[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacząłem się zastanawiać, czy Blake nie ma nic wspól-nego ze śmiercią Finlaysona.Byłem jedyną osobą, która widziała zwłokiw czasie od zakończenia przez Blake'a sekcji do przykręcenia wiekatrumny.Dermott przerwał, żeby się napić.- Blake pokazał mi wtedy ślady na karku Finlaysona, gdzie go, jakpowiedział, uderzono pozbawiając przytomności.W samolocie przyszłomi do głowy, że w życiu nie widziałem takiego stłuczenia czy siniaka.Naskórze nie było śladu zasinienia ani obrzęku.Jest co najmniej praw-dopodobne, że skórę naruszono po śmierci.Blake powiedział, żeFinlaysona uderzono workiem z wilgotną solą.Rzeczywiście, jego karkpachniał solą, ale mogła ona zostać wtarta w ciągu nocy, po przeniesie-niu ciała do pokoju.Gdyby go naprawdę uderzono, kręgi byłybywgniecione albo złamane.- Oczywiste pytanie: były? --- spytał Mackenzie.- Nie wiem.Wyglądały na całe.Ale doktor Parker to zbada.- Doktor Parker?- Lekarz sądowy współpracujący z policją.To starszy pan, aleuderzająco bystry.Z początku niezbyt dobrze przyjął moją prośbę.118 119Pomysł z ponowną sekcją zwłok uważał tak jak wy za niesłychany,sprzeczny z prawem i w ogóle.Przeczytał świadectwo Blake'a i uznał,że jest bez zarzutu.- Ale wyperswadowałeś mu to?- Niezupełnie.Nic nie przyrzekł.Ale zainteresował się chyba natyle, żeby coś z tym zrobić.- Perswadować to ty umiesz, George - powiedział Brady.Dermott umilkł, namyślając się.- Może to nic nie znaczy, a może jest to dla nas kolejny sygnałalarmowy.ale doktor Parker nie słyszał o doktorze Blake uBrady przybrał na powrót swoją ulubioną wyniosłą, namaszczoną pozę.- Czy zdajesz sobie sprawę, że Alaska jest większa niż pół EuropyZachodniej? - spytał.- Zdaję też sobie sprawę, że w Europie mieszka kilkaset milionówludzi.Na Alasce - kilkaset tysięcy.Zdziwiłbym się, gdyby, nie licząckilku szpitali, praktykowało tu więcej niż kilkudziesięciu lekarzy, a takistary weteran jak doktor Parker musi ich znać osobiście albo przynaj-mniej ze słyszenia.Brady rozłączył dłonie, zetknięte dotychczas koniuszkami palców- To obiecujące - powiedział.- Trzeba natychmiast zbadać prze-szłość doktora Blake_a.- Natychmiast - podchwycił Mackenzie.- To zadanie dla Morri-sona.A może byłoby też interesujące ustalić, kto polecił albo wyznaczyłBlake owi na to stanowisko?- Owszem - zgodził się Dermott.- To na pewno zawęziłoby krągpodejrzanych.Ciekawe.Pamiętacie, jak tuż po przyjeździe pytaliśmy,czy są jakieś domysły, czym uderzono Bronowskiego, na co Morrisonpowiedział - chyba cytuję jego słowa wiernie - "Doktor Blake mówi,że nie jest specjalistą od aktów przemocy".Brady skinął głową.- Właśnie.Dzisiaj rano, kiedy byłem z nim w pokoju Finlaysonai omawialiśmy przyczyny jego śmierci, napomknął, że był ekspertemod medycyny sądowej.Na pewno powiedział to, żeby uwiarygodnićswoją diagnozę.Tak czy owak, zrobił błąd.Kłamał albo za pierwszym,albo za drugim razem.Dermott spojrzał na Brady_ego.- Twoi agenci w Nowym Jorku, którzy badają sprawę firmy Bro-nowskiego, jak by to powiedzieć.nie spieszą się.Może by ichtak popędzić?- Nic z tego.Sam powiedziałeś, że publiczna linia telefoniczna.120- A kto mówi o publicznej linii? Załatwimy to przez Houston, używa-jąc twojego szyfru.- Ha! Ten przeklęty szyfr.Zaszyfruj, co chcesz, i podpisz w moimimieniu.Mackenzie mruknął dyskretnie, ale Dermott nie zareagował i zacząłpodawać zaszyfrowany tekst telefonistce z centrali.Świadczyło to o jegomistrzowskim opanowaniu szyfru, bo szyfrował słowa prosto z głowy,bez uprzedniego sporządzenia transkrypcji.Ledwo skończył, pukanie do drzwi oznajmiło przybycie HamishaBlacka.Wąsik dyrektora naczelnego rurociągu był przystrzyżony jakzwykle nieskazitelnie, przedziałek na środku głowy w dalszym ciągunakreślony jak przy linijce, a binokle tak nieruchomo osadzone nanosie, że nie zdmuchnąłby ich huragan.Nadal ubrany był jak pierwszo-rzędny księgowy z londyńskiej dzielnicy banków.Jednakże w tej chwiliw jego zachowaniu zaszła zmiana: wyglądał jak pierwszorzędny księgo-wy, który natknął się właśnie na dowód niewątpliwej i skandalicznejmalwersacji w księgach rachunkowych ulubionego klienta.A mimo tozachowywał się chłodno czy nawet ozięble.- Dobry wieczór panom - przywitał się.Był specjalistą od lodowa-tych uśmiechów.- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, panie Brady?- Proszę, proszę - odparł Brady, którego przesadna grzecznośćświadczyła o tym, że nie przepada za swoim gościem.- Proszę siadać.- Rozejrzał się po ciasnym pokoju i popatrzył na wszystkie trzy zajętekrzesła.- Może.- Dziękuję, postoję.Nie zajmę panom dużo czasu.- Napije się pan? Jednego z moich niezrównanych koktajli rumo-wych? Może cygaro?- Dziękuję.Nie piję i nie palę - odparł Black.Minimalny skurczlewego kącika górnej wargi jasno wskazywał, co sądzi o tych, którzy torobią.- Przyszedłem, ponieważ jako dyrektor naczelny BP-Sohio czujęsię w obowiązku zapytać, jak daleko posunęło się do tej pory prowa-dzone przez panów śledztwo.- Co do tej pory odkryliśmy? - spytał Dermott.- Cóż.- Zechce pan milczeć, proszę pana.Rozmawiam z.- George! - powiedział Brady, uspokajającym gestem ręki pokazu-jąc Dermottowi, który na wpół podniósł się z krzesła, że ma usiąść.Spojrzał chłodno na Blacka.- Nie jesteśmy pańskimi pracownikami,panie Black.I to nie pan nas wynajął, ale pańscy szefowie w Londynie.Radzę panu, jeżeli chce pan opuścić ten pokój tą samą drogą, którą pantu wszedł, uważać na to, co pan mówi.121Usta Blacka nagle gdzieś zniknęły.- Ależ proszę pana! Ja nie przywykłem.- Dobrze, dobrze.Znamy to.Widać, że jest pan nie w humorze.Jakdaleko się posunęliśmy? Niedaleko.Jeszcze coś?Blacka najwyraźniej zamurowało.Trudno staremu żaglowemu okrę-towi wojennemu atakować, kiedy wybrano mu wiatr z żagli.- A więc przyznaje pan.- Nie przyznaję.Po prostu wyraziliśmy opinię.Możemy czymś jesz-cze służyć?-Oczywiście.Proszę mi wytłumaczyć, co usprawiedliwia pobytpanów tutaj.Mojej firmy nie będzie stać na zapłacenie honorariów,których zapewne zażądacie, jeżeli nic na tym nie zyska.Do niczego niedoszliście i nie wygląda na to, żebyście do czegoś doszli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]