[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oto, królu, Herugrim, twój starożytny oręż  powiedział. Znalazłemgo w skrzyni Grimy.Wzdragał się oddać mi klucze.Jest tam wiele innych rzeczy,które różnym osobom zginęły. Kłamiesz!  zawołał Smoczy Język. Król sam oddał mi swój miecz naprzechowanie. A więc dzisiaj żąda zwrotu  rzekł Theoden. Czy ci to nie w smak? Cóż znowu, królu!  odparł Smoczy Język. Dbam o ciebie i twojesprawy jak najtroskliwiej.Lecz nie przeceniaj swoich sił.Zdaj na kogoś inne-go zabawianie tych niemiłych gości.Za chwilę podadzą obiad.Czy nie raczyszzasiąść do stołu? Raczę  rzekł Theoden. I wraz ze mną zasiądą goście.Wojsko dziśrusza w pole.Niech heroldowie otrąbią pobudkę.Wezwać wszystkich, kto żyww grodzie.Mężczyzni, młodzi chłopcy, ktokolwiek zdolny jest do noszenia broni,a ma wierzchowca, niech stawi się konno u bramy przed drugą godziną popołu-dnia. Królu miłościwy!  krzyknął Smoczy Język. Sprawdzają się moje oba-wy.ten czarodziej opętał cię.czyż nikt nie zostanie do obrony Złotego Dworutwoich przodków i skarbca? Nikt nie będzie strzegł bezpieczeństwa króla Roha-nu? Jeśli to opętanie  odparł Theoden  więcej w nim zdrowia niż w twoichpodszeptach.Gdybym twoich leków dłużej zażywał, wkrótce bym pewnie chodziłna czworakach jak zwierz.Nie, nikt nie zostanie, nawet Grima.Grima pójdzietakże.%7ływo! Może zdążysz jeszcze oczyścić z rdzy twój miecz. Litości, panie!  jęknął Smoczy Język przypadając do ziemi. Zmiłuj sięnade mną! W twojej służbie strawiłem wszystkie siły.Nie oddalaj mnie od siebie.Niechże chociaż ja stoję u twego boku, gdy wszyscy cię opuszczą.Nie odtrącajswego Grimy! Mam nad tobą litość  rzekł Theoden  i nie oddalam cię od mego boku.Ja bowiem ruszam wraz z moim wojskiem w pole.Wzywam cię, żebyś jechał ze116 mną i w ten sposób dał dowód wierności.Smoczy Język powiódł wzrokiem po twarzach obecnych.Oczy jego miałytaki wyraz, jak ślepia zaszczutego zwierzęcia, gdy szuka wyłomu w pierścieniuosaczających go łowców.Długim bladym językiem oblizał wargi. Można było spodziewać się takiego postanowienia po dostojnym dziedzicuEorla, mimo jego sędziwych lat  rzekł. Lecz ci, którzy prawdziwie go miłują,powinni by szczędzić jego starości.Widzę jednak, że za pózno przyszedłem.Innidoradcy, których śmierć mojego króla tak jak mnie nie zasmuci, już go przecią-gnęli na swoją stronę.Skoro nie mogę odrobić tego, co tamci zrobili, wysłuchaj,królu, chociaż jednej mojej prośby.Zostaw w grodzie zastępcę, który zna twojezamysły i szanuje twoją wolę.Wyznacz godnego namiestnika.Pozwól, by twójnajwierniejszy doradca, Grima, strzegł porządku, póki nie wrócisz  a błagamlos, by dał nam co rychlej ujrzeć cię z powrotem, jakkolwiek zdrowy rozsądek nieusprawiedliwia tej nadziei.Eomer roześmiał się. A jeśli twoja prośba nie wystarczy, żeby uchronić cię od udziału w boju,szlachetny Grimo, jaki inny mniej zaszczytny urząd raczysz przyjąć?  spytał.Może zgodzisz się dzwigać do górskiej warowni wory z mąką, jeżeli oczywiścieznajdzie się ktoś, kto zechce je tobie powierzyć. Nie, Eomerze, nie pojąłeś w pełni myśli czcigodnego Smoczego Języka powiedział Gandalf zwracając na zdrajcę przenikliwe spojrzenie. SmoczyJęzyk jest odważny i chytry.Igra nawet w tej chwili z niebezpieczeństwem i wy-grywa jeden przynajmniej rzut kości.Już ukradła sporo mojego czasu.Na ziemię,gadzino!  krzyknął nagle gromkim głosem. Brzuchem w proch! Gadaj, odjak dawna służysz Sarumanowi? Jaką ci przyrzekł zapłatę? Kiedy inni mężowiepolegną, tyś miał zostać i wybrać swoją część ze skarbca, a także wziąć sobie tę,której pożądasz.Zbyt długo przyglądałeś się jej ukradkiem i śledziłeś każdy jejkrok.Eomer porwał za miecz. Wiedziałem o tym  wyjąkał. Dlatego właśnie chciałem go wówczaszabić, nie pomnąc na prawa królewskiego domu.Są wszakże inne jeszcze powody.Wystąpił naprzód, ale Gandalf chwycił go za ramię. Eowina jest już bezpieczna  rzekł. Lecz ty, Smoczy Języku, robiłeś dlaswojego prawdziwego pana, co było w twojej mocy.Zasłużyłeś na jakąś nagrodę.Saruman jednak łatwo zapomina o przyrzeczeniach.Radziłbym ci pospieszyć doniego i przypomnieć mu o nich, bo może nie zechce pamiętać o twoich zasługach. Kłamiesz  powiedział Smoczy Język. Zbyt często słowo to wraca na twoje usta  rzekł Gandalf. Ja nie kłamię.Widzisz, Theodenie, tego gada? Nie jest dla ciebie bezpiecznie brać go z sobą aniteż pozostawiać w domu.Najsłuszniej byłoby ściąć mu łeb.Ale nie zawsze byłpodłym gadem jak dziś.Kiedyś był człowiekiem i służył ci na swój sposób.Daj117 mu konia.Niech natychmiast odjedzie, dokąd zechce.Osądzisz go, królu, wedlewyboru, jakiego dokona. Słyszysz, Smoczy Języku?  spytał Theoden. Wybieraj! Jedz ze mną nawojnę, a podczas bitwy przekonamy się o twojej wierności.Albo też jedz, dokądchcesz, lecz jeśli spotkamy się kiedyś znowu, nie będę miał wówczas nad tobąlitości.Smoczy Język z wolna podniósł się z ziemi.Popatrzył na zebranych spod cięż-kich powiek.Na ostatku spojrzał w twarz Theodena i otworzył usta, jakby chcąccoś powiedzieć.nagle sprężył się cały.Zamachał rękami.Oczy mu rozbłysły, a ty-le w nich było złośliwości, że wszyscy cofnęli się jak przed gadem.Wyszczerzyłzęby, wciągnął dech ze świstem i niespodziewanie strzyknął śliną tuż pod nogikróla.Potem odskoczył na bok i puścił się pędem po schodach w dół. Biegnij tam który za nim!  zawołał Theoden. Przypilnować trzeba,żeby nikomu krzywdy nie wyrządził, ale nie bijcie go ani nie zatrzymujcie.Daćmu konia, jeśli zechce. I jeśli któryś koń zechce go nosić  rzekł Eomer.Jeden z gwardzistów pobiegł za zdrajcą, inny przyniósł w hełmie wodę, za-czerpniętą ze studzienki u stóp tarasu, i starannie umył kamienie, splugawioneśliną Smoczego Języka. A teraz proszę do stołu, mili goście  powiedział Theoden. Zjemy cosię da naprędce.Wrócili do Dworu.Z dołu już dochodziły wołania heroldów i głos wojennychrogów.Król bowiem postanowił wyruszyć, gdy tylko mężowie z grodu i najbliż-szych osiedli zdążą się uzbroić i zgromadzić.Za stołem królewskim zasiedli czterej goście i Eomer, a usługiwała królowijego siostrzenica, Eowina.Jedli i pili pospiesznie.Theoden rozpytywał Gandalfao Sarumana, inni przysłuchiwali się w milczeniu. Któż zgadnie, kiedy wylęgła się zdrada?  rzekł Gandalf. Saruman niezawsze był zły.Nie wątpię, że kiedyś żywił szczerą przyjazń dla Rohanu, a nawetpotem, gdy już w nim serce stygło, sprzyjał wam, ponieważ byliście mu użyteczni.Lecz już od wielu lat spiskował na waszą zgubę, udając przyjaciela i cichcem gro-madząc siły.Smoczy Język miał wtedy łatwe zadanie, a w Isengardzie wiedzianoo wszystkim, co się u was działo, bo kraj był otwarty, obcoplemieńcy kręcili siępo nim do woli.Smoczy Język wciąż szeptał swoje rady do twego, królu, uchai zatruwał twoje myśli, mroził serce, osłabiał ciało, inni zaś widzieli to, lecz nicnie mogli zrobić, bo ten gad opanował twoją wolę.Kiedy uciekłem z Orthanku i ostrzegłem cię, maska opadła z twarzy Saru-mana, przynajmniej w oczach tych, którzy chcieli dostrzec prawdę.odtąd graSmoczego Języka stała się niebezpieczna.Usiłował stale powstrzymywać cię odczynu, nie dopuszczać do skupienia wszystkich sił Rohanu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •