[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robili, co do nich należało, tylko tak długo, jak długo czuli, żektoś ich pilnuje.Posterunek ze wzgórza jak dotąd nie dał znaku życia.Trochę go to rozczarowało.Sądził, że to oni pierwsi wykażązainteresowanie nocującym w pobliżu wzgórza konwojem.Okrążył w zamyśleniu całe obozowisko, potem wszedł pomiędzyciężarówki.Wbrew temu, co można by sądzić z telewizyjnej transmisji,tylko kilka z nich miało na burtach ten charakterystyczny znak, którynajbardziej ze wszystkiego przypominał Perhatowi zielonego grzybaboczniaka.Oczywiście, w logo fundacji, której przewodziła doktor Tenard,nie chodziło o grzyba boczniaka, tylko o liść miłorzębu.Przypadkiemwiedział, że tak się właśnie nazywa roślina, na którą Amerykanie mówili: gingko".Nie widział jej w życiu na oczy, ale kiedyś, zanim jeszczeawansował u Stawyszyna, woził takie szampony, niby to amerykańskie, zKozatynia, gdzie je produkowano, do Odessy.Jakoś tak, jak się często zdarza, kiedy człowiek nie idzie do żadnegokonkretnego miejsca, nagle uświadomił sobie, że stoi przy furgonetceJacqueline, czekając nie wiadomo na co.Odwrócił się powoli, niechętnie, jak dzieciak, którego uparta bileterkanie chce wpuścić na film tylko dla dorosłych.Z kabiny dobiegały jakieśgłosy, nie potrafił się powstrzymać, żeby nie zacząć się w nie wsłuchiwać.Kobiecy głos, charakterystyczny i głęboki, na pewno należał doJacqueline, męski do Claude'a.Mówili coś o jakimś gorylu i ze swojąmarną znajomością francuskiego Perhat nie od razu domyślił się, że ten goryl to on.- Nie mów, że nie możesz namówić tego goryla, żeby wystąpił przedkamerą - irytował się Claude.- Każdy chce wystąpić przed kamerą.Miliony ludzi nas oglądają.Siedziałaś u niego całe popołudnie i nawet niepróbowałaś go namówić.- Och, daj spokój, jaki ty jesteś nudny.On po prostu nie chce, nie chce ijuż.I nie wiem, czy nie ma racji.Nie zamierzam go namawiać.Ja też jużmam czasem tego dość.- Ja mam to załatwiać? W porządku.Tylko myślałem, że skorozamierzasz go dołączyć do kolekcji, to przy okazji.Teraz była wyraznie zirytowana.- Nic ci do tego, co robię, z kim i kiedy! Nie jestem twoją własnością aniw ogóle niczyją.- Ależ uspokój się, kochanie! - męski głos pobrzmiewał tymszczególnym, pojednawczym śmiechem zarezerwowanym do karceniakogoś, kto nie poznał się na świetnym żarcie. Daj spokój, ja ci przecieżnie robię żadnych wyrzutów.Ty masz prawo do swoich przygód, ja mamprawo do swoich.Bez uraz.Doskonale rozumiem.W każdej kobieciedrzemią podobne atawizmy: poczuć raz na sobie takiego silnego,kudłatego, prymitywnego dzikusa.- Claude, zamknij mordę!Natychmiast! - jej głos zmienił się w lodowato zimny syk i Perhatowiprzemknęło przez głowę, że gdyby to on był na miejscu Francuza, raczejby posłuchał.Claude również posłuchał.- Przepraszam - odezwał się po długiej chwili, zupełnie innym,poważnym tonem.- Rzeczywiście, nie powinienem sobie żartować w tensposób.Wybacz.Ale zrozum, kochanie, ty nie możesz o sobie mówić, żenie należysz do nikogo.Wiesz dobrze, że tak nie jest.Ty należysz domilionów ludzi.Do tych przed telewizorami i do tych, którym pomagasz.Masz wobec nich obowiązki.A my staramy ci się pomóc.Im lepiej całaakcja wypadnie w telewizji, tym więcej zdziałasz.Więc nie wściekaj się namnie, tylko go przekonaj. - Czego żeście się uwzięli akurat na niego?Tak uznali w Pontoise.Robili wstępne badania i określili profil postaci,którą widzowie zaakceptują jako twojego partnera.Romantycznyflibustier, rozumiesz, szlachetny dzikus wspierający twoją sprawę.Onnajlepiej do tej roli pasował.Kochanie, ja mogę zrozumieć, że on się boiobiektywu.Wszyscy tacy na początku się boją.Powiedz mu, przecież wkońcu nie jest tutaj za darmo.Z najwyższym trudem zmusił się, aby odejść.Instynkt ostrzegał go, żetrwa to już zbyt długo.Ktoś go w końcu zobaczy, jak sterczy tutaj,strzygąc uszami.Nie może na to pozwolić.Był ciekaw, potwornie ciekawdalszego ciągu tej rozmowy, ale przemógł tę ciekawość i wycofał się w za-legający poza kręgiem ciężarówek mrok.Poszedł dalej.Rzeczywiście, na samym początku trasy wspominała coś, że chcieliby,aby występował w transmisjach.Odmowił natychmiast i stanowczo, aJacqueline nie nalegała.Czyżby rzeczywiście przyjęła zaproszenie do jegowozu tylko po to, by go dalej namawiać? Nie chciał w to wierzyć.Uświadomił sobie, że zupełnie nie pamięta, o czym właściwie rozmawialiprzez cały dzień.Nie zostało z tego nic, absolutnie nic konkretnego.Niewiarygodne.Ot, taka tam paplanina, o wszystkim i o niczym.Conajgorsze, miał wrażenie, że ta głupia paplanina sprawiała mu strasznąradość, że po prostu było mu przyjemnie rozmawiać przez większość dniaz Jacqueline dla samego słuchania jej głosu.Do diabła z tym.Trzeba się wreszcie napić, bez dwóch zdań.Noc zrobiłasię już zupełnie ciemna, tylko pozawieszane na samochodach lampyrzucały nieco światła na powstały wewnątrz kręgu zaparkowanych wozówplacyk, gdzie jak zwykle kwitło życie towarzyskie.- No i on, jak każdy, wiecie, obcych do wozu nie bierze.Nikt przecieżobcych nie bierze, jeszcze po ciemku.- Przechodząc przez oświetlonyplacyk, Perhat słyszał głos jednego z wynajętych we Lwowie kierowców,ciągnący opowieść do wódki i suszonego śledzia.Zwolnił kroku,nadstawiając nieznacznie ucha.- No, ale wtedy coś go tak, mówił, tknęło.Zrodek nocy, a tu zakonnica przy drodze.Sama jedna.No, dziwna sprawa, nie? To i zatrzymał się.A ona, zamiast wsiadać, mówi mu: Paniekierowco, ale ja tutaj mam rzeczy, niech pan będzie taki dobry i pomoże.No, więc wysiada chłop, patrzy i jakoś mu się tak, wiecie, dziwnie robi, bowidzi, a przy drodze trzy trumny leżą.No, to i pyta: A co siostra wiezie wtych trumnach? To ona mu je zaczyna otwierać.Pierwszą otworzyła, pa-trzy, a tam po brzegi ziarna.A zakonnica mówi: Tu jest zboże na chleb,którego zabraknie.Drugą otworzyła, a tam krwi po brzegi, no mówięwam, równo, po brzegi.A ona: Tutaj jest krew, która przelana będzie.Perhat nie przystanął, aby dowiedzieć się, co było w trzeciej trumnie.Zawsze go zastanawiało, kto produkował te wszystkie mrożące-krew-w-żyłach historie opowiadane wieczorami przez czumaków i kierowców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •