[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owen wolał nie patrzeć na Richarda.Wpatrywał się w ziemię.Richard zaś mówił dalej, powoli chodząc tam i z powrotem.– Kiedy ktoś zrobi coś równie złego w twoim kraju, Owenie, jak postępują twoi ziomkowie? Jak oświecony lud karze za tak straszliwe przestępstwa?– Staramy się tłumić takie postępowanie w zarodku – odparł żywo zapytany.– Dzielimy się wszystkim, żeby każdy miał to, co mu potrzebne, i nie musiał kraść.Ludzie kradną, bo czują się dotknięci wyższością innych.Pokazujemy im, że wcale nie jesteśmy lepsi od nich, więc nie muszą się obawiać, że ktoś będzie się ponad nich wywyższał.Uczymy ich, by odrzucili takie działanie i postępowali w sposób godny oświeconych.Richard nonszalancko wzruszył ramionami.Kahlan podejrzewała, że gotów jest wydusić z Owena wszystkie informacje, lecz mimo to okazuje spokój i zrozumienie.Już go takiego widywała.Był Poszukiwaczem Prawdy prawowicie obwołanym przez samego Pierwszego Czarodzieja.Richard czynił powinność Poszukiwacza: dociekał prawdy.Czasem mieczem, czasem słowami.Choć takim zachowaniem często rozbrajał ludzi, których wypytywał, Kahlan stwierdziła, że Owen jest do tego przyzwyczajony i najbardziej mu to odpowiada.I dzięki owej łagodności wyjawiał informacje, których Kahlan nawet się nie spodziewała.Już dowiedziała się, że to ona jest przyczyną tego, co spotkało owych ludzi.– Obaj wiemy, Owenie, że mimo najwyższych wysiłków takie próby zmieniania ludzi nie zawsze się udają.Niektórzy nie chcą się zmienić.Niekiedy ludzie robią bardzo złe rzeczy.Nawet wśród cywilizowanych ludów są tacy, którzy pomimo wszelkich starań ich ziomków nie chcą się zachowywać w cywilizowany sposób.A co gorsza, jeżeli się tego nie ukróci, to tacy nieliczni osobnicy mogą zagrozić całej społeczności.Przecież jeżeli jest wśród was gwałciciel, nie możecie pozwolić, żeby polował na kobiety.Jeśli ktoś popełni morderstwo, nie pozwolicie chyba, żeby swoimi zbrodniami zagroził imperium, nieprawdaż? Nie można byłoby winić społeczności o wysoko rozwiniętej kulturze, że chce chronić swoich oświeconych obywateli przed takimi zagrożeniami.Jednak wy wyrzekliście się wszelkich form przemocy, więc nie możecie fizycznie ukarać takiego człowieka, nie możecie skazać mordercy na śmierć.Jeśli naprawdę, bezwarunkowo wyrzekliście się wszelkiej przemocy.Jak więc oświecona społeczność radzi sobie z tak poważnymi występkami jak morderstwo?Owen był zlany potem.Nie mógł zaprzeczyć istnieniu morderców – Richard pozbawił go tej możliwości, dowiódł istnienia takich ludzi.Zanim chłopak zdążył się sprzeciwić, Richard już przeszedł do kolejnych zagadnień.– No cóż – odparł, przełykając ślinę – jak sam mówisz, jesteśmy oświeconymi ludźmi.Jeżeli ktoś skrzywdzi drugiego, to.zostaje potępiony.– Potępiony.Chcesz powiedzieć, że skazujecie na potępienie nie człowieka, lecz jego czyn.Dajecie mu drugą szansę.– Właśnie tak.– Owen otarł pot z czoła i spojrzał na Richarda.– Bardzo ciężko pracujemy, żeby zmienić na lepsze ludzi, którzy popełnili takie błędy i których spotkało za to potępienie.Pojmujemy, że ich czyn był wołaniem o pomoc, więc staramy się im pomóc, oświecić, by zrozumieli, że gdy krzywdzą jednego, to krzywdzą wszystkich i że skoro należą do naszego umiłowanego ludu, to krzywdząc kogoś, krzywdzą i siebie.Okazujemy takim ludziom współczucie i zrozumienie.Kahlan złapała Carę za ramię i twardym spojrzeniem nakazała jej milczenie.Richard przechadzał się wolno przed Owenem i kiwał głową, jakby uważał jego słowa za rozsądne.– Rozumiem.Wkładacie wiele wysiłku w przekonanie ich, że już nigdy nie powinni powtórzyć swojego czynu.Owen kiwnął głową zadowolony, że Richard zrozumiał.– Jednak zdarzają się i takie przypadki, że ktoś, kto został potępiony i później wysłuchał oświecających nauk, raz jeszcze popełnia ten sam albo i gorszy występek.Wyraźnie wtedy pokazuje, że nie chce się zmienić na lepsze i że stanowi zagrożenie publicznego porządku, bezpieczeństwa i zaufania.Taka osoba, zostawiona samej sobie, może doprowadzić do tego, że zagnieździ się wśród was to, co bezwarunkowo odrzucacie: przemoc.Może też sprowadzić innych na złą drogę.Zaczęła opadać lekka mgła.Owen siedział na skrzyni, drżący, wystraszony, samotny.Jeszcze niedawno nie chciał jednoznacznie odpowiadać nawet na najprostsze pytania, a teraz Richard doprowadził do tego, że mówił otwarcie i szczerze.Friedrich obserwował wszystko spokojnie, gładząc pysk jednego z koni.Jennsen siedziała na głazie, a Betty leżała u jej stóp.Tom stał za Jennsen, z dłonią na jej ramieniu; miał na oku człowieka, którego Kahlan dotknęła swoją mocą.Mężczyzna ten siedział z boku, przysłuchując się obojętnie i czekając na rozkazy swojej pani.Cara stała obok Kahlan, jak zwykle czujna, lecz najwyraźniej pochłonięta opowieścią o rodzinnych ziemiach Owena.Natomiast Kahlan – świetnie pojmując, z jakim trudem Cara powstrzymuje się od komentarzy – z osłupieniem słuchała opowieści o tajemniczym imperium, którą Richard tak swobodnie wyciągał od człowieka, który go otruł.Nie wiedziała, do czego Richard zmierza swoimi pytaniami.Co miały wspólnego z jego otruciem kary stosowane w imperium? Widziała jednak wyraźnie, że Richard wie, ku czemu zmierza, i że podąża do celu szeroką, jasno oświetloną drogą.Właśnie zatrzymał się przed Owenem.– Jak postępujecie w takich przypadkach? Kiedy nie możecie zmienić na lepsze kogoś, kto stał się zagrożeniem dla wszystkich? Co oświecona społeczność robi z takimi osobami?Owen odpowiedział cichym, wyraźnie słyszalnym we mgle wczesnego poranka głosem:– Wypędzamy ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]