[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle wyobraziłsobie, jak czułby się mały chłopczyk, gdyby go wpuszczono na taki statek, żebysobie pomachał drewnianym kordelasem jak prawdziwy pirat, jaka szczęśliwabyłaby cała załoga małych chłopców, gdyby mogła& Dziwne myśli go nachodzą.Zupełnie obce i niedochodowe myśli& Zwykle takich nie miewał.Odsunął je odsiebie i energicznie ruszył w stronę swojego biura, gdy& Zaraz.Popatrzył jeszczeraz na ten statek.Z pokładu wyrastał czyjś korpus.Korpus, którego nie podobnabyło z niczym pomylić.- Daisy? - zapytał z wahaniem.- Tommy? Wróciłeś, co? Zostawili mnie tutaj, Tommy - powiedziałażałośnie.- Wyciągnij mnie!Z trudem powstrzymał śmiech.- Czy ty& się zaklinowałaś, Daisy? W tej dziurze? Co się tu działo?Jej brązowe oczy rzuciły mu spojrzenie ostre jak sztylet.Twarzniebezpiecznie poczerwieniała.- Ależ nie, Tommy, to mój nowy kostium - odparła ironicznie.- Znaczy, tenstatek.A teraz, ty draniu, wyciągnij mnie stąd, i to już!- Gdzie jest Generał? Czy to jakaś kara? Czy byłaś niegrzeczna Daisy? Mniemożesz się przyznać - mówił, śmiejąc się w duchu.Potem przyszło mu do głowy coś okropnego.- Od jak dawna tu tkwisz?Uświadomił sobie nagle, że upływ czasu nie ma tu nic do rzeczy i wesołośćustąpiła miejsca współczuciu.Wskoczył na scenę, złapał ją za ramiona i pociągnął.Bez skutku, oprócz tego, że wrzasnęła z bólu, kiedy szarpnął.- Daisy, kochanie, chyba spuchłaś w tej dziurze.Nie chcę ci zrobić krzywdy,trzeba będzie poszerzyć otwór.Pójdę po piłę.Gdzie jest Generał?- Udziela nagany tej nowej.Przyszpiliła Molly do podłogi kordelasem.- Nie może być? - Tom poczuł, że na jego twarzy pojawia się ten specjalnyuśmiech, który nauczył się już kojarzyć z Sylvie.- A nie mówiłem? Tejdziewczynie nie można dawać do ręki nic ostrego.Przypuszczam, że zostałasprowokowana?- Ależ, naturalnie.Widziałam wszystko.Molly dzgnęła ją kordelasem wtyłek.Specjalnie.Należało się jej.Była całkiem niezła bójka - opowiadając to,Daisy uśmiechnęła się, po raz pierwszy ud godziny.Tom zanotował w pamięci, że będzie musiał przeprosić Generała za tenpomysł z konkursem.No cóż, trudno.Zaraz, zaraz: bójka? Piracka bójka! Bójka między kobietami na pirackimstatku! Widzowie chyba pomdleją.Naprawdę, genialne pomysły przychodzą wnajmniej oczekiwanych momentach.- Oho, Tommy, oczy ci błyszczą.Pewnie będziesz chciał, żeby odegrałybójkę na scenie - powiedziała Daisy, bacznie go obserwując.Oparła łokcie opokład i podbródek na rekach.- Sam się prosisz o kłopoty, szczególnie z takąobsadą.- Może masz i rację, ale przyznasz sama, Daisy, że to świetny pomysł.Niezrezygnuję z niego.Dobra, pójdę po piłę, żeby cię stad wydostać, Gdzie podziałysię wszystkie chłopaki?- Rozlezli się po kątach, wszyscy o mnie zapomnieli.Tak& tego Daisy bała się najbardziej, kiedy myślała o przyszłości.Tom niebardzo wiedział, jak ma ją pocieszyć.Zdawał sobie sprawę, że wszelkiezapewnienia dla niej oznaczają tylko jedno: przyszłość bez podziwu i oklasków.Poklepał ją po okrągłym ramieniu i wyprostował się.- Daisy, wrócę za chwilę.Obiecuję, że o tobie nie zapomnę.Zeskoczył ze statku na scenę.W tym momencie zza kulis wychynął Generałw towarzystwie panny Sylvie Chapeau.Tom zwolnił, potem zatrzymał się& i zapatrzył się na nią.Była w kostiumiepirata: koszula, pas, te sprytne pantalony, ocierające się o nieprzyzwoitość& i tenrumieniec na marzy.Rumieniec kogoś, kto właśnie został skarcony.Albo kogoś,kto właśnie brał udział w bójce na drewniane kordelasy.Generał, widząc, że Daisy wciąż jest uwięziona, zatrzymał się, gapiąc się nanią.- Podoba ci się, prawda, ty draniu? - odezwała się, nieomal z rezygnacją.- Ten statek pasuje do kołom twoich oczu, Daisy - oświadczył z powagą.-Powinnaś nosić go częściej.Jeśli Tom się nie mylił& Daisy zarumieniła się pod warstwą różu.- A ty - Generał odwrócił się w stronę Toma - powinieneś mnie przeprosić zaswój genialny pomysł, Shaughnessy.Takie są skutki - wskazał na Sylvie - kiedydziewczęta zaczynają rywalizować o Wenus.Swary i bójki.- Nie mogę być ciągle genialny - Tom się roześmiał.- Ale warto byłospróbować, sam przyznasz.Sądząc po minie, Generał nie miał zamiaru przyznawać mu racji.Tom się odwrócił, unikając jego wściekłego wzroku, i odezwał się do Sylvie,wciąż zachwycony jej widokiem:- Panno Chapeau, wystarczy, że się odwrócę, i czego ja się dowiaduję?Znowu atakuje pani ludzi ostrymi przedmiotami! - Chciał tylko udzielić jejżartobliwej nagany.Zdziwił się, słysząc, jak głębokich tonów nabrał jego głos.Sylvie rzuciła mu błyskawiczne spojrzenie.- Postaram się być grzeczna, panie Shaughnessy - odparła z powagą; Oczyjej błyszczały, a pierś falowała od udawanego entuzjazmu.- Na ile panią znam, grzeczność& niełatwo pani przychodzi.To zdanie było wyraznie zaproszeniem do gry.A ona się roześmiała, głębokim, kobiecym śmiechem, odrzucając głowę dotyłu.Zmiech ten spadł na Toma jak nagły promień słońca i opróżnił jego umysł zewszystkich myśli.Zamarł bez ruchu.Patrzył tylko na nią z nieznacznymuśmieszkiem na twarzy.Brakowało mu tchu& Czuł się dziwnie lekko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]