[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- jaskini, po białych ścianach płynęły tam strumyki wodyLepiej nie ryzykować, nałóżmy podróżne płaszcze i (Monck dostrzegł ślady wielodniowego obozowiska) irękawice.wbiegli -nadal ledwie dysząc - w kolejny korytarz.- Ugotujemy się! Wtedy usłyszeli przeciągły zgrzyt i w tym samym- Pozostaniemy żywi - poprawił Annikę momencie słoneczny poblask zgasł.A grabarz zderzyłElizabediath.się z tak długo poszukiwaną Francine.A jednak w połowie drogi przez obszerną jaskinię - Stało się! - powiedziała trochę od rzeczy, obojętnieMonck gotów był się zgodzić z małżonką Finita.pozwalając na uściski i pocałunki.Opływał potem, w oczach miał mroczki, upał - Monck! - krzyknął z tyłu Vito -jesteśmy wspotęgowany duchotą odbierał siły.Szczęściem pułapce! Nie ma wyjścia, zniknęło!drożyna, pozostała po zarośniętej alei, była prosta i Grabarz wypuścił dziewczynę z objęć i się cofnął.wciąż dość szeroka.Przystanęli, dysząc; Finito nawet - Sądzę - rzekł rozdygotanym jeszcze głosem - żeusiadł na zwaliskach fontanny.Mruczał, liczył sylaby.musisz nam niejedno wyjaśnić, droga Francine.Tworzył.- Ale nie teraz - wtrąciła zasapana Annika.- Spójrz,Annika słuchała go z rozjaśnioną twarzą, w końcu przecież ona ledwie dycha.orzekła: Rzeczywiście Francine chwiała się na nogach,- Nareszcie coś zgrabnego.Zapisz, sprzedamy pean brudna, śmierdząca, o nieprzytomnych oczach.Szatęhrabinie Valer za sporą sumkę.miała porwaną, lewy oddarty rękaw odsłaniał paskudnąbliznę po oparzeniu. Gdzie jasne świty czas odmierzają - Gorączkowy blask zgasł w zrenicach Frań iżyć mi pozwólcie! Tu pozostają" dziewczyna legła na ziemi.- Rozbijcie obóz.Tam dalej.Ja zaopiekuję się- wyrecytował zakończenie Finito.biedaczką.Elizabediath, porozmawiasz z nią, gdy j aGrabarz machnął ręką, przetarł powieki i zerknął ku pozwolę.Zrozumiano?wciąż odległemu wyjściu.Daleko - o strzelenie z haku - Monck skinął głową, ale ona już na nich niektoś szedł, powoli i ostrożnie, w tym samym kierunku zważała.Pospiesznie rozpakowywała tobołki.co i oni.Monck zachłysnął się powietrzem, a potem Francine otworzyła oczy dopiero wieczorem.rzekł załamującym się głosem: Grabarz i Vito mieli więc dość czasu, by zbadać- Tam.Francine! dokładnie okolicę.Droga, którą przybyli, była- Co? Gdzie?! zamknięta.Skały zwarły się, jakby tunel nigdy nie- Poznajesz z tej odległości? - po twarzy Vita istniał.Korytarz lub raczej wydłużona, dość obszernaspływały strumienie potu, ocierał je rękawem.jaskinia przypominała zamkową salę, tyle że wykutą w-Nikt tak nie chodzi, tylko ona.Hej! Francine! Stój! litej skale.Niski sufit zwisał tuż nad głowami.W- ryknął pełnym głosem grabarz.przeciwległej wejściu ścianie ział wąski prześwit.WZobaczyli, jak niknąca w wyjściu postać odwróciła sam raz dla szczupłego człowieka.Gdy podeszli bliżej,głowę - twarz z tej odległości była tylko jasną plamą -i Monckowi włosy zjeżyły się na głowie.To co brał zapomachała im ręką.poblask nieba, było gęstym wirującym płynem, odA potem.ruszyła dalej.którego dochodził cichy, trzeszczący dzwięk.VitoOkrzyk zamarł Monckowi na wargach.Popatrzył cisnął kamykiem.Błysnęło bielą i odłamek skałkiosłupiały na Finitów.zniknął.- Zwariowała? - wydusił wreszcie.- Gońmy ją! Popatrzyli sobie głęboko w oczy.- Sprawdzimy.Niedługo.- Finito położył dłoń na - Zaprawdę, Francine niejedno będzie musiała namramieniu grabarza.- Ale ty, kawalerze, masz kłopot.wyjaśnić! - rzucił grabarz bez specjalnej jednak nadziei- Co znowu? - rzekł grabarz niecierpliwie.w głosie.SIERPIEC 2004TOMASZ BOCHICSKIWrócili do obozowiska.Przyczyna ich kłopotów Vito już prawie sięgał po klejnocik, gdy Annikaoprzytomniała, a nawet na jej policzkach pojawiły się trzepnęła męża po łapie i trzema palcami ujęła liść.Bylekkie rumieńce.po chwili wypuścić.- Mon.ck! - Przyklejony? - zdumiała się.- Leż, słodka panno.- Przywarł do mnie! Wrósł w ciało! - oczy Frań- Ale.czas.nie mamy czasu! - nieporadne wysiłki wypełniły się łzami wściekłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]