[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagie, kamienne ściany obwieszone były kajdanami i innymi instrumentami niewolenia.Obok stołu z ostrogami i żelaznymi klamrami do zapinania nadgarstków umieszczony został długi stojak, na którym leżały rozmaitej długości baty, wykonane z różnych materiałów.Całe to miejsce, nasycone drewnem i metalem, stanowiło materializację jakiegoś nieludzkiego koszmaru.Kelly znalazł oprawioną w skórę księgę i otworzył ją.Opasły tom okazał się albumem fotograficznym.– Jenny miała rację – stwierdził Fenton, kiedy zobaczył zdjęcia.– Zawsze uważała, że Saxon jest trochę dziwny i że bardzo się stara, żeby uchodzić za twardziela.– Dziwny? Delikatnie powiedziane – odparł Kelly, przeglądając album.– Wszelkie zachcianki, jak zwykła mawiać moja babka.– Więc co się tu stało? – spytał Kelly, odkładając album i spoglądając na ciało Saxona.– Nie udał się jakiś numerek?– Nic z tych rzeczy – odparł Fenton.– Ma związane dłonie.Nie mógł się sam podpalić.– Popatrzył przez chwilę na zwęglone ciało, a potem zaczął obchodzić pomieszczenie.Znalazł prostokątną puszkę, powąchał jej zawartość.– Parafina – stwierdził.– Jakiś świr skrępował go i oblał parafiną, a potem zaczął rzucać w niego płonącymi zapałkami.– Co robimy? – spytał cicho Kelly.– Siedzimy po szyję w jakimś gównie; lepiej, żebyśmy nie machali rękami na wszystkie strony – odparł ponuro Fenton.Zdawał sobie sprawę, że cokolwiek zrobi, i tak nie uniknie kłopotów.Gdyby zadzwonił na policję, musiałby się przyznać, że wiedząc o miejscu pobytu Nigela Saxona, nikogo o tym nie poinformował.Jeśli siedziałby cicho, a Jamieson dowiedziałby się później o wszystkim, byłoby jeszcze gorzej.Inspektor mógłby nawet podejrzewać, że to on zabił Saxona, chcąc pomścić śmierć Neila Munro, co w sam raz nadawało się na motyw zbrodni.– Jesteś pewien, że to on? – spytał Kelly.Fenton skinął głową.– Jasne – odparł.– Znałem Saxona wystarczająco dobrze, żeby go rozpoznać nawet w takim stanie.– No to co robimy?– Zmywamy się stąd.I miejmy nadzieję, że nikt nas nie widział, kiedy tu wchodziliśmy.11Fenton i Kelly stali przez chwile, w zaciszu sutereny, kryjąc się w cieniu ścian i nasłuchując odgłosów ulicy.Kiedy upewnili się, że wokoło panuje cisza, wyszli szybko po schodkach na chodnik i ruszyli przed siebie.Zerkali ukradkiem na boki, niczym chrześcijanie na arenie jakiegoś georgiańskiego koloseum, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie czają się lwy.Niczego nie dostrzegli, ale Fentona nie przekonywało to całkowicie.Widział w wyobraźni twarze ukryte za szybą każdego okna.Przeczuwał, że zanotowano już sobie ich rysopisy, a setki dłoni sięgają po słuchawki telefonów.Obaj stłumili w sobie chęć ucieczki, ale cały czas towarzyszyło im napięcie nerwowe.Byli jak trzymane w cuglach konie czystej krwi.– Tam – wskazał Fenton, korzystając z pierwszej nadarzającej się okazji, by powrócić do zgiełku i gwaru zwykłych rozmów.Światła pomalowanego na biało budynku lśniły przyjaźnie niczym przybrzeżne boje.Wkrótce tłumek wewnątrz pubu ukrył ich w swojej anonimowej masie.– Boże, tego mi właśnie trzeba – stwierdził Kelly, wychylając whisky jednym haustem.Fenton zamówił jeszcze jednego drinka i obaj zaczęli rozglądać się dookoła.Gośćmi byli na ogół ludzie młodzi, modnie ubrani i hałaśliwi.Lista koktaili w barze obejmowała szesnaście pozycji.– Coś takiego, Steven Kelly! – odezwał się za ich plecami jakiś kobiecy głos.Fenton zamarł w bezruchu.Zanim zdążył się odwrócić, poczuł na sobie przerażony wzrok Kelly’ego.– Fiona Duncan, jakże mi miło – przywitał się Kelly.Fenton pomyślał, że jego przyjaciel nie nadaje się do szkoły aktorskiej.– Co cię tu sprowadza? – ciągnęła Fiona donośnym głosem.Kelly wybełkotał coś bez sensu, ale Fenton uświadomił sobie, że nie ma to najmniejszego znaczenia, gdyż Fiona ledwie raczyła słuchać.Była zajęta wyłącznie sobą.Fenton znał ten typ.Dla takich kobiet rozmowy stanowiły przede wszystkim okazję do pokazania się i szansę zaprezentowania bezustannie zmieniających się min – każdemu, kto ma ochotę popatrzeć.Podniesiony głos miał potęgować ten efekt.– Tom, poznaj Fionę Duncan.– Kelly dokonał prezentacji z zapałem zmokłego psa.– Pracowała kiedyś w naszym szpitalu.Fenton przygwoździł przyjaciela wzrokiem, a potem uścisnął dłoń hałaśliwej dziewczynie.– A teraz gdzie masz etat, Fiona? – spytał grzecznie.– W Western General! – obwieściła triumfalnie, jakby podawała numer wygranej na loterii, trzepocąc przy okazji rękoma.Fenton uśmiechnął się, pozostawiając inicjatywę Kelly’emu.Tak czy owak czekali na drinki.– No i co słychać, Steve? Rozrabiasz jak zwykle? – spytała.Fenton zauważył, że Kelly i dziewczyna wymienili porozumiewawcze spojrzenia.Nie pozostało mu nic innego, tylko uśmiechać się dyplomatycznie.Przyjął ze zrozumieniem komunikat Fiony, że musi „spływać”.Miał wrażenie, jakby gasło światło reflektora, kiedy dziewczyna przeniosła swój występ do baru.– Wybacz, stary – usprawiedliwiał się Kelly z głupią miną.– Powinni cię wykastrować już w kołysce – mruknął Fenton.Jenny przywitała ich westchnieniem ulgi i lawiną pytań.Fenton uniósł dłonie ponad głowę.– Lepiej usiądź – poradził.Opowiedział jej, co ich spotkało przy Lymon Place 24a, nie wdając się w szczegóły straszliwej sceny, jaką tam ujrzeli.– A jeśli będzie tak leżał całymi tygodniami, nim go znajdą? – zaniepokoiła się Jenny.– Nie wiem, czy wytrzymamy nerwowo.Przyznali jej rację.– Trzeba coś zrobić.– Jest wyjście – odezwał się Kelly – anonimowy telefon.Zadzwonię w drodze do domu.Historia była za świeża na poranne wydanie prasy, ale lokalna rozgłośnia radiowa podała w pierwszych wiadomościach znamienny komunikat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]