[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.David usłyszał potężne kwaknięcie niczym wściekłej gęsi, a potem słowa:“Brian się obudził”.“Tak?” - Ucieszyło go to, był szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu, ale nie dziwił się, wcale się nie dziwił.“Czy on umarł?” - odczytał z ust matki, nadal nerwowo gniotącej fartuch.“Nie” - poinformował głośno rodziców, osłaniając słuchawkę dłonią.Mógł sobie na to pozwolić bo pani Ross znów się rozszlochała.Pomyślał, że - przynajmniej przez pewien czas - będzie płakać informując kogokolwiek o swym szczęściu.Nie może nie płakać.W głębi serca nie miała nadziei.“Czy on umarł?” - powtórzyła bezgłośnie matka.“Nie! - odparł nieco ostrzej, trochę zły.Nie słyszała go, zupełnie jakby była głucha.- Nie umarł, żyje.Pani Ross mówi, że się przebudził”.Ojciec i matka gapili się na niego z otwartymi ustami jak ryby w akwarium.Minęła ich Słodyczek, nadal z buzią pełną galaretki.Patrzyła w twarzyczkę lalki, sterczącej jej sztywno spod pachy.“Mówiłam ci, że tak będzie - napomniała Melissę Sweetheart groźnym tonem, mówiącym wyraźnie “koniec dyskusji”.- A nie mówiłam?”“Przebudził się? - powtórzyła Ellen cichym, nieprzytomnie zdumionym głosem.- Żyje?”“David, jesteś tam?” - rozległ się w słuchawce głos pani Ross.“Tak, słucham”.“Jakieś dwadzieścia minut po tym, jak wyszedłeś, EEG zaczęło wskazywać fale.Ja zobaczyłam je pierwsza, Mark wyskoczył do bufetu kupić nam coś do picia.Poszłam do pokoju pielęgniarek.Nie uwierzyły mi.- Matka Briana płakała i śmiała się przez łzy.- Oczywiście, że nie wierzyły.Nikt by nie uwierzył.Kiedy wreszcie ściągnęłam którąś z nich do jego łóżka, wezwali ekipę techniczną zamiast lekarza, bo nadal nie byli w stanie uwierzyć.Przede wszystkim wymienili monitor, czy to nie najśmieszniejsze ze wszystkiego?”“Rzeczywiście, bardzo śmieszne” - przyznał David.Oboje rodzice próbowali teraz zakomunikować mu coś bez słów, a tata w dodatku wymachiwał jeszcze rękami.Davidowi wydał się pensjonariuszem wariatkowa, któremu wydaje się, że prowadzi teleturniej.Omal się nie roześmiał.Nie chciał się śmiać, pani Ross nic by przecież nie zrozumiała, więc odwrócił się do ściany.“Dopiero kiedy na drugim monitorze zobaczyli takie same fale, nawet mocniejsze, jedna z pielęgniarek wezwała doktora Waslewskiego.To neurolog.Nim do nas dołączył, Brian otworzył oczy.Popatrzył na nas.Zapytał, czy nakarmiłam złote rybki.Powiedziałam, że tak, nakarmiłam i że z rybkami wszystko w po­rządku.Nie płakałam ani nic.Byłam zbyt zdumiona, żeby się popłakać.Potem Brian powiedział jeszcze, że boli go głowa i znów zamknął oczy.Kiedy przyszedł doktor Waslewski, Brian wyglądał dokładnie jak w śpiączce.Zobaczyłam, że doktor patrzy na siostrę, jakby chciał powiedzieć: “Czemu zawracacie mi głowę bzdurami?” No, wiesz”.“Jasne”.“Ale kiedy klasnął mu przy uchu, Brian natychmiast znów otworzył oczy.Powinieneś zobaczyć, jaką minę zrobił ten stary Polaczek.- Roześmiała się głośno, chrapliwie, śmiechem szaleń­ca.- Potem Brian po.po.powiedział, że chce mu się pić, i zapytał, czy mógłby dostać szklankę wody”.I w tym momencie Debbie Ross załamała się całkowicie.Szlo­chała w słuchawkę tak głośno, że chłopca rozbolało ucho.Musiała oddać słuchawkę mężowi.“David, jesteś?” - odezwał się pan Ross.Głos miał niezbyt pewny, ale przynajmniej nie płakał aż tak przeraźliwie.Co za ulga!“Jestem”.“Brian nie pamięta wypadku, nie pamięta niczego od poprzed­niego wieczoru, kiedy odrobił lekcje.Wie jednak, jak się nazywa, gdzie mieszka, zna nasze imiona.Wie, kto jest prezydentem, rozwiązuje proste zadania matematyczne.Doktor Waslewski twier­dzi, że czytał o takich przypadkach, ale w życiu żadnego nie widział.Powiedział, że mamy do czynienia z »klinicznym cudem«.Nie wiem, czy to coś znaczy, czy może są to tylko słowa, które zawsze pragnął powiedzieć, ale nic mnie to nie obchodzi.Chcę ci tylko podziękować, Davidzie.I Debbie także.Dziękujemy ci z całego serca.“Mnie? - zdumiał się David.Ktoś szarpał go za ramię, pró­bował odwrócić go twarzą do pokoju.Zignorował wysiłki tego kogoś.- Za co mi państwo dziękują?”“Za to, że zwróciłeś nam syna.Mówiłeś coś do niego, a te fale pokazały się zaraz po twoim wyjściu.Słyszałem, że coś mówiłeś, Davey.Usłyszał cię i wrócił do nas”.“To nie ja” - powiedział chłopiec i wreszcie się odwrócił.Rodzice omal go nie zadusili, tak na niego napierali, z ich twarzy odczytać można było i nadzieję, i zdumienie, i niedowie­rzanie.Matka płakała.Jezu, łzy miały dzisiaj dobry dzień.Tylko mała, która na ogół ryczała co najmniej sześć z każdych dwu­dziestu czterech godzin, zachowywała się dojrzale, poważnie.“Co wiem, to wiem - powiedział pan Ross.- Co wiem, to wiem, wiesz?”David zdawał sobie sprawę z tego, że musi już kończyć, musi porozmawiać z rodzicami, nim gorączkowymi spojrzeniami pod­palą mu koszulę, ale przedtem musiał zadać jeszcze jedno pytanie.“A o której godzinie obudził się i spytał o złote rybki? Ile czasu minęło od chwili, kiedy zobaczyli państwo fale?”“Niech pomyślę.zmieniali monitor.mówiła ci o tym, praw­da? Potem.właściwie nie wiem.- Pan Ross przerwał na chwilę.- Tak, wiem! - oznajmił.- Pamiętam gwizd z remizy, a potem wszystko się zaczęło.Musiało być najwyżej parę minut po piątej”.David skinął głową, nie czując zdziwienia.Brian obudził się w momencie, gdy głos poinformował go: “Już się modlisz”.“Czy mogę odwiedzić go jutro?”Pan Ross roześmiał się.“Davidzie, możesz odwiedzić go, kiedy chcesz, nawet o pół­nocy.Czemu nie? Doktor Waslewski twierdzi, że i tak powinniś­my go budzić i zadawać mu głupie pytania.Wiem, czego się boi.boi się, że Brian znów zapadnie w śpiączkę, ale mam wrażenie, że to mu nie grozi.A ty?”“Nie, nie grozi.Do widzenia, panie Ross”.Odłożył słuchawkę i w tym momencie rodzice omal się na niego nie rzucili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •