[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozgrzeszam cię więc, mój synu, ponieważ to, co chcesz uczynić, czynisz z prawdziwej wiary i dla jej umocnienia.- Niech Bóg zachowa cię dla nas przez długie lata, mój ojcze - powiedział pan de Sigura.Po czym podszedł do stołu i ruchem człowieka nie przywiązującego wagi do jedzenia sięgnął po chleb i ser, do kubka zaś nalał wina.Wypił je z tym samym nieuważnym pośpiechem, odstawił puchar i wówczas gdy sięgał po chleb - pobladł, dreszcz nim wstrząsnął, poderwał więc rozwarte, lecz już sztywniejące palce do gardła i równocześnie z krzykiem, który uwiązł mu w porażonej krtani, zachwiał się, raz jeszcze, nieporadnie coś bełkocząc, usiłował się podźwignąć, lecz w tej samej sekundzie, z oczyma uderzonymi ślepotą, zwalił się swym wysokim ciałem na stół, ten się gwałtownie pod jego ciężarem przechylił i wtedy stało się, że wśród brzęku i klekotu spadających naczyń pan de Sigura upadł na ziemię, twarzą do kamiennej posadzki.- Boże! - krzyknął z mrocznego kąta celi fray Diego.Nastała cisza.Po chwili padre Torquemada powiedział:- Mój synu.Fray Diego, skulony pod ścianą, przysłonił dłońmi twarz.- Mój synu - powtórzył czcigodny ojciec - istotnie, stała się rzecz straszna, ale ten człowiek stoi już przed najwyższym sądem i tylko jeden Bóg zna w tej chwili odpowiedź na pytanie: zbrodniarz to czy nieszczęsna ofiara zbrodni? Prośmy Boga, abyśmy i my tę prawdę poznali.Fray Diego, drżący, z twarzą poszarzałą, przypadł do kolan Wielkiego Inkwizytora.- Ojcze mój, błagam cię, pozwól mi wrócić do mego klasztoru.Przyznaję, urażona miłość własna skłoniła mnie do potępienia tego człowieka, lecz skąd mogłem wiedzieć, że moje oskarżenie aż tak daleko sięga? Za wysoko mnie, ojcze, wyniosłeś.Przeraża mnie nędza ludzkiej natury.Pozwól mi być sobą, ojcze.Jestem małym człowiekiem, który tylko w ciszy i w spokoju potrafi służyć Bogu.Padre Torquemada położył dłoń na jego głowie.- Cóż jest ciszą i spokojem?- Nie wiem, ojcze.Wiem tylko, że przeraża mnie ogrom straszliwego zła.- I sądzisz, że można uciec od tego, co się już poznało?- Ojcze, ty najlepiej wiesz, że to, co zdążyłem poznać i zrozumieć, jest tylko drobną cząstką pełnej prawdy.- Jej się tak lękasz?- Za wysoko chcesz mnie, ojcze, poprowadzić.- Prawdy o naturze ludzkiej lękasz się?- Ojcze mój!- Istotnie strach przed tą prawdą tobą kieruje? Obawa przed pełnym ogarnięciem i zrozumieniem ludzkich występków?Fray Diego podniósł udręczoną twarz.- Masz słuszność, ojcze.Mojej nienawiści i mojej pogardy przede wszystkim się boję.- Nieprawda! - Tak, mój ojcze.- Kłamiesz albo tchórzliwie chcesz oszukać samego siebie.Nie, nie pogardy i nienawiści się boisz, lecz miłości.- Miłości?- Czymże jest pogarda i nienawiść zła? Czyż nie są obie zbrojnymi ramionami miłości dobra?- Ojcze mój, przecież nie źródło, lecz rzeka, która czerpie z niego swoje siły, bywa straszna i groźna.- Znów się mylisz.I jak naiwnie! Rzeki istotnie bywają groźne i wiele mogą wyrządzić spustoszeń, jednak nie dzięki swym źródłom, lecz dlatego że ich wody zasilane są przez deszcze oraz topniejące w górach śniegi.- A myślom i uczuciom płynącym z miłości, ojcze, czyż także nie zagraża wtargnięcie rzeczy obcych jej naturze? Jakąż mogę mieć pewność, iż powodowany umiłowaniem dobra obronię się przed postępkami, które są jemu przeciwne? Czyż potrafię przewidzieć, dokąd mnie mogą zaprowadzić nienawiść i pogarda?- Owszem, możesz to przewidzieć.Zaprowadzą cię nie dalej i nie głębiej, niż potrafi sięgnąć twoja miłość.Będzie ona jednolita i mężna, taką się też stanie twoja nienawiść grzechu.Na kruchą i chwiejną stać cię tylko miłość, nie innymi będą twoje uczucia nienawiści i pogardy.Niestety, mój synu, wielkiej miłości się lękasz.Boisz się jej siły, jej zasięgu, a nade wszystko jej naglących i nieodpartych wymagań.Przed miłością chcesz uciec.Uciekaj zatem.Wracaj do swego klasztoru.Nie będę cię zatrzymywać.- Zawiodłeś się na mnie, ojcze - szepnął Diego.Torquemada znów dotknął dłonią jego pochylonej głowy.- Spójrz mi w oczy.- Tak, ojcze.- Obawiam się, mój synu, że to, co ja w swym omylnym sądzie mógłbym ci powiedzieć teraz, kiedyś, już nieomylnie, powie Bóg.Oczy Diega zaszły łzami.- Ojcze mój, nie w potęgę miłości wątpię, lecz w swoje siły.- Naiwny głuptasie! a w co byś wątpił, gdybyś na moje stygnące ciało patrzył w tej chwili?Diego zadrżał.- Ojcze, moje intencje nie były czyste [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •