[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze w ostatnim liście jeżeli nie mówisz wyłącznie o tej kobiecie, to dlatego że niechcesz mi mówić o s w o i c h w i e l k i c h s p r a w a c h; wydają ci się tak ważne, żemilczenie uważasz za karę dla mnie.I oto po tysiącznych dowodach wybitnej przewagi, jakąposiadła inna kobieta, pytasz spokojnie, czy jest jeszcze c o ś w s p ó l n e g o m i ę d z y mn ą a t o b ą! Strzeż się, wicehrabio! Skoro raz ci odpowiem, odpowiedz będzie nieodwołal-na; jeśli nie chcę dać jej w tej chwili, już tym mówię może zbyt wiele.Toteż nie chcę bezwa-runkowo dłużej zatrzymywać się przy tym.Co najwyżej mogłabym ci opowiedzieć jedną powiastkę.Może nie będziesz miał czasu jejprzeczytać lub zastanowić się nad nią tak, aby ją dobrze pojąć.Twoja wola.W najgorszymrazie powiastka pójdzie na marne i na tym koniec.Jednemu z moich znajomych zdarzyło się, jak tobie, zacietrzewić w kobiecie, która nieprzynosiła mu wiele zaszczytu.Miał on w chwilach jasnowidzenia tyle rozsądku, iż czuł, żeprędzej czy pózniej związek ten wyjdzie mu na szkodę; ale mimo iż wstydził się własnej sła-bości, nie miał odwagi zerwać.Położenie jego było tym kłopotliwsze, ile że chełpił się przedprzyjaciółmi, że jest najzupełniej wolny; wiedział zaś, iż w podobnych wypadkach tym więk-szą śmiesznością okrywa się mężczyzna, im bardziej się od niej broni.W ten sposób trawiłżycie wpadając z jednej niedorzeczności w drugą i mówiąc sobie jako jedyną pociechę:  Tonie moja wina. Człowiek ten posiadał przyjaciółkę, która przez chwilę miała pokusę wydaćgo oczom świata w tym stanie ogłupienia i okryć go w ten sposób śmiesznością bez ratunku;ale czy to wspaniałomyślność wzięła górę nad złośliwością, czy może z innego powodu, po-stanowiła spróbować ostatniego środka, aby, jak jej przyjaciel, mieć prawo sobie powiedzieć: To nie moja wina. Przesłała mu zatem bez innych wskazówek taki oto list, w mniemaniu, iżmoże się okazać skutecznym lekarstwem:Wszystko się przykrzy, mój aniele, takie prawo natury.To nie moja wina.Jeżeli więc sprzykrzyła mi się dziś miłostka, która zaprzątała mnie niemal wyłącznie odczterech śmiertelnych miesięcy, to nie moja wina.Jeżeli miłość moja była równie wytrwała jak twoja cnota  a to wiele powiedziane!  nic wtym dziwnego, że jedna wyzionęła ducha z drugą.To nie moja wina.Wynika stąd, że od pewnego czasu oszukiwałem cię: ale też, przyznaj, twoja bezlitosnaczułość zmuszała mnie poniekąd do tego! To nie moja wina.177 Dziś kobieta, którą kocham do szaleństwa, wymaga, abym jej ciebie poświęcił.To niemoja wina.Czuję, że daję ci piękną sposobność do deklamacji o zdradzie etc., ale jeżeli natura obda-rzyła mężczyzn jedynie stałością, kobietom zaś użyczyła przymiotu naprzykrzania się, to niemoja wina.Posłuchaj mnie: znajdz sobie innego, jak ja biorę inną.Wierz mi, to dobra, bardzo dobrarada, a jeśli ci się nie podoba, to nie moja wina.%7łegnam cię, aniele; wziąłem cię z przyjemnością, opuszczam bez żalu: może jeszcze wró-cę do ciebie.Tak toczy się świat.To nie moja wina.Nie pora teraz opowiadać ci, wicehrabio, jaki skutek osiągnęła ta ostatnia próba ratunku, ico z tego wynikło, ale przyrzekam wiadomość o tym w najbliższym liście.Znajdziesz tamrównież moje u l t i m a t u m co do odnowienia traktatu, które proponujesz.Tymczasem dowidzenia po prostu.Ale, ale, dziękuję ci za szczegóły o małej Volanges, zachowamy sobie ten artykulik do Dziennika Obmowy nazajutrz po jej ślubie.Tymczasem przesyłam ci wyrazy ubolewania zpowodu utraty potomstwa.Dobranoc, wicehrabio.***, 24 listopada 17**LIST CXLIIWicehrabia de Valmont do markizy de MerteuilNa honor, piękna przyjaciółko, nie wiem, czym dobrze przeczytał, czym dobrze zrozumiałi list, i historyjkę, i dołączony do niej wzorek sztuki epistolarnej.Tyle mogę powiedzieć, żewydał mi się oryginalny i efektowny, toteż przepisałem go po prostu i przesłałem niebiańskiejprezydentowej.Spodziewałem się, że będę ci mógł odesłać dziś rano jej odpowiedz, ale jużblisko południe, a jeszcze nic nie mam.Doczekam piątej; jeśli nie otrzymam wiadomości,pójdę sam po nią; w takich rzeczach jedynie pierwszy krok jest trudny.A teraz, jak możesz się domyślać, pilno mi dowiedzieć się losu owego znajomego, takmocno posądzonego o to, że niezdolny jest w potrzebie poświęcić kobiety.Czy się poprawił?I czy wspaniałomyślna przyjaciółka nie wróciła go do łaski?Niemniej pragnę otrzymać twoje u l t i m a t u m, jak się wyrażasz o nim wielce politycz-nie! Ciekawym zwłaszcza, czy i w tym ostatnim postępku dopatrzysz się jeszcze miłości?Och, z pewnością, że jest miłość, i wielka! Ale do kogo? Mimo to nie chcę się zbroić w żadneprawa i wszystko chcę zawdzięczać jedynie twej dobroci.Do widzenia, urocza przyjaciółko; nie zamknę listu przed drugą w nadziei, że będę mógłdołączyć upragnioną odpowiedz.O drugiej po południu.Ciągle nic, śpieszno mi, nie mam czasu dodać ani słowa: ale tym razem, czy jeszcze od-rzucasz najtkliwszy uścisk miłości?Paryż, 27 listopada 17**178 LIST CXLIIIPrezydentowa de Tourvel do pani de RosemondeRozdarła się zasłona, na której namalowane były złudzenia mego serca.Przyświeca mizłowroga prawda i ukazuje, jako nadzieję, jedynie pewną i bliską śmierć: śmierć, której drogaznaczy się między hańbą a zgryzotą.Pójdę nią.ukocham swoje męczarnie, jeśli zdołająskrócić me istnienie.Przesyłam ci list, który otrzymałam wczoraj; nie dodaję żadnej uwagi,wszystko się w nim mieści.Nie czas na skargi, zostało tylko cierpienie.Nie współczucia mitrzeba, ale siły.Przyjm, pani, jedyne moje pożegnanie i wysłuchaj ostatniej prośby: abyś mnie zostawiłamemu losowi, zapomniała o mnie i przestała mnie liczyć do żyjących.Jest granica w nie-szczęściu, poza którą przyjazń nawet pomnaża mękę nie mogąc jej uleczyć.Skoro rana jestśmiertelna, pomoc staje się okrucieństwem.Wszelkie uczucie jest mi obce poza uczuciemrozpaczy.Pociąga mnie jedynie owa głęboka noc, w której pragnę zagrzebać swą hańbę.Będępłakała w niej za swoje winy, jeśli potrafię jeszcze płakać! Bo od wczoraj nie wylałam anijednej łzy.Moje zdeptane serce już do nich nie jest zdolne.%7łegnam cię, pani.Nie odpowiadaj mi.Na tym okrutnym liście składam przysięgę, iż jest toostatni, jaki w życiu odebrałam.Paryż, 27 listopada 17**LIST CXLIVWicehrabia de Valmont do markizy de MerteuilWczoraj, urocza przyjaciółko, o trzeciej po południu, zniecierpliwiony brakiem wiadomo-ści, udałem się do opuszczonej bogdanki; powiedziano mi, że wyszła.Myślałem po prostu, żemnie nie chce przyjąć, co mnie ani zmartwiło, ani zdziwiło; oddaliłem się w nadziei, że mójkrok zachęci kobietę tak grzeczną do zaszczycenia mnie bodaj słowem odpowiedzi.Zajrza-łem do domu koło dziewiątej: jeszcze nic.Zdziwiony milczeniem, którego się nie spodzie-wałem, poleciłem strzelcowi, aby poszedł zasięgnąć języka i dowiedział się, czy uparta osób-ka umarła, czy jest umierająca.Otóż za powrotem obwieścił mnie, że pani de Tourvel w isto-cie wyszła o jedenastej rano w towarzystwie służącej; kazała się zawieść do klasztoru ***, osiódmej zaś odesłała powóz i ludzi, nakazując, aby na nią nie czekano.W istocie, to się na-zywa załatwić rzecz po formie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •