[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego nie?- Słucham?- Przecież właśnie o takich sprawach musisz myśleć, Benjaminie.Sądzę, że będziesz miał ich dosyć już po dwóch dniach.- Ale przecież nie będę miał dosyć ciebie.Elaine wstała.- Prawdopodobnie będziesz - odparła.- Daj spokój.- Nie jestem taka, jak myślisz.- O czym ty mówisz?- Jestem zwyczajną dziewczyną - kontynuowała Elaine.- Nie jestem błyskotliwa ani efektowna, ani nic w tym rodzaju.- No i co z tego?- No i uważam, że lepiej by ci było z kimś błyskotliwym i efektownym.- Wcale nie - stwierdził Benjamin.- Chcesz mieć szarą gęś?- Właśnie.- A dzieci?- Co dzieci?- No, chcesz mieć dzieci? - spytała Elaine.- Bo ja chcę.- Ja też.- Daj spokój.- Co?- Jak ktoś taki jak ty mógłby chcieć dzieci?- Kiedy ja chcę.- Nie chcesz.- Do cholery, Elaine.Ja chcę mieć dzieci.Zmieńmy już temat.- Poza tym - ciągnęła Elaine - jesteś intelektualistą.Benjamin zerwał skarpetkę z gałki i odwrócił się.- Elaine?- A ja nie jestem.- Elaine?- Jesteś intelektualistą i powinieneś ożenić się z intelektualistką.- Cholera! - krzyknął Benjamin.Cisnął skarpetkę na podłogę.Przeciął pokój i znowu usiadł na krześle.- Posłuchaj.- Powinieneś ożenić się z kobietą, która potrafi dyskutować o polityce, historii, sztuce i.- Przestań! - Wskazał ręką na siebie.- Powiedz, czy kiedykolwiek słyszałaś, jak o tym mówię? Jeden raz? Czy chociaż raz słyszałaś, jak mówię o podobnych bzdurach?- O jakich bzdurach?- O historii i sztuce.O polityce.- Wydawało mi się, że studiowałeś te bzdury w college'u.- Odpowiedz na moje pytanie!- Jakie?- Czy kiedykolwiek słyszałaś, jak o tym mówię?- O tych bzdurach?- Tak.- Nie, nie słyszałam.- No to w porządku.- Benjamin wstał i pokręcił głową.- Cholera, nienawidzę tego - stwierdził.Podniósł skarpetkę z podłogi i powiesił z powrotem na gałce.- No to ustalmy w końcu.Wyjdziesz za mnie czy nie?Elaine pokręciła głową.Benjamin przeszedł przez pokój i położył się na łóżku, na którym suszyły się spodnie i koszula.- W czym jeszcze widzisz przeszkody? - zapytał, gapiąc się na sufit.- Moje studia.- To znaczy?- Chcę je skończyć - oznajmiła.- Kto ci w tym przeszkadza?- Po naszym ślubie ojciec może nie mieć ochoty płacić dalej za studia.- On nie będzie za nie płacił - rzekł Benjamin, wstając z łóżka.- Ja będę.- Z czego? - spytała Elaine.- Z tego, co dostałeś za samochód?- Posłuchaj - zaczął Benjamin, przysiadając obok niej.- Jutro weźmiemy ślub.Albo pojutrze.Jak tylko zdobędę twój akt urodzenia.Potem dostanę pracę jako wykładowca.- Gdzie?- Tutaj, na miłość boską - rzekł, wskazując na podłogę.- Tu, na uniwersytecie.- Po prostu wejdziesz, a oni dadzą ci pracę?- Jasne.Asystenta.Mogę robić doktorat i jednocześnie pracować jako asystent.- Skąd wiesz, że dostałbyś pracę?- Dostałbym w ciągu dziesięciu minut.- Nie sądzę.- Ja tam wiem, że dostałbym - stwierdził Benjamin.- Skąd?- Skąd wiem? Bo chcieli mnie przyjąć do Harvardu i Yale.- Pochylił się w jej stronę.- Elaine, miałem propozycje z uczelni na Wschodzie.Rozumiesz? Na Wschodzie.Więc myślisz, że tutaj nie przyjęliby mnie z otwartymi ramionami w ciągu pięciu minut?- Myślałam, że nie chcesz być nauczycielem.- A dlaczego nie?- Bo nie masz właściwego nastawienia - zauważyła Elaine.- Nauczyciele powinni czuć powołanie.Benjamin pokręcił głową.- To mit - oznajmił.- Mit?Skinął głową.- Dobra - powiedział, biorąc ją za rękę.- No to bierzemy ślub.- Ale Benjaminie?- Co?- Nie rozumiem, dlaczego jestem dla ciebie taka atrakcyjna.- Po prostu jesteś.- Ale dlaczego?- Powiedziałem ci już, po prostu jesteś.Jesteś całkiem inteligentna.Jesteś uderzająco piękna.- Uderzająco?- Pewnie.- Nie jestem uderzająco piękna, bo mam odstające uszy.Benjamin przyjrzał im się ze zmarszczonym czołem.- Są w porządku - stwierdził.- Ale Benjaminie?- Co?- Paru rzeczy nie rozumiem.- Jakich rzeczy?- Jesteś przecież naprawdę zdolny.- Elaine, proszę cię.Nie zaczynaj od początku.Poważnie.Skinęła głową.- A więc - podjął Benjamin - bierzemy ślub.Prawda?- Dlaczego nie zaciągniesz mnie siłą, jeżeli tak bardzo chcesz się ze mną ożenić?- Mam zaciągnąć cię siłą?Skinęła głową.- Dobrze, zaciągnę - obiecał.- Jak zrobimy badania krwi.Siedzieli jeszcze przez chwilę, patrząc na siebie.Wreszcie Benjamin skinął głową.- Dobra, rano badania - stwierdził.- Kiedy chcesz jechać?- Dokąd?- Do szpitala - wyjaśnił.- Masz zajęcia o dziesiątej?- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]