[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Około południa kapitan Nowicki i Haboku powrócili z polowania.- Łowy nie były zbyt pomyślne - Tomek powitał przyjaciela, widząc, że myśliwi wyładowują z łodzi tylko młodego tapira i kilka ptaków.- Mieliśmy dwa tapiry, ale Haboku oddał jednego Indiańcom z sąsiedniego klanu, na których terenie ustrzeliliśmy zwierzaki - wyjaśnił kapitan Nowicki.- U nich już taki zwyczaj, że jeśli upolujesz zwierzynę na obcym łowisku, to połowę oddajesz, a połowę zabierasz.Niby to dzikusy, lecz bardzo uczciwi i pilnują porządku.- Muszę to zanotować - powiedział Tomek.- Czy może rozmawialiście jeszcze o czymś ciekawym?- Próbowałem nagabywać Haboku o to i owo, ale nie chciał gadać w lesie.Obawiał się, że mogłyby nas podsłuchać i napaść wielkoludy.- Czyżby mieszkało tu w pobliżu jakieś wysokorosłe plemię? - zapytał Tomek zaintrygowany.- Gdzież tam, brachu! To legendy, w które oni wierzą.Aż mi się na śmiech zbierało, gdy taki odważny myśliwy jak Haboku mówił poważnie o włochatych olbrzymach z dwoma twarzami i lepkim ciałem.Zapewniał mnie, że olbrzymy szczególnie polują na matki i dzieci, które zjadają.Opowiedział, że któryś z jego przodków nawet schwytał i zabił takiego olbrzyma.Mówił również, że można tego dokonać tylko wtedy, gdy księżyc jest przyćmiony lub czerwony i nisko na niebie.- Będę musiał przy okazji porozmawiać z nim na ten temat.To intrygująca legenda.Przed zachodem słońca wszystkie kobiety ukryły się w malokach.Był to znak, że mężczyźni rozpoczynają obrzędy rytualne.Biali goście dyskretnie usunęli się na ubocze, lecz jednocześnie ciekawie zerkali w kierunku przystani dla łodzi, przy której zgromadzili się wojownicy.Kilku z nich wydobyło z ukrycia w zaroślach święte rogi i bębny.Przy ich wtórze Haboku wraz z pięcioma innymi wojownikami wykąpali się w życiodajnej rzece.Podczas kąpieli nacierali swe ciała sokami pewnych roślin.W ten sposób przodkowie plemienia przebywający w toni rzeki mieli dodać im męstwa.Potem wojownicy dokonywali prób wytrzymałości.Biczowali się wzajemnie rózgami, a w końcu wkładali ramię do wielkiej kalebasy z czerwonymi, kąśliwymi mrówkami.Po próbach męstwa obeszli plac przed malokami grając na świętych bębnach i fletach.Gdy instrumenty z powrotem ukryli w nadrzecznych krzewach, udali się do domu; na zaproszenie naczelnika klanu poszli tam również biali goście.Kobiety podały kolację, a gdy ta dobiegła końca, mężczyźni zasiedli w dwóch rzędach ław ustawionych naprzeciwko siebie i rozpoczęli ceremonialne palenie cygar.Trzymali je w drewnianych szczypcach, których koniec można było wbijać w ziemię.Kilka cygar wędrowało z ręki do ręki.Każdy mężczyzna pociągał raz lub dwa razy i podawał dalej.Haboku pozwolił również pociągnąć dymu swej żonie, co wyrażało duże do niej zaufanie.W pewnej chwili Tomek trącił łokciem przyjaciela i szepnąłŕ- Do licha, popatrz! Wnoszą chichę.Nie wiem, czy zdołam ją przełknąć.- A to dlaczego? - zdumiał się kapitan Nowicki.- Piłem już chichę, nawet wcale przyjemny napój!- Czy nie słyszałeś, jak oni go robią?- Niby jak?- Naprawdę nie wiesz?- Przecież nie jestem miejscowym piwowarem! - oburzył się Nowicki.- Słuchaj więc! Po odpowiednim zmiękczeniu i wysuszeniu skrobią korzenie manioku, przesiewają przez sito i kładą do prasy.Suche grudki delikatnie przypiekają na piecu i przerabiają w ziarno.Z tych ziaren pieką małe ciastka maniokowe.- Miałeś mówić o napitku, a gadasz o ciastkach - oburzył się Nowicki.- Nie przerywaj mi! Otóż właśnie te ciastka przeżuwają w ustach, a potem grudki nasycone śliną wypluwają do gara i mieszają z wodą.Po rozpoczęciu fermentacji dodają trochę trzciny cukrowej i wszystko to razem fermentuje przez kilka dni.- Pewno masz rację, muszą dodawać trzciny cukrowej, bo chicha jest słodka - powtórzył No wieki.- Więc naprawdę mógłbyś ją pić?- Czegoś ty się przyczepił do ich napitku?- Przecież on fermentuje na ludzkiej ślinie!- A jak mają to robić, skoro nie znają innego sposobu! Czy nie , zauważyłeś, jaki to higieniczny naród? Myją usta i zęby po każdym ; jedzeniu!- Chyba żartujesz!- Słuchaj, brachu! Najlepiej nie zaglądaj nikomu do garnków.Czego oczy nie widzą, to gardło gładko przełknie.Nie takie specjały już jedliśmy w różnych krajach.Czy zapomniałeś, jak to podrzucałeś mi 4 cukrzone pijawki w Turkiestanie Chińskim? Gdy wejdziesz między wrony, to kracz jak one!Mężczyźni wnieśli kilka dużych naczyń, przypominających drewniane bębny.Były napełnione chicha.Stawiając w korytarzu każdy ceber, mówiliŕ- Nikt nie wyjdzie stąd, dopóki chicha nie będzie wypita.Goście chórem odpowiadali:- Nie wyjdziemy, aż zwymiotujemy.Chicha była podawana z rąk do rąk w małych kalebasach.Tomek tylko udawał, że pije i szybko przekazywał naczynie z napojem przyjacielowi, który bez mrugnięcia okiem wychylał je do dna.Wilson również wypił sporo, gdyż obcując z Indianami przez długi czas przyzwyczaił się do ich pokarmów i napitków.Tomek odetchnął lżej.Indianie przynieśli bębny i piszczałki.Mniemał, że uczta pożegnalna zakończy się tańcami.Zaciekawiony spoglądał na czterech mężczyzn, którzy przystanęli w głębi korytarza przy tylnym szczycie domu.Stanęli ramię przy ramieniu, opasując lewą ręką ramię towarzysza, podczas gdy w prawej trzymali długie flety do tańca, niemal sięgające od ust aż do podłogi.Tancerze rozpoczęli grać melodię, zwaną piosenką motyla.Muzykanci na uboczu zawtórowali na piszczałkach i bębnach.Tancerze, nie przerywając gry na fletach, wolno posunęli się o krok, przystanęli, potem wykonali dwa krótkie kroki i znów zatrzymali się, następnie prawie przebiegli trzy kroki.W ten sposób przesuwali się wzdłuż korytarza i jednocześnie pochylali rytmicznie ciała w przód i w tył oraz z gracją zataczali się z boku na bok korytarza.W pierwszym szeregu tańczył naczelnik klanu, Haboku i dwaj jego bracia.Za nimi znajdowali się Cubeowie, którzy także mieli wyruszyć na wyprawę, a dopiero za nimi byli inni.Tancerze dotarli już niemal do połowy korytarza.Dziewczęta chichotały, potrącały się łokciami i poruszały ramionami w takt muzyki.Wtedy jedna ze starych kobiet zachęciła jeŕ- Idźcie tańczyć!Trzy dziewczyny przełamały swą nieśmiałość i pobiegły za tancerzami.Przemknęły się pod ramionami mężczyzn i otoczywszy ich kibić lewą ręką zaczęły tańczyć z nimi.Po chwili dziewczęta się zmieniły.Przy końcu korytarza tancerze wydali przeciągły wysoki okrzyk i zawrócili.Tańce nie trwały zbyt długo.Potem kobiety usunęły się do swych mieszkań, a mężczyźni siedli na matach na podłodze.Naczelnik wniósł dużą kalebasę.Wilson pochylił się do przyjaciół i szeptem rzekłŕ- Teraz najlepiej wycofajmy się dyskretnie.Będą pili święty lek mihi.- Cóż to takiego? Czy gości tym nie częstują? - zapytał Nowicki.- Poczęstują, ale mihi wyrabiają z narkotycznej rośliny[110], która wywołuje wizje i utratę przytomności.- Ma pan rację, najlepiej wyjdźmy już - powiedział Tomek.- Wywołuje wizje? - zaciekawił się Nowicki.- W Chinach próbowałem palić opium.Czy mihi działa tak samo?- Nie wiem, boję się narkotyków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •