[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może dlatego, że zasłaniały ją wło­sy? Może dlatego, że nie było żadnego oświetlenia ulicznego, żadnych jasnych witryn sklepowych? W każdym razie trzy litery, YSS, Your Spread From The Sky, widniejące na tablicz­ce przybitej do tynku, czyniły sprawę oczywistą.- Idę z tobą - powiedział Ed.- Nie musisz - odparła Della.- Lepiej będzie, jeśli tutaj zostaniesz.Nikt cię tu nie zna, a w budynku może znajdować się ktoś, kto zechce najpierw strzelić, a dopiero potem rozma­wiać z tobą o pogodzie.- W takim razie idź pierwsza i ostrzeż, kogo trzeba, że jestem swój.Pójdę za tobą.Tutaj nie zostanę.- A kto zaopiekuje się przez ten czas Shearsonem?- Shearson da sobie radę.Chyba nie obawiasz się, że zacznie uciekać do Waszyngtonu?Della wahała się przez chwilę, po czym powiedziała:- W porządku.Zawołam cię, kiedy teren będzie sprawdzony.Zabrawszy ze sobą rewolwer, zniknęła we wnętrzu budyn­ku.Ed czekał na chodniku, obserwowany przez bladą i zmę­czoną Karen oraz zobojętniałego Petera Kaisera.Shearson wciąż spał.Jego chrapanie przypominało odgłosy zwykle zwia­stujące erupcję wulkanu.Z oddali, gdzieś z Beverly Hills, do uszu Eda dobiegały odgłosy zawodzących syren strażackich i suche, urywane trza­ski, które mogły być jedynie odgłosami broni maszynowej.Wreszcie Della wychyliła się z okna pierwszego piętra i za­wołała:- W porządku, nikogo nie ma.Możesz tu przyjść, jeśli chcesz.Ed cofnął się wzdłuż linii samochodów ustawionych w nie­mal równych odstępach za prowadzącym chevym.W drugim za kierownicą siedział Jim Rutgers, główny księgowy farmy.- Czy długo będziemy tutaj stali? - zapytał Eda.- Zdaje się, że musimy podjąć szybko decyzję, gdzie spędzimy noc.- Za piętnaście minut ruszymy - odparł Ed.- Pani McIntosh próbuje nawiązać kontakt z FBI, żeby przekazać wiado­mość, iż jesteśmy w Los Angeles i mamy ze sobą Shearsona Jonesa.Przecież to w końcu problem właśnie FBI.Przynaj­mniej nie powiedzą, że nie wykonaliśmy obywatelskiego obo­wiązku.Jim odwrócił się do swojej żony i czwórki dzieci śpiących na tylnym siedzeniu.- Bardziej niż obywatelski obowiązek interesują mnie te dzieci - powiedział.- Ed, kiedy myślę o ich przyszłości, włosy stają mi dęba na głowie.- Mnie także, Jim - odparł Ed łagodnie.- Daj mi jeszcze kilka minut, a potem poszukamy miejsca na nocleg.Wszedł do budynku i ruszył po schodach.Wewnątrz było tak ciemno, że musiał trzymać się poręczy, aby iść w dobrym kierunku.Panował tu smród spalonego papieru i ludzkiego moczu.Dotarł do pierwszego piętra i już miał wspinać się wyżej, gdy niespodziewanie ukazała się przed nim Della.- To tutaj - powiedziała.- A przynajmniej to było tutaj.Ed wszedł do małego hallu przedzielonego na pół szklaną przegródką, teraz popękaną.Na jednej ze ścian wisiał kalen­darz, przedstawiający odrzutowiec Diamond I przelatujący nad zatoką San Francisco.W pomieszczeniu stało szare biur­ko z powyrywanymi szufladami.Na małym stoliku spoczywa­ła elektryczna maszyna do pisania firmy IBM.Z braku prądu nie mogła zadziałać, jednak wciąż wkręcony był w nią papier.- Nie zostawili nawet żadnego telefonu kontaktowego -powiedziała Della.- Napiszę jednak wiadomość i przypnę ją do ściany.Może któryś z agentów jednak tu przyjdzie i skon­taktuje się z nami.- A do tego czasu będziemy musieli przetrzymywać Shear­sona Jonesa.- A co nam pozostało?Ed rozejrzał się po opuszczonym, zdewastowanym biurze.- Proponuję go uwolnić.I jego, i Petera Kaisera.Nie ma żadnej szansy, że któryś z nich stanie kiedykolwiek przed sądem.Nie w najbliższym czasie.Poza tym co to ma w końcu za znaczenie? W sytuacji, w jakiej znalazł się cały kraj.- To ty przecież uważałeś za swój obowiązek zdemaskować go przed całymi Stanami- zauważyła Della.- A teraz chcesz go wypuścić?Ed usiadł przy stoliku i wykręcił papier z maszyny.Uważ­nie przeczytał nagłówek i ostrożnie położył papier na stoliku.Kiedy się odezwał, jego głos był zupełnie inny niż przed chwilą - zimny i nieprzyjemny.- Tak - powiedział.- Chcę go wypuścić, ponieważ cały ten kryzys głodowy okazał się czymś zupełnie innym, niż wyglą­dało to na początku.- Co ty bredzisz?- Wiem, co mówię.Skoro jak twierdzisz, to jest bezpieczny dom Federalnego Biura Śledczego, to dlaczego używają oni papieru firmowego Your Spread From The Sky?Della zmarszczyła czoło.- To po prostu przykrywka.Że niby tu jest firma specja­lizująca się w fotografiach powietrznych.To wszystko.Chyba nie spodziewasz się, że wszędzie dookoła będzie podobizna J.Edgara Hoovera.- To właśnie Your Spread From The Sky rozsypała Vorar D nad moimi polami.Nad moimi i nad większością farm w Kan­sas.A ty chcesz mi wmówić, że to przykrywka dla FBI? I że ty sama jesteś agentką FBI? Mogłabyś wymyślić coś lepsze­go.- Ed wstał.- Czy ty chociaż raz telefonowałaś do FBI, kiedy wyjechałaś z Wichity? A może udawałaś? Dosyć tego, Della, czas już skończyć z tą głupią grą.Dlaczego tak ci zależy na Shearsonie Jonesie? Przecież nie masz żadnych realnych szans, żeby postawić go przed sądem.Może w ogóle nigdy nie miałaś takiego zamiaru? Dlaczego więc wlokłaś go za sobą przez pół Stanów i tak strasznie strzegłaś? Jaki jest twój związek z Your Spread From The Sky? O co w tym wszyst­kim, do cholery, chodzi?Della uśmiechnęła się do niego i przechyliła głowę na bok, w geście przywodzącym na myśl zwycięską Shirley Tempie.- Ed - odezwała się.- Chyba nie wątpisz w to, co do tej pory ci powiedziałam.- Nie wiem - westchnął Ed ze złością.Niespodziewanie stwierdził, że drży z emocji, zmęczenia.Doznał krótkotrwałe­go zawrotu głowy i przez chwilę miał uczucie, że podłoga usuwa mu się spod nóg.- Chcę jednak wiedzieć, co się, do cholery, dzieje?- Co w gruncie rzeczy wiesz o Your Spread From The Sky? - zapytała Della.- To, czego dowiedział się Jack Marowitz.Że latali prawie nad każdą farmą w Kansas na krótko przedtem, zanim poja­wił się wirus.Nie jest to raczej przypadek.Della delikatnie położyła rewolwer na biurku.Ed odnoto­wał, oczywiście, znaczenie tego gestu, jednak nie spuszczał wzroku z twarzy Delli i nie zmienił swojej złowrogiej miny.- Cóż - powiedziała Della cicho.- Masz rację.Oni rzeczy­wiście latali nad tymi farmami.Ale wcale nie po to, żeby je zatruwać.Dowiedzieli się, że pola zostały zatrute i przepro­wadzali ich badania w jak najmniej rzucający się sposób.Nastąpiła długa, pełna napięcia cisza, którą przerwał do­piero pełen nienawiści głos Eda.- Spodziewasz się, że ci w to uwierzę? Chcesz mi wmówić, że FBI wiedziało wcześniej o wirusie i że nikogo nie ostrzega­ło? Na przykład Departamentu Rolnictwa? Albo prezydenta? Czy chociażby Shearsona Jonesa?- Dopóki to nieszczęście nie wybuchło, mój drogi, nikt nie miał pojęcia, że przybierze aż takie rozmiary.Ed powstał i podszedł do okna.Rozsunął firanki i popa­trzył w dół, na Hollywood Boulevard.Nie mógł dojrzeć samo­chodów ze swojego konwoju, ale zauważył Sama Gasiewicza, który stał po drugiej stronie ulicy i ze strzelbą przewieszoną przez ramię trzymał straż.Znów odwrócił się do Delli.- Czy naprawdę jesteś agentką FBI? - zapytał.- Czy mo­że kimś innym? Kimś zupełnie innym?- Co ci chodzi po głowie? Czy zadawałabym sobie trud zbierania materiałów przeciwko Shearsonowi Jonesowi, czy zadawałabym sobie trud więzienia Shearsona i Petera Kaisera, czy zrobiłabym cokolwiek z tego, co robię, od momentu gdy mnie poznałeś, gdybym nie pracowała dla FBI?- A skąd, do cholery, mam wiedzieć?- Posłuchaj - powiedziała Della delikatnie, dotykając jego ramienia.- Muszę więzić Shearsona i Petera Kaisera dopóty, dopóki nie przekażę ich FBI [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •