[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógł myśleć jedynie o Jeannette.To wina Lawrence'a, stwierdził, uderzając pięścią w puchową poduszkę i przewracającsię na drugi bok.Kochać Jeannette?Niemo\liwe.A jednak nie mógł przestać o niej myśleć.Wspominał dzisiejsze pocałunki, słodkie jaknajpyszniejszy miód, ciepłe i oszałamiające.Jeśli miał być uczciwy, musiał przyznać, \e niezaznał rozkoszniej szych.Mogła być wyniosła i złośliwa, ale wiedziała, jak sprawić, \ebymę\czyzna stracił dla niej głowę. I jej usta.Słodka Mario, miała tak miękkie wargi.Ró\owe, gładkie jak jedwab,delikatne jak młode płatki ró\.Jej skóra te\ pachniała ró\ami.Mógłby spędzić cały dzień znosem wciśniętym w zagłębienie jej szyi, upajając się słodkim, kobiecym zapachem.Zamknął oczy i niemal poczuł jej zapach, jej ciało w swoich ramionach.Obudziło sięw nim po\ądanie, krew zaszumiała mu w \yłach.A przecie\ pocałunki to jedyne, czego mógłoczekiwać od lady Jeannette, chyba \e pragnął ofiarować jej ślubną obrączkę.Nie miałzamiaru się \enić.A\ do tej pory nie zastanawiał się nad tym w ogóle.Był zbyt zajęty studiowaniem ipodró\ami oraz odbudowywaniem rodzinnego majątku.Nie znaczy to, \e cierpiał na brakdamskiego towarzystwa w ciągu tych wszystkich lat.Nie, doprawdy, nic podobnego.Jednakkobiety, z którymi miał do czynienia, znały swoje miejsce i nie spodziewały się obietnicdozgonnej miłości i oddania.Kiedy zdecyduje się o\enić, to z pewnością nie z rozpieszczoną angielską pięknością,która uwa\a, \e jest lepsza ni\ inni.Pragnął miłej, łagodnej, czułej dziewczyny o szczerejduszy, która nie miałaby wygórowanych oczekiwań i dałaby mu szczęście i miłość.Niejakiejś wściekłej czarownicy, która postarałaby się, \eby nie zaznał chwili spokoju przezresztę \ycia.A jednak musiał przyznać, \e \ycie z lady Jeannette nigdy nie stałoby się nudne czybezbarwne.Dnie pełne byłyby podniecających niespodzianek.Namiętność w ka\dej chwilimogłaby wybuchnąć płomieniem.Jęknął pod wpływem obrazów, jakie pojawiły się w jegogłowie, poruszając się niespokojnie w pościeli.Bo\e, a jeśli Lawrence miał rację? A jeśli anga\ował się zbyt głęboko i głód, jaki godręczył, był czymś więcej ni\ tylko zwykłym po\ądaniem? A jeśli gierki, w jakie wdali się zRó\yczką, to coś więcej ni\ dziecinne psoty? A co, jeśli, Bo\e uchowaj, stanowiły one częśćjakiegoś skomplikowanego rytuału godowego?Wstał z łó\ka i poszedł do otwartego okna, przez które wpadał nocny wiatr.Zapatrzyłsię przed siebie, ledwie zwracając uwagę na światło księ\yca, które niczym srebrzysta rzekakładło się na czarnej w mroku murawie.Gdzieś w oddali zahuczała sowa.Szalony.Był zupełnie szalony, rojąc sobie takie niestworzone historie.Lady Jeannetteuwielbiała się z nim dra\nić.Ale przecie\ wyznaczył sobie pewne granice.Nawet terazmógłby ją udusić za cały kłopot, na jaki naraziła go dzisiaj, chowając narzędzia, nie mówiącju\ o niespodziewanej kąpieli w sadzawce Merriweatherów.Zamruczał z niezadowoleniem na to wspomnienie.Potem uśmiechnął się, chcąc niechcąc, na myśl o jej wybrykach. Jednak Lawrence słusznie zwrócił mu uwagę.Prowadzenie podobnej gry zdziewczyną taką, jak ona, przypominało pocieranie krzemienia obok nasączonych oliwątrocin.Nie wolno mu przeciągać tej sytuacji.Lepiej się wycofać, zanim będzie za pózno.Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ciemności.W końcu wrócił do łó\ka,postanowiwszy przedtem skupić się na pracy i wyrzucić pewną, obdarzoną ognistymtemperamentem, pannę ze swoich myśli.Kiedy skończy pracę, wyjedzie i nawet się za siebie nie obejrzy. 9Przez następnych parę dni Jeannette wolała zostać w domu ni\ zaryzykować spotkaniez O'Brienem.Nie wydawał się uszczęśliwiony niespodziewaną kąpielą.Warto jednak byłozobaczyć wyraz zaskoczenia na jego twarzy, na chwilę przedtem, zanim chlupnął do wodyniczym pstrąg.Szkoda, \e nie mogła podzielić się tą zabawną historią z kuzynami, ale Bertie iWilda pewnie by tego nie zrozumieli.Nie rozumieli te\ sprawy zaginionych narzędzi.Zastanawiali się wcią\, jak coś takzdumiewającego mogło się zdarzyć.Jeannette przysłuchiwała się ich dyskusji przy stole.Kuzyn Bertie opowiadał, \e kiedy zapytał o to O'Briena, architekt wzruszył ramionamii stwierdził, \e nie wie, co o tym myśleć. To nie ma \adnego sensu, prawda? - miał powiedzieć O'Brien.- Nawet jeśli wziąćpod uwagę ludzkie dziwactwa oraz złodziei i dowcipnisiów.Oczywiście, to mo\e być robotaelfów, jak powiadają robotnicy.Sprytne, złośliwe istotki, te elfy.Jakkolwiek na to nie patrzeć,to bardzo tajemnicze zdarzenie.Elfy, rzeczywiście, myślała rozbawiona.Co prawda denerwowało ją to trochę, aleczuła podziw dla O'Briena i jego niezwykle pomysłowych wyjaśnień.Niewątpliwie udało musię przekonać kuzynkę i kuzyna, \e to właśnie elfy mogły się dopuścić kradzie\y, mimo \eBertie szczycił się, \e jest człowiekiem nauki.Wilda, du\o bardziej przesądna, omówiła sprawę z gospodynią, panią Ivory - prostą,energiczną Irlandką, która namówiła ją, aby kazała słu\bie co noc wystawiać szklankę mleka italerzyk z jedzeniem.Taka ofiara, jak utrzymywała gospodyni, to znany sposób naułagodzenie krasnoludków i innych niespokojnych duszków, zamieszkujących tę ziemię.Teraz, parę dni pózniej, Jeannette parsknęła śmiechem na myśl o tych głupstwach.Pokręciła głową, przesuwając ołówkiem po papierze.Poniewa\ łąki były mokre po porannejulewie, postanowiła zostać w domu.Usadowiła się wygodnie na ławie pod oknem w jednym z pokoi gościnnych iobserwowała z góry rozpościerający się pod nią plac budowy.Robotnicy uwijali się przypracy w zwykłym tempie, jakby przerwa wywołana brakiem narzędzi nigdy nie miałamiejsca.Bała się, \e O'Brien się zemści, zaczynając pracę znacznie wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •