[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za chwilę to będą ,moje stopy!- wrzasnął Rincewind.Spadający nie opodal Eryk szarpnął go za kostkę.Nie można się tak zwracać do stwórcy wszechświata! – zawołał.– Poproś go, żeby coś zrobił, zmiękczył grunt albo co!Nie jestem pewien, czy mi wolno – odparł stwórca.– Chodzi o przepisy przyczynowości.Inspektor rzuciłby się na mnie jak cetnar.cetnar.cetnar ciężaru.Chociaż chyba mógłbym wam stworzyć jakieś rzadkie bagno.Albo ruchome piaski, ostatnio bardzo popularne.Mógłbym podstawić kompletne ruchome piaski z bagnem i mokradłami en suite.Żaden problem.! – odpowiedział Rincewind.Musisz mówić trochę głośniej.Zaczekaj chwilę.Znów zabrzmiał harmonijny dźwięk gongu.Kiedy Rincewind otworzył oczy, stał na plaży.Eryk również.Stwórca unosił się w pobliżu.Nie było pędu powietrza.Rincewind nie miał nawet siniaka.Wbiłem taki klinik między pędy i położenia – wyjaśnił stwórca, zauważywszy jego minę.– A teraz: co takiego chciałeś mi powiedzieć?Chciałem raczej przestać spadać.Aha.To dobrze.Cieszę się, że to załatwiliśmy.– Stwórca rozejrzał się z roztargnieniem.– Nie widziałeś tu gdzieś mojej księgi? Kiedy zaczynałem, zdawało mi się, że trzymam ją w ręku.– Westchnął.– Następnym razem zgubię własną głowę.Kiedyś zrobiłem cały świat i całkiem zapomniałem o finglach.Ani jednego łobuza.Nie mogłem ich dostać na czas i pomyślałem, że wrócę, jak tylko będą na składzie.Wyobraź sobie , ze całkiem mi to wyleciało z pamięci.Oczywiście, nikt niczego nie zauważył, bo przecież oni tam wyewoluowali i nie mieli pojęcia, że powinny być jakieś fingle.Jednak wyraźnie budziło to w nich głębokie psychiczne niepokoje.Gdzieś w głębi duszy wiedzieli, że czegoś im brakuje.Mniej więcej.Stwórca spoważniał.Trudno.Zresztą i tak nie mogę tu tkwić całymi dniami.Mówiłem już, że mam mnóstwo zleceń.Mnóstwo? – zdziwił się Eryk.– Myślałem, że jest tylko jedno.Nie jest ich cała masa.– Stwórca zaczął się rozpływać.– To jest, widzisz, mechanika kwantowa.To nie tak, ze zrobisz coś raz i masz spokój.Nie; stale się rozgałęziają.Nazywają to wielokrotnym wyborem; to jakby wtaczać pod górę taki wilki, wielki.no takie coś, co stale się stacza i trzeba zaczynać od nowa.Dobrze im mówić, że wystarczy zmienić jakiś drobny szczegół.Ale który.to jest prawdziwy zgryz.No, miło mi było was poznać.Gdybyście potrzebowali czegoś ekstra, jakiegoś dodatkowego księżyca albo coś.Hej!Stwórca pojawił się znowu.Z lekkim zdziwieniem uniósł brew.Co się teraz stanie? – zapytał RincewindTeraz? Przypuszczam, że niedługo zjawią się bogowie.Zwykle nie czekają, żeby się wprowadzić.Jak muchy nad.much nad.jak muchy.Myślę, że już sami zajmą się ludźmi i tak dalej.– Stwórca nachylił się Rincewindowi do ucha.– Ludzie nigdy mi jakoś nie wychodzą.Nie mogę sobie poradzić z rękami i nogami.Zniknął.Czekali.Chyba teraz odszedł na dobre – stwierdził po chwili Eryk.– Był bardzo miły.Po tej rozmowie z pewnością lepiej zrozumiesz, dlaczego świat jest taki, jaki jest – powiedział Rincewind.A co to jest mechanika kwantowa?Kobieta, która naprawia kwanty.Tak myślę.Rincewind spojrzał na swoją kanapkę z jajkiem i rzeżuchą.Wciąż brakowało w niej majonezu, a chleb już przemakał, ale miną tysiące lat, zanim zjawi się następna.Muszą powstać początki rolnictwa, udomowienie zwierząt, ewolucja noża kuchennego od jego prymitywnych krzemiennych przodków, rozwój technik mleczarskich.A jeśli zechce się ją przygotować jak należy, to również hodowla drzew oliwnych, pieprzu, wydobycie soli, fermentacja octowa i opanowanie elementarnej chemii spożywczej.Dopiero wtedy świat zobaczy taką drugą kanapkę.Była wyjątkowa: biały prostokąt pełen anachronizmów, zagubiony i samotny w nieprzyjaznym świecie.Ugryzł ją mimo wszystko.Smakowała doskonale.Nie rozumiem tylko – wyznał Eryk- dlaczego tu jesteśmy.Zgaduję , że jest to problem filozoficzny – domyślił się Rincewind.– Zgaduję, że chcesz wiedzieć dlaczego znaleźliśmy się tutaj, u zarania kreacji, na tej plaży właściwie jeszcze nie używanej?Tak.O to właśnie mi chodzi.Rincewind usiadł na kamieniu i westchnął.Wydaje mi się to całkiem oczywiste – rzekł.– chciałeś żyć wiecznie.Ale nic nie mówiłem o podróżach w czasie.Sformułowałem to bardzo wyraźnie, żeby nie było żadnych sztuczek.To nie sztuczka.Życzenie stara się pomóc.Pomyśl, to przecież jasne.“Wiecznie” oznacza pełen zakres czasu i przestrzeni.Wiecznie.Przez całą wieczność.Rozumiesz?To znaczy, że trzeba zacząć tak jakby na Kwadracie Pierwszym?Dokładnie.Ale to przecież na nic! Miną całe lata, zanim ktoś jeszcze się tu zjawi!Wieki – poprawił go Rincewind.– Milenia.Łona.A potem czekają cię różne wojny, potwory i reszta.Większa część historii jest dość przerażająca, kiedy się jej dokładnie przyjrzeć.Albo nawet niezbyt dokładnie.Ale przecież ja chciałem.chciałem żyć wiecznie od teraz – tłumaczył gorączkowo Eryk.– To znaczy od wtedy.Popatrz tylko, co to za miejsce.Żadnych dziewczyn.Żadnych ludzi.Nic do roboty w sobotni wieczór.Jeszcze tysiące lat nie będzie sobotnich wieczorów.Tylko wieczory.Masz natychmiast mnie stąd zabrać.Rozkazuję ci! Precz!Powiedz to jeszcze raz, a dostaniesz w ucho – zagroził Rincewind.Przecież wystarczy ci pstryknąć palcami!Nie zadziała.Miałeś swoje trzy życzenia.Przykro mi.To co mam teraz zrobić?No.Jeśli zobaczysz jak coś wypełza z morza i próbuje oddychać, mógłbyś mu wytłumaczyć, żeby dało sobie spokój.Myślisz pewnie, że to zabawne?Dość śmieszne, jeśli się zastanowić – przyznał Rincewind z nieruchomą twarzą.Przez lata ten żart pewnie ci się znudzi – uznał Eryk.Co?Przecież nigdzie się nie wybierasz, prawda? Musisz tu ze mną zostać.Bzdura! Ja.Rincewind rozejrzał się zrozpaczony.Ja co, pomyślał.Fale obmywały łagodnie brzeg - w tej chwili niezbyt silne, gdyż dopiero orientowały się w terenie.Ostrożnie zbliżał się pierwszy przypływ.Nie było jego śladów na piasku, tej falistej linii wyschniętych wodorostów i muszli, które pozwoliłyby zgadnąć, do czego może być zdolny.Powietrze pachniało czystością; pachniało powietrzem, które, które nie poznało jeszcze wyziewów leśnego podłoża ani zawiłości rozstrojonego systemu trawiennego.Rincewind dorastał w Ankh – Morpork.Lubił powietrze, które bywało już tu i ówdzie, które poznało ludzi, w którym się żyło.Musimy wracać – oznajmił z naciskiem.Cały czas to powtarzam – odparł Eryk tonem nadwerężonej cierpliwości.Rincewind odgryzł jeszcze kęs kanapki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]