[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ku jego zaskoczeniu – i przerażeniu – Anton objął go gwałtownie w tym straszliwym rosyjskim uścisku, z którego niczego niepodejrzewający przybysz z Zachodu obawia się, że nie wyjdzie żywy.– Mój chłopcze, jakiż ty jesteś szlachetny! – zawołał ze śmiechem uczony, wypuszczając go z objęć.– Sam siebie posłuchaj! Tak pełen młodzieńczego romantyzmu! Ocalisz świat!– Ja nie wykpiwałem pańskich marzeń!– Przecież nie kpię z ciebie! Ja ciebie podziwiam.Ponieważ jesteś, choćby tylko w pewnym sensie i w niewielkiej cząstce, moim synem! A przynajmniej bratankiem.I patrzcie no! Żyjesz tylko dla innych!– Jestem całkowitym egoistą! – zaprotestował Groszek.– Więc prześpij się z tą dziewczyną! Wiesz, że ci pozwoli! Albo ożeń się z nią i wtedy sypiaj z kimkolwiek, spłodzisz dzieci czy nie, czemu miałbyś się przejmować? Nie liczy się nic, co się dzieje poza twoim ciałem.Twoje dzieci nie są dla ciebie istotne.Jesteś całkowitym egoistą.Groszek nie wiedział, co odpowiedzieć.– Trudno się pozbyć złudzeń – szepnęła Petra, biorąc go za rękę.– Nikogo nie kocham – oświadczył.– Stale łamiesz sobie serce z powodu ludzi, których kochasz – odparła.– Tylko nie potrafisz się do tego przyznać, dopóki nie zginą.Groszek pomyślał o Buch.I o siostrze Carlotcie.Pomyślał o dzieciach, których nie chciał.Dzieciach, które miałby z Petrą, tą dziewczyną, która zawsze była mądrym i lojalnym przyjacielem, z tą kobietą, którą – jak uświadomił sobie, kiedy myślał, że Achilles mu ją odbierze – kochał najbardziej na świecie.O dzieciach, których nie pragnął, nie pozwalał im zaistnieć, ponieważ.Ponieważ za mocno je kochał, nawet teraz, kiedy ich nie było.Za mocno je kochał, by skazać na ból, kiedy utracą ojca, by zaryzykować, że będą cierpiały i umrą młodo, gdy nie będzie już nikogo, kto mógłby je ocalić.Cierpienia, które sam potrafił znieść, im znosić nie pozwalał, gdyż za bardzo je kochał.I teraz musiał spojrzeć w twarz prawdzie: co z tego, że aż tak kocha swoje dzieci, jeśli nigdy się nie urodzą?Zaszlochał i na chwilę przestał nad sobą panować; zapłakał po kobietach, które kochał, nad własną śmiercią i nad tym, że nie zobaczy, jak jego dzieci dorastają, nie będzie oglądał Petry, która starzeje się przy jego boku, jak to jest przeznaczone kobietom i mężczyznom.Opanował się i powiedział głośno to, co postanowił – nie w umyśle, ale w sercu.– Jeśli jest jakiś sposób, by się upewnić, że nie mają.nie będą miały klucza Antona.Wtedy będę miał dzieci.Wtedy ożenię się z Petrą.Poczuła, jak zaciska palce w jej dłoni.Zrozumiała.Zwyciężyła.– To proste – stwierdził Anton.– Wciąż odrobinkę nielegalne, ale możliwe.Petra wygrała, ale Groszek zrozumiał, że i on nie przegrał.Nie – jej zwycięstwo należało również do niego.– Będzie bolało – westchnęła.– Ale jak najlepiej wykorzystajmy to, co mamy.Niech przyszły ból nie zniszczy obecnego szczęścia.– Ależ z ciebie poetka – mruknął Groszek.Ale potem jedną ręką objął Antona za ramiona, drugą Petrę w biodrach, i stał tak między nimi, przez łzy patrząc na roziskrzone morze.Po kilku godzinach, po kolacji we włoskiej restauracyjce ze starym ogrodem, po spacerze po rambla, wśród rozbawionych, hałaśliwych tłumów mieszkańców, cieszących się ze swej przynależności do ludzkiego rodzaju i świętujących tę okazję lub szukających partnerów, usiedli w saloniku staroświeckiego domu Antona.Jego narzeczona, trochę zakłopotana, zajęła miejsce obok niego; dzieci spały w swoich pokojach.– Powiedział pan, że to łatwe – przypomniał Groszek.– To znaczy upewnić się, że dzieci nie będą takie jak ja.Anton przyjrzał mu się w zadumie.– Tak – przyznał wreszcie.– Jest człowiek, który nie tylko opanował teorię, ale też wykonał całą pracę.Nie destruktywne testy na nowo uformowanych embrionach.Ale wymaga to zapłodnienia in vitro.– Świetnie – mruknęła Petra.– Dziewicze poczęcie.– To oznacza, że implantacja embrionów może nastąpić nawet po śmierci ojca – wyjaśnił Anton.– O wszystkim pan pomyślał.Jakie to miłe – rzucił Groszek.– Nie jestem pewien, czy zechcecie się z nim spotkać.– Zechcemy – zapewniła Petra.– Szybko.– Wiele cię z nim łączy, Julianie Delphiki.– Naprawdę?– Kiedyś cię porwał, razem z prawie dwoma tuzinami twoich braci.To on przekręcił ten genetyczny kluczyk nazwany moim imieniem.To on z pewnością by cię zabił, gdybyś nie schował się w toalecie.– Volescu – powiedziała Petra takim tonem, jakby to imię było kulą, którą trzeba wyłuskać z jej ciała.Groszek zaśmiał się ponuro.– On jeszcze żyje?– Niedawno wyszedł z więzienia – odparł Anton.– Prawa się zmieniły.Manipulacje genetyczne nie są już zbrodnią przeciw ludzkości.– Ale dzieciobójstwo jest nadal.Prawda?– Formalnie i według prawa nie jest morderstwem, jeśli dzieci nie miały formalnego prawa istnienia.O ile pamiętam, zarzut dotyczył usuwania dowodów winy.Ponieważ spalił ciała.– Proszę, niech mi pan powie – odezwała się Petra – że zamordowanie Groszka nie jest całkowicie legalne.– Pomiędzy wtedy a teraz pomogłeś ocalić świat – przypomniał Anton.– Myślę, że polityczna strona sytuacji wygląda nieco inaczej.– Co za ulga – mruknął Groszek.– Czyli ten niemorderca, ten usuwacz dowodów winy.– przypomniała Petra.– Nie wiedziałam, że go pan znał.– Nie znałem.Nie znam.Nigdy jeszcze go nie spotkałem, ale napisał do mnie.Jego list przyszedł dzień przed listem Petry.Nie wiem, gdzie jest teraz, ale mogę was skontaktować.Dalej poradzicie sobie sami.– Czyli w końcu będę mógł poznać legendarnego wuja Constantine’a – stwierdził Groszek.– Czy też, jak nazywa go ojciec, kiedy chce rozzłościć mamę, jego brata-bękarta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]