[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdumiewały go te mistyczne, niekiedy śmieszne przedmioty rozrzucone po ziemi.Wszystko to wsadzę do garnka, myślał.Niczego nie muszę zostawiać dla potomnych, przecież to wszystko istnieje tylko dla mnie!Ważniejsza wydawała mu się zawartość małych skórzanych woreczków i drewnianych szkatułek.Były na nich jakieś napisy, ale Kolgrim nie rozumiał tych prastarych zawijasów ani tekstów zapisanych na grubych, po części zniszczonych zwitkach brzozowej kory.Gdyby znalazł czas na odczytanie tych przepisów, mógłby się może stać prawdziwym czarownikiem, mistrzem czarownic.Ale co tam - wszystko wpakuję do garnka, tam zadziała to najlepiej, myślał.Znalazł też dwie małe szkatułki, których zawartość rozpoznawał.Czyż to nie ten proszek i drażetki, które ułatwiają człowiekowi wejście w trans?Musi je kiedyś wypróbować! I to niedługo!Najpierw jednak mimo wszystko powinien zobaczyć tamto miejsce.Zebrał z powrotem rozsypane rzeczy, węzełek z narkotycznymi ziołami wsunął pod kurtkę, po czym zarzucił worek na ramię i poszedł.Wędrówka była długa.Od ruin starych domostw poszedł przez dolinę krętą ścieżką, tak głęboką, że czas nie zdołał jej zatrzeć.Po pewnym czasie przystanął.To powinno być tam, pod skałą o dwu szczytach, przypominających kamienie nagrobne.Najpierw trzeba wejść w górę po tamtym nawisie.Tak, jest ścieżka.Pocił się.Nie przywykł do takich wycieczek.Nie było Specjalnie gorąco, siąpił drobny deszcz, a nawet zanosiło się na śnieg.Wiosna jeszcze nie zawitała w tej górskiej dolinie.Ale wspinaczka po stromych zboczach dawała się we znaki.Jedno było w tym dobre - zdążył się wysuszyć po trudnej przeprawie przez tunel.Dyszał ciężko, z wysiłkiem.Samotność spowijała go jak gęsta, choć niewidzialna mgła.Gdzieś w oddali, nad jeziorem, rozlegał się od czasu do czasu krzyk dzikiego ptaka i niósł się długo w tej wielkiej ciszy.Bliżej pokrzykiwały spłoszone siewki.Na krawędzi skalnego nawisu wiatr uderzył w niego z taką siłą, że o mało się nie stoczył w dół.Wszedł jeszcze wyżej, spojrzał w dno przepaści i zakręciło mu się w głowie.Z położonej pod nim górskiej ściany stoczyła się kamienna lawina.Opuszczone domostwa Ludzi Lodu pozostały daleko poza nim w dolinie.Z miejsca, w którym teraz stał, dostrzegał na niektórych budowlach ślady spalenizny po tamtym pożarze.Inne przemieniły się w ledwie widoczną ruinę; zostały z nich jedynie porosłe trawą fundamenty.W zagrodzie Tengela zobaczył kołysane wiatrem nagie drzewo.To pewnie opiekuńcze drzewo ich podwórza, pomyślał.Nagle zapragnął, żeby w tych zagrodach pojawili się ludzie.Wiedźmy i czarownicy jak on.Nieświadom, że to jego własny dziadek, ów nieszczęsny Heming Zabójca Wójta, przyczynił się do tego zniszczenia, Kolgrim użalał się nad swoją bezgraniczną samotnością.Naprawdę potrzeba odwagi, by przeprowadzić to, co zamierzyłem, myślał.Potrzeba siły, takiej jaką miał Tengel Zły.Tego właśnie pragnął.Dla Tengela nie była to żadna sztuka.Miał przecież dolinę pełną ludzi.Kolgrim zaś był samotny.Niewiarygodnie, bezmiernie samotny.Nikt nawet nie wiedział, że on tu jest.Nikt na całym świecie.Zrzucił worek.Niech leży tu pod ścianą, dopóki on nie odnajdzie miejsca, którego szuka.Miejsca, w którym jego zły praprzodek spotykał samego Szatana!Nikt prócz Kolgrima nie wiedział, gdzie to jest.przeniknął go dreszcz grozy, choć przecież nie zwykł Się bać!Ale to, co zamierzał, nie należało do spraw powszednich.A gdyby tak.Gdyby tak dodać sobie trochę odwagi?Zamyślony ważył w dłoni woreczek.W woreczku był proszek; wysuszone, utarte zioła.Ale jak się je zażywa?Największy czarownik w historii nie wiedział.Kolgrim rozejrzał się po okolicy.Niedaleko, cicho szemrząc, spływał po zboczu nieduży potoczek.Chłopak wysypał nieco proszku na dłoń i poszedł ku wodzie.Z trudem zdołał przełknąć trochę naprędce sporządzonej mieszanki, ale jakaś odrobina dostała się do tchawicy i chwycił go kaszel.Teraz nie pozostawało już nic więcej, jak ruszyć do tego miejsca.Na moment przystanął.A niech to diabli! Powinien był przecież pozacierać wszystkie ślady w Grastensholm! Tak, by nikt inny.no, może kiedyś, długo po nim.Ale niech tam! Zrobi to później, kiedy znowu wróci do domu.Długo po nim? Ależ on będzie mógł stać się nieśmiertelny! Będzie żył całe wieki.Tak, tak właśnie będzie.Teraz może robić naprawdę wszystko, co zechce!Po wyczerpującej wspinaczce pośród dzikiej i pięknej przyrody, na którą zresztą nie zwracał uwagi, znalazł się u stóp skały z dwoma obeliskami.Znowu miał przemoczone ubranie i włosy od wciążSiąpiącego deszczu.W górze teren był bardziej płaski.Kolgrim miał przed sobą otwartą, dość rozległą przestrzeń.No i gdzie teraz?Obszedł z wolna skalny występ.Tu stała z pewnością kiedyś Silje wraz z Tengelem i dwojgiem młodszych dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]