[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to wspaniałym kataklizmem w taki wspaniały letni poranek, tym razem wyzuty z owej letniej ekstazy życia.Kapitan Holmes miotał się jak kurczak z odciętą głową i ze wszystkim odwoływał się do Wardena.Warden, który popił poprzedniego dnia i był jeszcze trochę skacowany, uśmiechnął się do niego głupawo i milczał jak kamień.Kiedy Leva pakował swoje rzeczy, do kancelarii wszedł Jim O'Hayer i złożył formalną prośbę o przeniesienie go z powrotem do zwykłej służby.Holmes zwolnił go bez dyskusji.Po półgodzinnym poceniu się nad planem służby mianował Champa Wilsona sierżantem-magazynierem i posłał podoficera służbowego na plac ćwiczeń, żeby go ściągnął.Przed południem Champ zjawił się w kancelarii i z punktu podał się do dymisji proponując nawet rezygnację ze swego stopnia.Holmes zwolnił go nie odbierając mu stopnia i mianował na jego miejsce Ike'a Galowicza.Ike był uradowany, że go wybrano na tak odpowiedzialną funkcję.Oświadczył, że będzie się starał jak najlepiej dla kapitana Holmesa, kapitan Holmes podziękował mu serdecznie i Ike zniknął w swojej nowej twierdzy, ze łzami dumy w oczach.Milt Warden obserwował to wszystko w kamiennym milczeniu.Wiedział, że w jego oczach wali się w gruzy legenda Milta Wardena.Obserwował to z tym samym bolesnym poczuciem spełnienia i słodkiej satysfakcji, jakiego doznaje chłopiec, który strawił całe tygodnie na budowaniu modelu samolotu, a potem patrzy, jak ten rozpada się w płomieniach od zapałki, którą mu własnoręcznie przytknął do skrzydeł tuż przed startem.Gdy dokonało się to całopalenie, pognał do miasta.Wyglądała prześlicznie, kiedy zabierała go z ocienionej ławki w parku Aaala od strony King Street, ale nie czuł do niej większego pociągu seksualnego niż każdy mężczyzna do własnej żony w upalny dzień, i to go przestraszyło.Wsiadł do samochodu wydostawszy się spośród przenikliwego wrzasku Azjatów, którzy obsiedli trawniki, poprzez przenikliwy wrzask Azjatów przepływających chodnikiem, opadł na siedzenie i zapalił papierosa, przytłoczony owym poczuciem, że coś się skończyło, które miewał już dawniej, ale które nie uderzyło go z całą mocą, dopóki jej teraz nie zobaczył.Nie powiedział nawet dzień dobry.ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZYKaren Holmes wyczekiwała tej chwili prawie przez cały tydzień.Wieczorem owego dnia, kiedy Milt do niej zadzwonił, Karen, ostrożnie sondując męża na temat nowej katastrofy, jaką była śmierć Bluma z jego kompanii, dowiedziała się rzeczy, którą już podejrzewała, ale o którą nie chciała pytać wprost: że jak dotąd nie udało się nakłonić starszego sierżanta Wardena do złożenia podania o przyjęcie na eksternistyczny kurs oficerów piechoty.Dyskutując z nią o Blumie, jej mąż wspomniał o tym ze specjalną goryczą, jako że samo podanie Wardena, nie mówiąc już o zgodzie na awansowanie go do stopnia oficerskiego, co było z góry przesądzone, byłoby dla Holmesa powodem do dumy mogącym więcej niż zrównoważyć ten nowy dopust losu.(Na ową korzystną stronę zwróciła mu uwagę przed paroma tygodniami jego żona w związku z rozprawą Prewitta; od tej pory uznał ów pomysł za swój własny.) Dowodził z rozgoryczeniem, że czasy rzeczywiście się zmieniły, jeżeli oficer musi prosić żołnierza, żeby został oficerem, i jeszcze spotkać się z odmową.Całego tego filozofowania Karen słuchała niecierpliwie tylko jednym uchem, bo dowiedziała się już, czego chciała; jej podejrzenia potwierdziły się, wyprowadzono ją w pole, ledwie się mogła powstrzymać, by nie wyjawić mężowi całej historii szukając jego współczucia.Myślała tylko o jednym: że podczas tych dwóch tygodni takiego szczęścia, jakiego jeszcze dotąd nie zaznała - kiedy świadomie powstrzymywała się od sprawdzania swoich podejrzeń, ażeby udowodnić swą wiarę w Wardena - on ją równie świadomie oszukiwał.Czując ogromne, rozśpiewane szczęście na myśl, że znowu będzie przy nim, uplanowała sobie starannie, aż po najdrobniejsze, cięte słówko, z nadmiarem zarówno uczucia, jak i mściwości, karę, którą mu wymierzy, wiedząc w swej miłości, co go najgłębiej dotknie, zdecydowana w owym pragnieniu zemsty zmusić go okrutnie do wypicia ostatniej kropli goryczy, zanim pozwoli mu się zmiękczyć, lecz kiedy wsiadł do samochodu z błyszczącymi oczyma, z tym błędnym wyrazem ledwie powściąganej udręki, i nawet jej nie zauważył, wiedziała od razu, że stało się coś bardzo niedobrego, i zapomniała zupełnie o zemście, a miłość zaczęła wypełniać ją matczyną troską o niego i dzikim, niepohamowanym gniewem na to coś, co go skrzywdziło, więc chłodno włączyła bieg i spokojnie, bez słowa ruszyła dokoła parku i dalej Beretanią.Przejechali w milczeniu przez ospałą dzielnicę handlową i minęli spieczony słońcem stadion sportowy; Karen prowadziła wytrawnie, a Warden palił zażarcie papierosa.Minęli lożę masońską i wjechali w liściasty cień dzielnicy willowej za Punahou, gdzie nad wszystkim dominowały niewidoczne, lecz wyczuwalne szczyty Krągłej Góry i Tantala.Już prawie dojeżdżali do Alei Uniwersyteckiej, kiedy Warden ze złością odrzucił papierosa i zaczął jej opowiadać całą historię.Opowiadał ją od Kaimuki przez Waialae aż do Wailupe.O tym czasie byli już prawie za miastem, na grobli wiodącej do przylądka Koko, ale zamiast jechać dalej, Karen skręciła przy Koko i przez gaj drzew kiawe wyjechała na skarpę, gdzie był duży wyżwirowany parking nad zatoką Hanauma.Grupka chuderlawych szkolnych dzieci w kostiumach kąpielowych urządziła tam sobie piknik; z krzykiem wybiegały i zbiegały zygzakami po ścieżce wiodącej na plażę, gdzie ktoś wysadził niegdyś w powietrze sto jardów rafy koralowej, aby utworzyć miejsce do pływania.Chłopcy uganiali się za dziewczynkami, dziewczynki były ścigane przez chłopców.Kiedy oboje patrzyli na te dzieci (które wydały im się nagle bardziej obce niż jacykolwiek cudzoziemcy), powtórzył wszystko od początku, a ona tym razem zadawała mu pytania.- No i tak - zakończył wzruszając ramionami.- Ten drań zabrał się i przeniósł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]