[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dodatek w tych czasach niepoko-ju, kiedy całe pokolenie handlowało narkotykami i zażywało narkotyki, do ich kuchen-nych drzwi coraz rzadziej stukały potajemnie żony pragnące dostać gram suszonychstorczyków, które należało domieszać do afrodyzjaków przeznaczonych dla sflaczałychmężów, coraz rzadziej też pojawiały się u nich wdowy  miłośniczki ptaków proszą-ce o lulek czarny, którym można było otruć kota sąsiadów i nieśmiałe nastolatki mającenadzieję dostać uncję destylowanego podejzrzonu księżycowego lub janowca barwier-skiego, które pomogłyby im narzucić swoją wolę światu pełnemu możliwości i jak pla-ster miodu wypełnionemu nieznanymi jeszcze skarbami.Kiedyś, zaraz po wyzwoleniusię z małżeńskich pęt, w czasach pełnych niewinności, trzy czarownice, ubrane w noc-ne stroje i chichoczące, wędrowały pod rogalikiem księżyca i zbierały te zioła w tychrzadkich, oświetlonych światłem gwiazd cienistych miejscach, gdzie była właściwa gle-ba i odpowiednia wilgotność.Uprawianie czarów w wielu różnych formach stało się takpospolite, że zapotrzebowanie na czarodziejskie środki naszych trzech czarownic zani-kało.Były więc biedne.Ale Van Horne był bogaty, a jego bogactwo  w ciemnych go-dzinach wakacji od ubogiego dziennego życia  należało do nich i było stworzone poto, żeby one się nim cieszyły.To, że Jenny Gabriel mogła zaoferować mu własne pienią-dze i to, że on mógł te pieniądze przyjąć, nic przyszło Aleksandrze nigdy do głowy. Rozmawiałaś z nią o tym? Powiedziałam jej, że według mnie to szaleństwo.Artur Hallybread jest fizykiemi mówi, że to, co Darryl usiłuje zrobić, nie ma absolutnie żadnego naukowego uzasad-nienia.180  Ale przecież profesorowie zawsze mówią takie rzeczy ludziom z pomysłami. Nie broń go tak, kochanie.Nie wiedziałam, że cię to w ogóle obchodzi. Nie obchodzi mnie wcale  powiedziała Aleksandra  co Jenny zrobi ze swoimipieniędzmi.Problem w tym, że Jenny jest kobietą, inną kobietą.Jak zareagowała, kiedyjej to powiedziałaś? No wiesz, otworzyła szeroko oczy i zaczęła się na mnie gapić, a jej broda stała siętrochę bardziej spiczasta.Wyglądało na to, że moje słowa do niej nie docierają.Pod tąjej potulnością kryje się upór.Jest za dobra dla tego padołu. Tak, chyba można tak powiedzieć  stwierdziła Aleksandra, wypowiadając po-woli słowa.Było jej przykro, gdy zdała sobie sprawę, że oto one trzy zwracały się przeciwkoJenny, przeciwko pięknej istocie, którą same stworzyły, przeciwko swojej własnej inge-nue.* * *W jakiś tydzień pózniej zadzwoniła Jane Smart.Była wściekła. Nie mogłaś się tego domyślić? Ty naprawdę jesteś ostatnio jakaś rozkojarzona. Każde jej s zadawało ból, kąsało jak koniuszek zapałki. Ona się do niego wprowa-dza! Zaprosił ją, żeby się wprowadziła razem z tym swoim obrzydliwym braciszkiem! Do Ropuszego Zamku? Do dawnej rezydencji Lenoxów  powiedziała Jane, odrzucając pieszczotliwą na-zwę, jaką kiedyś nadały domowi i dając Aleksandrze do zrozumienia, że wyraziła sięidiotycznie. Ona się do tego przez cały czas szykowała.A my, idiotki, tego nie za-uważyłyśmy.Byłyśmy takie miłe dla tej nudziary, wciągałyśmy ją do zabawy, chociażona przez cały czas się opierała, tak jakby była ponad to i wiedziała, że czas pokaże, żeto ona jest górą.Była jak taki mały, zarozumiały Kopciuszek, siedzący spokojnie wśródpopiołu i wiedzący o pantofelku.I ta jej pruderia! Ależ ona mnie wkurza! Pomyśl tyl-ko: kręciła się tam w tym swoim białym fartuchu i brała za to pieniądze, podczas gdyon jest zadłużony u całego miasta, i podczas gdy bank chce przejąć jego posiadłość i nierobi tego tylko dlatego, że nie chce brać sobie na głowę kłopotu! Bo przecież utrzyma-nie tego wszystkiego to koszmar.Wiesz, ile kosztowałby nowy dach? Kiciu  powiedziała Aleksandra  mówisz jak księgowa.Od kogo się tegowszystkiego dowiedziałaś?Z pękatych żółtych pączków na krzewach bzu wyszły pierwsze małe listki w kształ-cie serc, a wygięte gałązki przekwitłej forsycji zrobiły się bladozielone jak miniaturowewierzby.Wiewiórki przestały przychodzić do karmnika, nie myślały o jedzeniu, zbyt za-jęte łączeniem się w pary, a winorośl, martwa przez całą zimę, zaczynała znów ocieniaćaltanę.W tym tygodniu wiosenna błotnistość schnąc przekształciła się w zieleń, a Alek-181 sandra poczuła się mniej rozkojarzona.Powróciła do robienia małych, glinianych cycu-szek, przygotowując się do letniego sezonu handlowego.Figurki były teraz nieco więk-sze, miały subtelniej zaznaczoną anatomię i celowo wprowadzoną intensywniejszą ko-lorystykę w stylu pop.Niepowodzenie artystyczne, jakie spotkało ją tej zimy, nauczy-ło ją czegoś.Będąc w nastroju wiosennego odmłodzenia, Aleksandra miała trudnościz szybkim wczuciem się we wściekłość Jane; ból, jaki sprawiała jej świadomość, że dzieciGabrielów wprowadzają się do domu, który zdawał się być częściowo jej domem, wnikałw nią powoli.Dotychczas przez cały czas zarozumiale pielęgnowała w sobie wyobraże-nie, że to ona, Aleksandra, jest ulubienicą Darryla  na przekór temu, że Sukie jest takapiękna i energiczna i temu, że Jane jest bardziej od niej uczuciowa i z większym zapa-łem oddaje się czarom.Pielęgnowała w sobie przekonanie, że jej obfite kształty i jej psy-chiczny luz powodują, że najbardziej z nich wszystkich do niego pasuje i że jej przezna-czeniem jest panować razem z nim.Był to rozleniwiający stan umysłu. Powiedział mio tym Bob Osgood  oświadczyła Jane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •