[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogli być gdzieś na terenie Doliny lub w którejś z sąsiadujących z niąbocznych dolin.Anatolij brał pod uwagę wszystkie te możliwości.Helikoptery wylądują w każdej wiosce w Dolinie i w każdej najmniejszej osa-dzie w bocznych dolinach.Piloci przelecą nad wszystkimi ścieżkami i szlakami.%7łołnierze w sile ponad tysiąca ludzi dostali rozkaz przeszukania każdego budyn-ku, zaglądania pod każde większe drzewo i do każdej jaskini.Anatolij nie miałzamiaru wracać znowu z pustymi rękami.Jeszcze dzisiaj znajdą Ellisa i Jane.Wnętrze Mi-24 było ciasne i urządzone po spartańsku.Całe wyposażenie ka-biny pasażerskiej stanowiła przymocowana do kadłuba, naprzeciwko otwartychdrzwi, ławka.Siedzieli na niej Jean-Pierre z Anatolijem.Widzieli stamtąd po-kład nawigacyjny helikoptera.Fotel pilota wznosił się na mniej więcej dwie stopyponad poziom podłogi i wchodziło się tam po schodku za oparciem.Wszystkiepieniądze, które władowano w ten typ helikoptera, poszły na uzbrojenie oraz za-pewnienie szybkości i zdolności manewrowej.Na komfort nie wydano ani kopiej-ki.Jean-Pierre siedział zamyślony w lecącej na północ maszynie.Ellis mienił sięjego przyjacielem, a cały czas pracował dla Amerykanów.Wykorzystując tę przy-jazń zepsuł mu plan pojmania Masuda, niwecząc tym samym efekty trwającychcały rok żmudnych przygotowań.A na koniec uwiódł mi żonę, pomyślał Jean--Pierre.Jego myśli zataczały kręgi, powracając wciąż do tego uwiedzenia.Patrzyłw ciemność obserwując światła innych helikopterów i próbował wyobrazić sobiepoczynania dwojga kochanków ostatniej nocy: leżeli pewnie gdzieś pod gołymniebem, pieścili się nawzajem i szeptali sobie czułe słówka.Zastanawiał się, czyEllis jest dobry w łóżku.Spytał kiedyś Jane, który z nich jest lepszym kochan-kiem, ale mu odpowiedziała, że żaden, że są po prostu różni.Czy to samo mówiłaEllisowi, czy raczej przymilnie mruczała: Jesteś najlepszy, kochanie, najlepszy.Jean-Pierre zaczynał odczuwać nienawiść także i do niej.Jak mogła wrócić dostarszego od niej o dziesięć lat mężczyzny, bezdennie głupiego Amerykanina, a nadodatek szpiega CIA?Spojrzał na Anatolija.Rosjanin wciąż siedział nieruchomo z kamienną twarzą,niczym statua chińskiego mandaryna.Bardzo mało spał przez ostatnie czterdzie-ści osiem godzin, ale nie wyglądał na zmęczonego; biła od niego stanowczośći zdecydowanie.Jean-Pierre poznał go teraz od nowej strony.Podczas ich spo-225tkań w ciągu minionego roku Anatolij sprawiał wrażenie człowieka uprzejmego,sympatycznego i rozluznionego, teraz był spięty, wyprany z uczuć i wymagają-cy zarówno w stosunku do siebie, jak i swoich podwładnych.Wyglądał jak ktośowładnięty jakąś obsesją.Rozwidniło się i zobaczyli pozostałe helikoptery.Był to wzbudzający grozęwidok: formacja przypominała ogromny rój gigantycznych pszczół unoszący sięnad górami.Ich warkot dla kogoś stojącego na ziemi musiał być ogłuszający.Dotarłszy do Doliny zaczęli się rozdzielać na mniejsze grupy.Jean-Pierrez Anatolijem znalezli się w grupie biorącej kurs na Comar, najdalej na północwysuniętą wieś w Dolinie.Ostatni odcinek drogi pokonywali lecąc wzdłuż rzeki.Szybko wstający świt oświetlił kopczyki pszenicy poustawiane na polach w kar-nych rzędach.Widać tutaj, w wyższych partiach Doliny, bombardowania nie dokońca przerwały prace polowe.Gdy zniżali lot nad Comar, słońce świeciło im prosto w oczy.Wioskę tworzyłagrupka chat, uczepionych skalistego stoku wzgórza.Przypomniało to Jean-Pier-re owi wysokogórskie wioski w południowej Francji i poczuł ukłucie tęsknoty zadomem.Jak dobrze byłoby wrócić do kraju, usłyszeć znowu ludzi mówiącychpoprawnie po francusku, jeść świeży chleb i smaczne potrawy albo wsiąść dotaksówki i pojechać do kina!Poprawił się na twardej ławce.Na razie dobrze byłoby wysiąść chociaż z tegohelikoptera.Od czasu pobicia cały czas odczuwał mniej lub bardziej dokuczliwyból.Ale gorsze od bólu było wspomnienie poniżenia, tego, jak krzyczał i płakałbłagając o litość.Za każdym razem, gdy to wspomniał, wzdrygał się z obrzydze-nia i miał ochotę zapaść się pod ziemię.Pragnął zemścić się za to.Czuł, że niezaśnie spokojnie, dopóki nie wyrówna rachunków.A zadośćuczynienie mogło byćtylko jedno.Chciał widzieć, jak ci sami brutalni żołnierze w ten sam sposób bę-dą bić Ellisa, dopóki ten nie zacznie szlochać, skamleć i błagać o litość, tyle żez drobną poprawką: Jane będzie na to patrzeć.* * *W południe w oczy zajrzało im znowu widmo porażki.Przeszukali wioskę Comar, okoliczne osady, wszystkie boczne doliny w tymrejonie i po kolei każdą chatę na nieużytkach na północ od wsi.Anatolij całyczas utrzymywał radiowy kontakt z dowódcami pozostałych oddziałów, z równąskrupulatnością przeczesujących całą Dolinę wzdłuż i wszerz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]