[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jest prawdziwa robota dla Prawdomówcy-mentata!Kiedy kobiety wyszły, Teg rzucił się na krzesło i zerknął na pusty pokój widoczny za ścianą obserwacyjną.Miał to już poza sobą, ale czuł, że jego serce wciąż bije ciężko z wysiłku.- Niezłe widowisko - rzucił.- Widziałem lepsze - odrzekł Idaho oschle.- To, na co mam ochotę teraz, to wielka szklanka marinete, ale wątpię, czy to ciało mogłoby ją przyjąć.- Bell będzie chciała się spotkać z Darą, kiedy ta wróci do Centra­li - zauważył Idaho.- Do diabła z Bell! Musimy unieszkodliwić Czcigodne Macierze, zanim nas znajdą.- I nasz baszar wytrząśnie plan z rękawa.- Do diabła z tytułem! Coś ci powiem, Duncanie!- rzekł Teg do­bitnie.- Szedłem kiedyś na ważne spotkanie z potencjalnymi wroga­mi i usłyszałem, jak adiutant anonsuje mnie: "Baszar jest tutaj".Cholera, o mało się nie potknąłem, tak mnie uderzyła ta abstrakcja.- Mentacka skaza.- Oczywiście o to chodziło.Ale jednocześnie wiem, że ten tytuł odciągnął mnie od czegoś, czego nie chciałem stracić.Baszar? Byłem czymś więcej! Byłem Milesem Tegiem, takie imię nadali mi rodzice.- Wpadłeś na szereg skojarzeniowy imion!- Z pewnością, uświadomiłem sobie, że moje imię pozostaje w pew­nej opozycji do czegoś jeszcze pierwotniejszego.Miles Teg? Nie, miałem coś bardziej podstawowego.Mogłem słyszeć, jak moja matka mówi: "Och, jakie piękne dziecko".Wtedy posiadałem inne imię: "Piękne Dziecko."- Czy zszedłeś głębiej? - Idaho był zafascynowany.- Złapało mnie.Imię prowadzi do imienia, które prowadzi do imienia, które prowadzi do mnie - bezimiennego.Kiedy wchodziłem do tego ważnego pokoju, byłem bezimienny.Czy kiedyś podjąłeś ta­kie ryzyko?- Raz - przyznał z oporem.- Wszyscy robimy to przynajmniej raz.Ale ja tam byłem.Wziąłem udział w odprawie.Miałem informacje o każdym z siedzących za tamtym stołem - twarz, imię, tytuł i wszystkie inne szczegóły.- Ale tak naprawdę nie było cię tam.- Och, widziałem, że oczekujące twarze, które mnie szacowały, zastanawiały się, denerwowały.Ale nie znały mnie!- To dało ci poczucie wielkiej siły?- Dokładnie tak, jak nas ostrzegano w szkole mentatów.Zadałem sobie pytanie: "Czy to jest Myśl u swych początków?" Nie śmiej się.To dręczące pytanie.- Zszedłeś więc głębiej? - Porwany słowami Tega, Idaho zignoro­wał ostrzegawcze szarpnięcie na krawędzi świadomości.- O tak.Znalazłem się w sławnej "Sali Zwierciadeł", którą opisy­wali wam i przed którą nas ostrzegali.- Pamiętałeś więc, jak się wydostać i.- Pamiętałem? Byłeś tam, oczywiście.Czy to pamięć cię wydoby­ła?- Pomogła.- Nie bacząc na ostrzeżenia, ociągałem się, widząc moją "jaźń jaźni" i nieskończone przemiany.Odbicia odbić ad infinitum.- Fascynacja "rdzeniem ego".Diablo nielicznym udało się umk­nąć z tej głębokości.Miałeś szczęście.- Nie jestem pewien, czy powinno się nazywać to szczęściem.Wiedziałem, że tam musi być Pierwotna Świadomość, przebudze­nie.- Które odkrywa fakt, że nie jest pierwotne.- Ale ja pragnąłem jaźni u korzeni jaźni!- Czy ludzie na tym spotkaniu nie dostrzegli w tobie nic dziwne­go?- Później dowiedziałem się, że siedziałem z kamienną twarzą, która ukrywała tę psychiczną ekwilibrystykę.- Nic nie mówiłeś?- Byłem osłupiały.Zostało to zinterpretowane jako "zgodna z oczekiwaniami powściągliwość baszara".Moja reputacja jeszcze wzrosła!Idaho uśmiechnął się i przypomniał sobie o wizjerach.Od razu zrozumiał, jak strażniczki zinterpretują takie objawienia.Dziki talent u niebezpiecznego potomka Atrydów! Siostry wiedziały o zwierciad­łach.Każdy, kto stamtąd uciekł, był podejrzany.Cóż takiego pokazały mu zwierciadła?Teg, jakby słysząc to niebezpieczne pytanie, powiedział:- Byłem schwytany i zdawałem sobie z tego sprawę.Mogłem wyobrazić sobie siebie jako człowieka-roślinę przy wiązanego do łóż­ka, ale nie dbałem o to.Zwierciadła były wszystkim, dopóki nie zoba­czyłem swojej matki, jakby wypływającej na powierzchnię wody.Wyglądała mniej więcej tak, jak tuż przed śmiercią.Idaho z drżeniem zaczerpnął tchu.Czy Teg nie rozumiał tego, co właśnie powiedział i co zapisywały wizjery?- Siostry wyobrażają sobie teraz, że jestem, przynajmniej poten­cjalnym, Kwisatz Haderach - powiedział Teg.- Kolejny Muad'Dib.Cholera! - jak zwykłeś był mawiać, Duncanie.Nikt z nas by tego nie zaryzykował.Wiemy, co on stworzył, i nie jesteśmy głupcami!Idaho czuł suchość w gardle.Czy one przyjmą słowa Tega? Po­wiedział prawdę, a jednak.- Wzięła mnie za rękę - mówił Teg.- Czułem to! I wyprowadziła mnie z Sali.Myślałem, że jest przy mnie, kiedy zorientowałem się, że siedzę za stołem.Ręka swędziała mnie od jej delikatnego dotyku, ale ona zniknęła.Widziałem to.Skupiłem się i wziąłem w garść.Zakon mógł tam zdobyć istotne korzyści i osiągnąłem je.- Coś, co twoja matka zasadziła w.- Nie! Widziałem ją w ten sam sposób, w jaki Wielebne Matki widzą Inne Wspomnienia.Zwykła mawiać tak: "Czemu, do diabła, tracisz czas, kiedy jest praca do wykonania?" Ona nigdy mnie nie opuściła, Duncanie.Przeszłość nigdy nie opuszcza żadnego z nas.Idaho zrozumiał nagle cel, jaki krył się za opowieścią Tega [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •