zrobiłem to.Ponownie wbiłem zęby w twoją szyję, nędzny, nie do powstrzymania głód twojego walącego jak młot serca, tych policzków, tej skóry.Byłaś różowa i delikatna, taka jak inne dzieci, słodka z soczystym zapachem soli i kurzu.Wziąłem cię na ręce.Przyssałem się ponownie.I gdy znów poczułem, że serce twe prędzej mnie pozbawi życia, niż podda się, nie dbałem już o to.On nas rozdzielił, i rozcinając przegub swojej dłoni podał ci do picia własną krew.A ty piłaś.Piłaś jego krew bez opamiętania, aż prawie wyssałaś wszystko, aż się zataczał.Ale wtedy stałaś się już wampirem.Tej samej nocy jeszcze piłaś krew ludzką.I od tej pory tak już co noc.Jej twarz nie zmieniła się.Była jak z wosku, tylko oczy żyły.Nic więcej nie miałem do powiedzenia.Postawiłem ją na ziemi.- Odebrałem ci życie - powiedziałem - a on dał ci je ponownie.- I oto żyję - odrzekła szeptem -i nienawidzę was obu!Zapadła cisza.- Dlaczego powiedział jej pan o tym? - zapytał chłopak po pełnej szacunku pauzie.- Jakżeż mogłem jej nie powiedzieć? - Wampir zerknął na reportera z lekkim zaskoczeniem.-Musiała to wiedzieć.Sama musiała to rozważyć.Przecież Lestat nie dostał jej w pełni życia, tak jak to było w moim przypadku.Najpierw ja ją poraziłem.Umarłaby! Nie byłoby już dla niej żadnej szansy.Ale co za różnica! Dla nas wszystkich to tylko sprawa lat, powolnego umierania! Co z tego, że zobaczyła wyraziściej to, co wiedzą wszyscy ludzie: że śmierć jest nieunikniona, chyba że ktoś wybierze.to!Otworzył dłonie i spoglądał na nie.- Stracił ją pan? Czy odeszła?- Odeszła! Dokąd mogła odejść? Była dzieckiem nie większym od innych dzieci.Kto by ją przygarnął? Czy miała znaleźć sobie jakiś stary grobowiec i jak jakiś mityczny wampir kłaść się razem z robakami i mrówkami za dnia, a wstawać w nocy na polowania? Ale nie dlatego nie odeszła.Coś w niej samej było pokrewne temu, co tkwiło we mnie.To samo było zresztą z Lestatem.Nie mogliśmy znieść myśli, by pozostać sami i żyć samotnie! Potrzebowaliśmy nawzajem swego towarzystwa.Otaczał nas świat z mnóstwem śmiertelnych ludzi, potykających się o nas.Świat ludzi ślepych i pochłoniętych swoimi sprawami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]