[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogodzić się musimy ze Stwórcy wolą, choć jego niezrozumiałe zamysły niewolą nasze małe umysły, w których zachodzą wielkie procesy, choć nikogo nie obchodzą.Jednak Czas rozwija się jak roślina, choć nie znana jest mroczna przyczyna, która nakazuje mu dążyć do nie znanego celu, wydobywając w drodze galimatias form tak wielu, jak gdyby zapisano je w szalonym natchnieniu, nie zapominając o żadnym odcieniupiękna, czułości, przerażenia i obłędu;autor rękopisu starał się uniknąć błędówwiedząc, że mimo różnorodności formwszystkie mają coś wspólnegojak kosmiczna rodzina, która wywodzi się z jednegoPrzodka - komar, człowiek, kamień i słońce.Bóg stworzył niebotyczne skałyi wysokopienne drzewa dla swej chwały,ziemską ziemię i gwiazdy, które mieniąksięgą losu dla stąpających po ziemiludzi homunkulusów, których delikatne nerwysą tak czułe na światło i dźwięki.Falowanie morza i wiatr w konarach,osobliwość stad krów i zielona trawa,ogłuszające grzmoty i oślepiające błyskawice,śpiewające ptaki i ludzkie oblicze -wyłaniają się z przedwiecznego mułu,tak jak światło z odwiecznego cienia,żyją i umierają, i powracają do nieistnienia.Wszystkie obrazy będą zarejestrowanei w zwojach mózgu wydrukowane,każdy w odrębnej szczerbie.Jednak, że jest „drzewem”nie śniło się żadnemu drzewu, dopókinazw nie otrzymały brzozy, dęby, buki.Kiedy odkryli mowy swej bogactwo,którzy tęsknym spojrzeniem śledzą ptactwoi imionami pięknymi jak ogród przyrodyobdarzyli drzewa, gwiazdy, ptaki i wody.W zielniku słów przechowali obraz światadla potomnych, odległy jak echo lataw środku zimy, jak skuteczne zaklęcie,które wywoła niewyraźny obraz w pamięci,a stanowi zarazem wróżbę, wyrok i kpinę,przewrotną odpowiedź tym, którzy zgłębiają praprzyczynęwszystkich tajemniczych sił przyrody,które wprawiono w ruch, gdy świat był młody.Patrząc na korony niebosiężnych drzew,nad którymi suną ciężkie chmury,odczuwamy pierwsze ruchy płodu natury,która każdej wiosny odradza się znów,tak jak niegdyś zrodziła się z boskiego snu,obejmując w posiadanie świati napełniając go życiem i śmiercią gwiazd,bestii i drzew, z którymi spokrewnił nasodwieczny obrót Ziemi.Blask słonecznych promieniuwalnia z okowów niewolników korzeni,czerpiących z wieloletniego doświadczeniapnia i gałęzi, z pamięci własnego cienia,wypłukujących wraz z wiosennym deszczemżyłę żywotną z odrętwiałych zmysłów,przez którą ziemia przetoczy aż do umysłuz liści swoją moc, która wyniesie powoli drzewodo minionego świata, przyjaznego elfom,sprytnym magom, które w kuźni świadomościprzekuwają światło i ciemnośćw tajemniczą moc miłości.Nie ujrzy gwiazd, kto nie widzi rozbłyskustworzenia w płomieniach srebrzystychczarodziejskiego kwiatu, z którego zrodziła się jak owocodwieczna pieśń i zabiło jej serce - Słowo.Stąd bierze się jego moc niezwykła,że brzmi jeszcze długo, gdy umilknie muzyka.W najwyższej sferze słowa nie ma firmamentu,a jedynie brylantowy namiot pośród błękitnego odmętu,utkany z mitów i wiary w elfy.Akrobata w słów przestrzeninie dostrzeże stamtąd Ziemi -macierzy wszystkich mitów,z której łona zrodziło się wszystko.Serce człowieka nie składa się z kłamstw,ale przepełnia je mądrość Jedynego Mędrca,którego przywołuje w nieskończoność,by ocalił jego duszę skrzywdzonąprzez zło, które uczynił zniechęconybrakiem dobra.Jeszcze nie jest zgubiony,jeszcze nie całkiem zmieniony w potwora,któremu pomysły podsuwa wyobraźnia chora.Zhańbiony nienawiścią nie utraci tronu i zachowawyświechtane szaty dziedzica, któremu w pachtBóg w akcie stworzenia oddał cały świat.Wszak nie jest przeznaczeniem człowieka,by jak bałwochwalca czcił artefakt.Człowiek, stwórca pomniejszy,stwarza świat w każdym ze swych wierszy,zapatrzony w boski akt stworzenia,który jak załamane światło odmieniasię w jego duszy i rozszczepia jak samotną Bielna wiele barw i odcieni, na uwadze mając cel,który w nieskończonej ilości kombinacjiwyrazi jego zachwyt wobec boskich racjiw zwierciadle słowa.Miriady stworzeńo kształtach, które wskazują na dzieło Boże,powtarzają się w snach,żyją przekazywane w legendach.Chociaż wszystkie zakamarki i szczelinyświata zamieszkują elfy i gobliny,jednak odważyliśmy się zbudować bogom miłościdomy ze światła i ciemności,świątynie pradawnych smoków,gdyż takie było nasze prawo, choć nie wiemy, skąd się wzięło (korzystne czy nie), i Prawo nie zginęło.Wciąż żyjemy zgodnie z prawem, które się nie zmienia, gdyż jesteśmy Koroną stworzenia.Tak! Wiara w marzenia, choć osiągnęliśmy wiek męski, pozwala oszukać nieśmiałe serce i straszny Fakt klęski.Skąd się bierze moc fantazji, potęga marzenia, która szpetotę w piękno przemienia? Gdzie sny o potędze się urzeczywistniają, choć zwykłym wymysłem się wydają? Wyobraźmy sobie cudowne wyzdrowienie po długiej chorobie, ostateczne spełnienie, które nie jest czczym wymysłem, rekonwalescencją ducha, którą z rozmysłem staraliśmy się odsunąć od swojej chorej duszy.Ale ból jest bólem, narzędziem katuszy, co daje znak o przewlekłej chorobie.Niewdzięcznik próbuje zapomnieć o grobie i nigdy nie opiera się złu, bo ze zła rodzi się ta straszna pewność, jak mgła gęstniejąca w bezgwiezdnej ciemności, że zło istnieje.Błogosławieni cisi, którzy nienawidzą zła, którzy z lękiem zamykają bramę przed złem, czuwając nad swych bliskich snem, przy ubogim warsztacie tkackim przędą tkaninę pozłacaną światłem mijającego dnia, łudząc się i wierząc, że nie wszystko odchodzi w Cień.Błogosławieni potomkowie Noego, którzy budują małe arki i odpływają od bezpiecznegobrzegu,żeglując wbrew przeciwnym wiatrom tam, gdzie prowadzi światło,łudząc się pogłoską o przystani, którą podsyca wiara, lecz zanim dopłyną do horyzontu, ujrzą zamiast lądu przerażające widmo, które ukazuje się ludziom przed samą śmiercią.Błogosławieni twórcy legend, obdarzeni talentem, jakiego się już nie spotyka w epoce pisma i nagrań fonograficznych.I nie dlatego, że ludzie zapomnieli o Nocy i uciekają się do masowego organizowania rozkoszy na kwitnących jak lotos wyspach ekonomicznego szczęścia - sprzeniewierzone dusze, które Kirke obdarzy zdradzieckim pocałunkiem, przemieniając ludziw świnie(przy tym produkowane przemysłowo symulowane rozkosze podwójnie kuszą).Takie wyspy ujrzeli daleko, a nawet piękniejszeniż u niebezpiecznych wybrzeży Azji Mniejszej.Dopłynęli tam, mimo wielu przestróg,i spojrzeli śmierci w oczy z bliska,i ponieśli ostateczną klęskę.Jednak nie pogrążyli się w rozpaczy,choć niejeden z nich własną otchłań zobaczył,lecz częstokroć pośród błękitnych odmętów,błędnie przebierając palcami nad instrumentem,śpiewali o zwycięstwie, pewnie szarpiąc lirę,a w ich gorejących sercachpłonęła legendarna odwaga,która z pierwotnym lękiem się zmaga,rozświetlając Teraźniejszośći ciemną Przeszłośćblaskiem słońc, których, jak głosi stara opowieść,nie widział dotąd żaden człowiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]