[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korzystały z niej lisy podczas nocnych łowów.Emily nie zaszczekała, kiedy pierwszy lis pojawił się w polu widzenia, ale napięła wszystkie mięśnie i przywarła do podłogi tarasu.Do czego się przygotowywała? Do skoku w mrok? Alan i Lauren nigdy tego nie wiedzieli.Alan już miał coś powiedzieć o wyraźnym zwiększeniu się populacji zwierząt w okolicy, kiedy Lauren zapytała go:- To było coś ważnego? Zastanowił się przez chwilę.- Zdaniem pacjenta, owszem, było.- Było?Zaśmiał się z samego siebie.- Chyba kiepski ze mnie cudotwórca.Jest.Jej zdaniem to jest coś ważnego.Drążyła dalej.- Jej? I jesteś zadowolony z tego, w jakim stanie ją zostawiłeś? Domyślał się - ale nie miał racji - że Lauren obawia się, iż ten pilny telefonmoże być pierwszym z całej serii, które zburzą im spokój tego wieczora.- Nie - odparł - tak naprawdę cały czas się o nią martwię.Nie zdziwiłbym się, gdyby znowu zadzwoniła.Lauren zmrużyła oczy, nie patrząc w jego stronę.- Ja też powinnam się o nią martwić? - zapytała.Rytm jego oddechu zmienił się.Wiedział o tym.Wiedział, że to zauważyła.Próbował wymazać tę zmianę z kosmosu, wyciągając do niej rękę i mówiąc:- Tobie wolno martwić się tylko o nasze dziecko.Lauren kiwnęła głową i zastanawiała się, co takiego dzieje się z Kirsten Lord, że aż dzwoni do jej męża po pomoc.Opuściła ręce pod swój wydatny brzuch i zamilkła.- Właściwie myślałem, czy nie poprosić Sama, żeby wysłał wóz patrolowy pod jej dom dziś wieczorem, bo ma pewne.obawy.- Tak?- W końcu uznałem, że te problemy.obawy.mają raczej źródło w psychice, a nie.w rzeczywistości.Lauren poczuła, jak wzrasta jej tętno.Dziecko zaserwowało jej kilka szybkich kopniaków w nerki.- Nie wygląda na to, żebyś był do końca zadowolony ze swojej decyzji.Komu by zaszkodziło, gdyby kogoś tam posłać?- Zastanowię się jeszcze - powiedział.Wstała.Musiała się wysiusiać.Carl odprowadził Peyton i jej córkę wzrokiem, gdy odjeżdżały po wspólnym pikniku w pasażu, zanim przeszedł do swojego samochodu.Przebrał się w ubrania z worka, który trzymał w bagażniku.Najpierw wymienił okulary przeciwsłoneczne, potem włożył fioletową kurtkę Colorado Rockies, a całość dopełnił czapką z daszkiem kupioną na cześć drugiego zwycięstwa Bronco's w zawodach Super Bowl.Podczas swego pobytu w Kolorado Carl dość szybko odkrył, że ten właśnie strój jest odpowiedni praktycznie na każdą okazję w Denver i okolicach, nie licząc może ślubów i pogrzebów.Jak dotąd nie brał udziału ani w jednych, ani w drugich.Wsiadł do samochodu, cofnął się na południe i na Arapahoe skręcił na zachód, aż dojechał na parking przy parku Eben Fine.Po krótkim spacerze zauważył wóz „kobiety z aparatem fotograficznym” tuż przed bungalowem, w którym miał nadzieję ją zastać.Ucieszył się.Obserwował chłopaka, który przywiózł jej pizzę - na dachu jego toyoty tercel była przytwierdzona reklama z napisem „Blackjack”.Dostarczenie pizzy było dobrą wiadomością.Carl domyślił się, że kobieta pozostanie w domu przez pewien czas.Z tego, co wiedział, Peyton nigdy nie widziała jego samochodu, więc ruszył wzdłuż Arapahoe z powrotem na wschód, minął Trzynastą i Foothills Parkway, aż dotarł do osiedla Peyton.Objechał okolicę, wypatrując Rona Kriciaka lub kogoś innego ze Służby Marszati, ale nie zauważył nikogo podejrzanego.Carl znalazł wolne miejsce pod drzewem przy sąsiedniej ulicy i wysiadł z samochodu.Powiedział na głos:- Jeszcze nie wyjechała, prawda? Więc nasza robota jeszcze się nie skończyła.Dobrze mówię, tak czy nie?Z tylnej kanapy doleciało ciche piśniecie.- Chodźmy na spacer.Co ty na to? I tobie, i mnie przydałoby się rozprostować kości.No, już.Chodź.Pies Carla Luppo był miniaturowym pudlem ważącym może siedem kilogramów.Kiedy kupił go od hodowcy kilka tygodni po przyjeździe do Kolorado, pies miał już sześć lat.Zwierzak -jak domyślił się Carl - kończył właśnie karierę reproduktora.Unieszczęśliwiono go beznadziejnym imieniem Christopher
[ Pobierz całość w formacie PDF ]