[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamarznięty las milczał i pachniał metalem.Jedyne, co spada­ło z nieba, to z rzadka tylko świeży śnieg.Jakiś człowiek przeszedł przez wrzosowiska od Ostrego Grzbietu do Lancre i nie zobaczył ani jednego błędnego ogni­ka, bezgłowego psa, spacerującego drzewa, widmowego powo­zu ani komety.Dobrzy mieszczanie musieli zaprowadzić go do tawerny i postawić coś mocniejszego, żeby mógł zaniepokoić nerwy.Stoicyzm Ramtoperów, rozwijany od lat do formy absolutnej odporności na taumaturgiczny chaos, nie mógł znieść takiej zmiany.Była jak hałas, którego się nie słyszy, dopóki nie ucich­nie.Babcia Weatherwax właśnie go słyszała, opatulona górą kołder w lodowatej sypialni.Noc Strzeżenia Wiedźm jest na Dysku trady­cyjnie tą jedyną w roku, kiedy czarownice powinny zostać w do­mach.Dlatego położyła się wcześnie, w towarzystwie torby jabłek i kamionkowej flaszki z gorącą wodą.Coś jednak wyrwało ją z drzemki.Zwyczajny człowiek zacząłby przekradać się na dół, być może uzbrojony w pogrzebacz.Babcia tylko objęła rękami kolana i po­zwoliła umysłowi wzlecieć.Tego czegoś nie było w domu.Wyczuwała małe, prędkie umy­sły myszy i zamglone myśli swoich kóz, leżących w cieple przytul­nej obórki.Niby sztylet czujności przepłynęła nad dachem chaty sowa na polowaniu.Babcia skupiła się i jej umysł wypełniło ciche brzęczenie owa­dów w słomie strzechy i korników w belkach.Nic ciekawego.Skuliła się mocniej i wyfrunęła do lasu, pogrążonego w ciszy, przerywanej jedynie z rzadka głuchymi uderzeniami śniegu zsuwa­jącego się z gałęzi.Nawet zimą las był pełen życia, zwykle uśpio­nego w jamach czy hibernującego w dziuplach.Wszystko jak zwykle.Rozprzestrzeniła się bardziej, na wrzo­sowiska, ku tajemnym ścieżkom, gdzie wilki biegały bezszelest­nie po zamrożonej szreni; dotknęła ich umysłów ostrych jak no­że.Wyżej, na ośnieżonych przestrzeniach znalazła tylko stado wermimi[6].Wszystko było takie, jakie być powinno, z tym tylko zastrzeże­niem, że nic nie było jak należy.Istniało tam coś.tak, istniało coś żywego, coś młodego i starożytnego, i.Babcia zbadała w myślach to uczucie.Tak.To jest to.Coś sa­motnego.Zagubionego.I.Uczucia nigdy nie są proste.Babcia wiedziała to dobrze.Wy­starczy je zerwać, a pod spodem pojawiają się inne.Coś, co - jeśli szybko nie przestanie być samotne i zagubio­ne - zacznie być bardzo złe.Wciąż jednak nie mogła tego znaleźć.Wyczuwała już maleń­kie umysły poczwarek pod zamarzniętymi liśćmi.Wyczuwała dżdżownice migrujące poniżej linii zmarzliny.Wyczuwała nawet kilku ludzi, którzy zawsze są najtrudniejsi.Ludzki umysł zajmuje się tyloma myślami równocześnie, że prawie niemożliwa jest jego lokalizacja.To tak jakby próbować przybić mgłę do ściany.Tam nie.Tam też nie.Wrażenie okrążało ją zewsząd i nie znalazła nic, co by je powodowało.Zsunęła się w dół jak najdalej, do najmniejszych stworzeń w królestwie, i wciąż niczego nie było.Usiadła na łóżku, zapaliła świecę i sięgnęła po jabłko.Spoj­rzała na ścianę sypialni.Nie lubiła przegrywać.Coś tam istniało, coś spijało magię, coś rosło, coś było tak pełne życia, że otaczało cały dom.A jednak nie mogła tego odszukać.Zredukowała jabłko do ogryzka i odłożyła starannie na pod­stawkę lichtarza.Potem zdmuchnęła świecę.Chłodny aksamit nocy znowu okrył pokój.Babcia Weatherwax postanowiła spróbować jeszcze raz.Może patrzyła w złą stronę.Po chwili leżała na podłodze, naciągając na głowę poduszkę.Pomyśleć tylko: spodziewała się, że to będzie małe.***Zamek Lancre zadygotał.Nie był to gwałtowny wstrząs, ale i nie musiał być, gdyż konstrukcja zamku sprawiała, iż kołysał się nawet przy lekkim wietrzyku.Niewielka wie­życzka pochyliła się wolno i runęła w wypełniony mgłą kanion.Błazen leżał na posadzce i drżał przez sen.Cenił ten zaszczyt, o ile to był zaszczyt, ale spanie na korytarzu zawsze sprowadzało sny o Gildii Błaznów, w której szarych, surowych ścianach przedrżał siedem lat straszliwej nauki.Posadzka była nieco bardziej miękka niż łóżka w Gildii.O kilka stóp od niego zabrzęczała lekko zbroja.Halabarda zawibrowała w stalowej rękawicy aż - niby atakujący nietoperz, przecinający ze świstem nocne powietrze - przewróciła się i rozbi­ła posadzkę obok ucha Błazna.Błazen usiadł.Zdał sobie sprawę, że ciągle się trzęsie.Tak sa­mo jak podłoga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •