[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu wzruszyła ramionami i weszła do środka.Usiadła obok ojca na sofie i włożyła dłonie międzykolana.- Co się stało? - zapytał, dotykając lekko jej ramienia.Poczuła, jak w jej oczach nagle pojawiają się łzy; powstrzymała je.- Tato.- wreszcie na niego spojrzała.- Czy mama jest naprawdę Arienrhod.klonem Arienrhod?Sparks zesztywniał; opuścił rękę, odpowiedział tym gestem.Potem jednak zaczerpnął głębokopowietrza i potwierdził.- Tak.- Czemu nigdy mi nie powiedziała? - Wyrzuciła te słowa gwałtowniej, niż zamierzała.- Czemu mikłamała, czemu udawała, że ma inną matkę, Babunię i.- Nie kłamała - odparł Sparks ze spokojną stanowczością.- Zawsze mówiła ci prawdę.Po prostu nieopowiadała o wszystkim, o całej prawdzie.- Westchnął, jego oczy patrzyły gdzieś w dal.Sama jej nieznała, przez wszystkie te lata.Nie mogła ci mówić, gdy byłaś mała.Ale nie powinnaś była usłyszeć o tymod innych.- Aagodnie uniósł jej brodę.- Czego jeszcze chcesz się dowiedzieć, Ari? Powiem ci wszystko.- Czy byłeś kochankiem Arienrhod? - Rzuciła tym pytaniem, póki jeszcze nad sobą panowała.Drgnął i zmusił się do patrzenia na nią.- Tak - szepnął.W milczeniu zacisnął dłonie na pokrytej srebrną skórą kanapie.Ariele patrzyła najego bielejące knykcie, czuła własne ręce zwierające się niby dwa walczące na śmierć i życie zwierzęta.- I piłeś z nią wodę życia.- Tak.- Słowo było ledwo słyszalne.- To dlatego.dlatego zawsze smuci cię widok merów?Kiwnął głową, ale przy tym ją odwrócił, jakby nie chciał, żebyAriele ujrzała coś w jego oczach.- Kto ci to wszystko powiedział.- zapytał surowo.- Ojciec Elco.- Kirard Set? - Znowu podniósł głowę; jego szarozielone oczy stały się nagle przejrzyste jakszmaragdy i równie twarde.- Co.co jeszcze ci powiedział?- %7łe.- Ariele o mało co nie urwała na widok szczerego bólu w oczach ojca.- %7łe mama też kochałakogoś innego.Pozaziemca.I że może.może nie jesteś nawet naszym tatą.Objął ją i przytulił do siebie, ściskał mocno.Z głową na piersiach Sparksa nie widziała już wyrazu jegotwarzy ani on jej.Czuła, jak trzęsie się ze złości.Ale tym razem jej nie odpowiedział.Tammis zatrzymał się w cichej uliczce przed domem Merovy, zerknął na wylot alejki, gdzie za muramiochronnymi czaiła się tląca, wiecznie powstrzymywana noc.Merovy podążyła za jego wzrokiem; potemniepewnie spojrzała na chłopca.- Chcesz wejść i.i porozmawiać? - Podczas drogi do jej domu nie wypowiedział więcej niż dwasłowa.Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją nagle, łagodnie, lecz stanowczo przyciągnął do siebie.Odwzajemniła pocałunek, bez wahań ofiarowała mu swe ciepło.Już przedtem dość często się całowali,ucząc się tego, lecz nigdy dotąd Tammis nie czuł się tak, jak nagle teraz.Bliskość Merovy wzbudziła jakośzdradziecką nutę jego duszy - dotyk jej ust na jego, chętnych, lecz niepewnych, jej ciała, wspomnieniewarg i ciała Elco Teela, zbyt dużo wiedzących; obrazy jego ojca i matki, nagich z obcymi.Zawszewyobrażał sobie, że on i Merovy, którą kochał, odkąd tylko pamiętał, będą przeżywać to samo, co rodzice;teraz jednak nie był tego pewien, nie był nawet pewien.Przerwał pocałunek, niemal brutalnie puścił Merovy, przycisnął jej plecy do ściany ocienionejwystającym balkonem.Zamrugała, spojrzała na niego ze zdumieniem, potem niemal z ulgą.- Dobranoc, Tammisie.- szepnęła, macając za sobą klamkę.Otworzyła drzwi i weszła do środka.Tammis długą chwilę stał, wpatrując się w drzwi.Potem odwrócił się i poszedł w dół ulicy, przyciskającpalce do ust.Szedł całą drogę do domu, potrzebował czasu na zebranie myśli, pragnął strącić uczucia, które nibytrucizna wypełniały go mrocznym żarem.Spróbował kiedyś zapytać ojca o nowe doznania, które takgwałtownie miotały jego duszą; o zmieszanie odczuwane na myśl, że równie łatwo wzbudza je widok ciałachłopca, co i dziewczyny.Gdy jednak usiłował otwarcie i szczerze mówić o przeżyciach seksualnych,ojciec pouczył go o zwyczajach stosowanych na wyspach Letniaków, podał, co jest dopuszczalne, a cobez wyjątku nie.Tammis wiedział już o tym z obserwacji przyjaciół z miasta.Gdy spróbował zapytać, czynie ma czegoś więcej, ojciec się wściekł i zakończył rozmowę.Zastanawiał się nad tym, pewien, że nie pojął czegoś, co jego rodzice zawsze uważali za oczywiste.Mówił sobie, że beztroskie, lekko traktowane miłostki, jakie coraz częściej widywał wśród zimackichznajomych, odzwierciedlają jedynie pustkę ich umysłów i bezcelowość zepsutego życia.W głębi duszy ciągle w to wierzył.A jednak Kirard Set Wayaway powiedział mu dzisiaj, że wszystkojest inaczej, niż sądził.Dotarł wreszcie do pałacu i poszedł prosto do gabinetu ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]