[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu jednak nadszedł czas, iż to ja mogłem odwiedzić mistrza rzeźników.Stałem przed drzwiami z mosiężną kołatką i zastanawiałem się nad tym, że od mojej niedawnej wizyty minęło tak niewiele czasu, a tak obfity był on w wydarzenia.Zastukałem.Przez chwilę wewnątrz panowała głucha cisza, ale wreszcie usłyszałem człapanie stóp.– Kto? – warknął głos zza drzwi.– Mordimer Madderdin – powiedziałem.– Na miecz Pana, człowieku – wrzasnął ktoś.– Wchodź natychmiast, mistrz szuka cię po całym mieście.– A więc jestem – odparłem.Tyle, że kiedy otwarto drzwi, nie wszedłem do środka sam.Towarzyszyło mi czterech żołnierzy w czarnych płaszczach, nałożonych na kolczugi i z okutymi żelazem pałkami w rękach.Sługa, który otworzył nam drzwi, padł pchnięty pod ścianę, a jego wzrok pełen był przerażenia.Tak reaguje każdy, kiedy do jego domu wchodzi otoczony strażą inkwizytor w służbowym stroju.Miałem na sobie czarną pelerynę zawiązywaną pod szyją i czarny kubrak z ogromnym, złamanym krzyżem haftowanym srebrem.Niektórzy twierdzą, że nie powinniśmy czcić symbolu, na którym cierpiał nasz Pan, ale nie pamiętają o tym, iż to męka Krzyża dała Mu siłę, by złamał drzewce i zszedł pomiędzy nieprzyjaciół z mieczem i ogniem w dłoniach.Tak jak i ja z mieczem w dłoni oraz ogniem w sercu wchodziłem do domu bluźniercy oraz grzesznika.Rakshilel był tylko w nocnej koszuli, kapciach o fantazyjnie zagiętych czubkach i szlafmycy, której koniec przewieszał mu się przez ramię.Wyglądał zabawnie, ale nawet się nie uśmiechnąłem.– Rakshilel Dahn? – zapytałem.– Czy to wy jesteście Rakshilel Dahn, mistrz gildii rzeźników?– Zapłacisz mi za to, Mordimer – wyszeptał przez zaciśnięte zęby, bo był na tyle mądry, aby zrozumieć wszystko.– Jesteście aresztowani w imieniu Inkwizycji, na rozkaz Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu – powiedziałem.– Bierzcie go – rozkazałem żołnierzom.– Mordimer! – wrzasnął.– Porozmawiajmy, Mordimer, proszę cię!„Proszę cię” – brzmiało interesująco w jego ustach.Tak interesująco, że skinąłem dłonią, aby odszedł ze mną na bok.Weszliśmy do ogrodu, a Rakshilel trząsł się jak galareta.Szanowałem go za to, że nie groził mi i nie przeklinał.Rozumiał, że skoro został aresztowany za zgodą samego biskupa, sprawa jest więcej niż poważna.– O co jestem oskarżony? – spytał drżącym tonem.– Sam nam powiesz – odparłem, lekko się uśmiechając.– Będziemy mieli sporo czasu na pogawędki.Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, od człowieka uciekają wszyscy stronnicy, a wrogowie podnoszą głowy.A Rakshilel wrogów miał wielu i nikt nie poda mu pomocnej ręki.Nie teraz.– Dziesięć tysięcy – powiedział.– Nie – pokręciłem głową – nawet za sto.Wiesz dlaczego?Patrzył na mnie ogłupiały.– Bo ty już nie masz czego kupić, a ja nie mam nic na sprzedaż.– Więc dlaczego rozmawiamy? – Jednak tliła się w nim jeszcze jakaś resztka nadziei.– Bo chciałem wiedzieć, jak wysoko cenisz życie i dowiedziałem się, że tylko na dziesięć tysięcy.Świat nie straci zbyt wiele na twojej śmierci.Skinąłem na strażników i czekałem, aż dwaj z nich go zabiorą, a potem zabrałem się za rewizję domu, wspomagany przez tych dwóch, którzy zostali.Po godzinie dołączył do nas notariusz i zaczął spisywać wszystkie cenne przedmioty, jakie tylko znalazł.No cóż, wiedziałem, że praca zajmie mu wiele godzin.Ja w tym czasie znalazłem sejf Rakshilela i otworzyłem go bez specjalnego trudu, bo również tej sztuki mnie uczono.W sejfie piętrzyły się stosy złotych monet, przewiązane sznurkiem weksle, obligacje i zobowiązania.Przejrzałem je uważnie i część z nich, wystawionych na okaziciela, schowałem do kieszeni płaszcza.Wiedziałem, że mogę pozyskać wdzięczność wielu osób, oddając im te weksle.A wdzięczność w naszym fachu to ważna rzecz.Człowiek wdzięczny jest skłonny do pomocy i udzielenia informacji.A życie nas – inkwizytorów – zależy w dużej mierze właśnie od dostępu do informacji.Potem wyliczyłem sobie siedemdziesiąt pięć koron, bo tyle winien był mi Rakshilel.Siedemdziesiąt pięć koron i ani grosza więcej.W końcu nie jestem cmentarną hieną, a ten dom był już tylko grobem.* * *Śledztwa nie ciągnęły się zbyt długo.Oskarżeni byli pomocni, a oskarżenie tak wyraziste, jak rzadko kiedy.Zgodnie z moją obietnicą nie torturowano Elii.Czas do wykonania wyroku spędziła w pojedynczej celi i kiedy jechała przez miasto, na czarnym wózku, była znowu tak samo piękna jak dawniej.Od biskupa Hez-hezronu otrzymałem oficjalne pismo z podziękowaniem i gratyfikację, której wysokość świadczyła o tym, że w Hezie nie tylko Rakshilel miał węża w kieszeni.Kiedy na rynku płonęły stosy, my, inkwizytorzy staliśmy półkolem tuż obok podestu.W czarnych płaszczach i czarnych kapeluszach.– Ciekaw jestem, ile na tym zarobiłeś, Mordimer – powiedział cichutko jeden z nich, o imieniu Thuffel.Na ustach miał szczery uśmiech, ale jego oczy były jak lód skuwający daleką północ.– Krupper pewnie sporo zapłacił za odsunięcie Rakshilela od interesów, co?Krupper był głównym konkurentem Rakshilela na rynku mięsem i najpoważniejszym teraz kandydatem do stanowiska mistrza gildii rzeźników.– Nie – odparłem, nie cofając wzroku.– Nie – powtórzyłem i on pierwszy odwrócił głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]