[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przez ten łańcuch mógłby skontaktować się z Warakowem.Czas już wymykał się z rąk i istniała niewielka na­dzieja na ewakuację.John postawił kołnierz kurtki, zasłaniając szyję przed zimnym wiatrem.Swój pas z bronią zostawił przy moto­cyklu.Gdy zapiął skórzane odzienie, sprawdził bliźniacze “czterdziestki piątki” Detonics w podwójnej pochwie Alessi pod pachą - były bezpieczne, a zapasowe magazynki znajdowały się przy pasku spodni w specjalnych kie­szeniach, zabezpieczających przed tarciem.Wciąż czując zimno, Rourke wcisnął się w niszę, przy której stał.Nagle znieruchomiał.Przez teren w kierunku bramy szedł Randan Soames, ubrany w Levis’y i kraciastą koszule w westernowym stylu, na głowie miał czarnego Stetsona.“To zbyt łatwe” - pomyślał Rourke.Gdy tylko Soames zniknął za bramą, John rzucił się za nim w pościg, a dopadłszy bramy, kiwnął na wartownika i wyjrzał na drogę, Soames szedł powoli.Rourke zwrócił się do straż­nika.Zarówno ludzie z wywiadu, jak i z żandarmerii woj­skowej byli pod rozkazami Reeda.- Czy ten człowiek mówił, dokąd wychodzi, kapralu?- Nie, proszę pana.Chyba po prostu na spacer.On wiele spaceruje, niektórzy inni też.- Na jak długo zwykle wychodzi?- Pan nazywa się Rourke, prawda?- Racja, synu - odrzekł John.- Około pół godziny.Ale gdyby chodził gdziekolwiek pieszo, przez ten czas mógłby dotrzeć tylko do miasta, że­by zdążyć wrócić.Miasto jest teraz opuszczone i nie miał­by tam czasu na nic więcej niż zawrócić i przyjść z powro­tem.- Czy zawsze chodził tą drogą? - zapytał Rourke, wska­zując ulicę.- Przynajmniej za każdym razem, kiedy go widziałem, proszę pana.- Dziękuję, kapralu.- Rourke uśmiechnął się i ruszył ulicą w ślad za Soamesem, trzymając się muru ogradzają­cego teren, dopóki mężczyzna nie zniknął za wzniesie­niem.Wówczas zaczął biec ile sił w nogach, by dotrzeć do wzniesienia i paść tam obok drogi.Randan Soames nie szedł prędko, nie oglądał się - nie miał żadnych powodów do podejrzeń.Rourke czekał.Może rzeczywiście Soames szedł tylko na przechadzkę - dla mężczyzny w jego wieku zdawało się to całkiem natu­ralne, a cały dzień pracy za biurkiem mógł zmęczyć każ­dego.Obserwował, jak Soames pokonuje kolejne wznie­sienie - nie było nawet widać, żeby miał broń.Rourke nie widział, żeby ktokolwiek w tych czasach wychodził nie uzbrojony, chyba że był kompletnym idiotą.John podbiegł do następnego wzniesienia w samą porę, żeby zdążyć dojrzeć, jak Soames rzuciwszy spojrzenie za siebie, skręca ku grupce drzew.Rourke patrzył i czekał myśląc, że w drzewach może być ukryte radio.Ale gdy zaczął się podnosić, by ruszyć w stronę drzew, Soames pojawił się ponownie, pchając przed sobą niewielki moto­cykl.Była to Honda, jedna z tych produkowanych wiele lat wcześniej i projektowanych z zamiarem pomniejszenia rozmiarów, kierownicę miała składaną dla ułatwienia przechowywania.John czytał kiedyś coś na temat tego po­jazdu.Prędkość maksymalna wynosiła trzydzieści pięć mil na godzinę.Soames rozejrzał się po drodze, po czym dosiadł moto­cykla, zapuścił silnik i ruszył w kierunku opustoszałego miasta.Rourke zrozumiał teraz, w jaki sposób szpiegowi uda­wało się tak prędko odbyć swój “spacer”, sprawiając jed­nocześnie wrażenie, że gdyby dochodził do miasta, nie miałby tam na nic czasu.“Musiało być ryzykowne trzy­mać tutaj motocykl” - pomyślał Rourke.Lecz wszakże szpiegostwo też nie było bezpiecznym zajęciem.Jedyne, co mu teraz pozostało, to biec.Rourke ruszył w dół wzniesienia.Żałował, że nie był na tyle przezorny, by zostawić w pobliżu własny motocykl.Żałował też, że nie może wezwać przez radio jakiegoś środka transportu.Ale nie miał pojęcia, na jakiej częstotliwości Soames kon­taktuje się z Sowietami i użycie radia było wykluczone.Biegł więc ile sił w nogach, zdejmując z pleców skórzaną kurtkę i ściskając ją w lewej dłoni.Musiał liczyć na to, że Soames kieruje się do miasta i pozostawi motor na lub przy drodze.Tym małym motocy­klem nie dało się jechać przez teren poza jezdnią - przy­najmniej taką nadzieję żywił Rourke.Droga - jak pamiętał z przestudiowanej wcześniej mapy - wiła się, omijając nierówności gruntu i Rourke pobiegł teraz na skróty.Kiedy drogą przed nim przejeżdżał Soames, zsunął się po niskim nasypie i staczając się w jakieś krzaki, przywarł do ziemi.Gdy motocykl go minął, Rourke podniósł się i przeskoczył przez jezdnię.Pobiegł trawiastym polem i dotarł znów do drogi akurat w miejscu, gdzie zaczynała skręcać do miasta.Z twarzą i szyją ociekającą potem, z rękoma pracującymi w przód i w tył jak u długodystan­sowca, John biegł dalej, by nie stracić z oczu Randana Soamesa.Kiedy Soames skręcił, zatrzymał się i zanurkował do rowu przy drodze.Dowódca paramilitarnych sił zbrojnych Teksasu zaha­mował motocykl i obejrzał się za siebie, a potem na boki.Rourke, wyglądając zza wysokiej trawy, dostrzegł uś­miech na jego twarzy.Motocykl ruszył dalej drogą w kie­runku miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •