[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka minut jechali w milczeniu.Jem co jakiś czas spoglądał na Claudię, całkowiciepogrążoną w myślach.- Grosik za twoje myśli - rzekł wreszcie, siląc się na wesołość.- Co takiego? Och! - Spróbowała się zaśmiać, ale nie bardzo jej się to udało.- Ja poprostu.patrzyłam w przyszłość.- I chyba nie bardzo spodobało ci się to, co zobaczyłaś - powiedział łagodnie.Nic nieodrzekła, tylko z wielkim napięciem przyglądała się swoim palcom zaciśniętym na kolanach.-Nie jest aż tak zle, uwierz mi.Twoja przyszłość.i to wszystko.- O dobry Boże! - podniósłgłos w konsternacji.- Tylko nie to!Claudia, ku jego - i swojej - rozpaczy zaczęła płakać.A gdy już raz zaczęła, nie potrafiłasię powstrzymać.Azypłynęły jej strumieniem po twarzy.- Przepraszam - wyjąkała.- N-nie wiem, co się ze mną dzieje.Wiem, ż-że postąpiłamsłusznie.a ty okazałeś się b-bardzo hojny.Tylko że.Jem zatrzymał powozik na boku drogi i odwrócił się do Claudii.Po kilku minutachbezskutecznego poklepywania jej po ramieniu, objął ją mocno i przyciągnął do siebie.Niezwracał uwagi na zaskoczone spojrzenia przechodniów.Nic nie mówił, tylko mocno ją tulił.Po chwili jej łkania ucichły i wyrwała się z jego objęć.Patrząc na niego wilgotnymioczyma chciała coś powiedzieć, ale Jem delikatnie położył palec na jej wargach.Wyciągnął zkieszeni czystą chusteczkę i zaczął wycierać zalane łzami policzki.- Twoja reakcja jest bardzo naturalna - powiedział łagodnie.- Byłaś bardzo dzielna idobra.Okazałaś wielką szlachetność, oddając dom, który kochasz, nieznajomemuczłowiekowi.- Skończywszy wycierać łzy z jej policzków oddał jej chusteczkę.Claudiawytarła nos.- Ale z doświadczenia wiem, że po tym, jak człowiek wykaże dobroć, odwagęi szlachetność, zaczyna się załamywać.Zaśmiała się drżącym głosem.- Obawiam się, że ma pan rację, milordzie.- Stłumiła kolejny szloch.- Nie mam pojęcia,co mnie opętało.przecież rzadko kiedy robi się ze mnie taka fontanna.Zdaje się, że po prostudotarło do mnie w końcu, że Ravencroft nie jest mój.że został mi tylko mały kawałeczekczegoś, co bardzo kochałam.To.okropnie deprymująca myśl - zakończyła.Ostatnich słówmusiał się domyślić, gdyż zostały stłumione przez chusteczkę, którą przycisnęła do oczu, byzapobiec kolejnemu Wodotryskowi.Jem odsunął dłonie Claudii od twarzy i mocno je ściskał.Patrzył jej natarczywie w oczyprzedziwnie jasnymi zrenicami koloru porannego nieba.Młoda kobieta pomyślała, że podobnewrażenie robi słońce przedzierające się przez chmury.- Claudio, posłuchaj mnie.Nawet jeżeli nie będziesz mieszkała w domu, do którego sięprzyzwyczaiłaś przez tyle lat, chciałbym, żebyś nadal uważała Ravencroft za swój dom.Chciałbym, żebyś czuła się swobodnie, korzystając z biblioteki, pokoju muzycznego czyktóregokolwiek innego.Mam nadzieję, że ty i twoja ciotka będziecie jadać ze mną posiłki.Wtedy będę miał wrażenie, że mieszkam w prawdziwym domu.Spuściła oczy pod jego natarczywym spojrzeniem i jak zawsze, gdy był blisko niej, serceClaudii zaczęło walić jak oszalałe.A jednak nie cofnęła dłoni z jego uścisku.- Dziękuję - wyszeptała.- Wiem, że jestem niemądra.- Raz jeszcze podniosła oczy.-Dziękuję ci za.Zamknął jej usta, jak mógł najskuteczniej - pocałunkiem.Zesztywniała ze zdziwienia, leczzanim miała czas, by się zastanowić nad tym, co się stało, już się odsunął.Ujął lejce i klepnąłnimi konia po zadzie.Gdy powozik nabierał prędkości.Jem zganił się w duchu.To zachowanie zdziwiło go niemniej niż Claudię.Dobry Boże, co też się z nim działo? Przecież nigdy nie należał domężczyzn, którzy dają się ponosić emocjom - w rzeczy samej wiele czasu i wysiłku poświęciłna naukę opanowywania własnych uczuć.A jednak pocałowanie tych delikatnych ust byłoreakcją nieomal tak odruchową, jak zamruganie powiekami pod wpływem nagłego światła.Cóż, więcej sobie już nie pozwoli na takie zachowanie.Claudia Carstairs była teraz jegopracownicą.Bardzo cenną pracownicą, ale niczym więcej - powinna więc być traktowana znależną jej uprzejmością, i to wszystko.Odwrócił się do niej i zobaczył, że w jej wilgotnychoczach nadal czai się zaskoczenie.- Jeszcze mi nie powiedziałaś, jak to się stało, że poślubiłaś Emanuela Carstairsa -odezwał się tak, jakby nic się nie wydarzyło.- Z tego, co wiem, zostałaś zmuszona do tegomałżeństwa.Mówiłaś coś o długu karcianym?Przez chwilę patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.Gdyby nie dzikie walenie w skroniach iciepło, które wciąż czuła na ustach, mogłaby przysiąc, że pocałunek nigdy nie miał miejsca.Pomyślała, że powinna okazać więcej niezadowolenia.Powinna dać jego lordowskiej mościwyraznie do zrozumienia, że nie jest żadną płochą podfruwajką, którą można łatwozbałamucić.Już otwierała usta, by go zmieszać z błotem za bezczelne zachowanie, gdy złapałasię na tym, że odpowiada na jego pytanie.- Tak.Podobnie jak twój, mój ojciec był niepoprawnym hazardzistą.Mieszkaliśmy wNewham, po drugiej stronie Gloucester, ale ojciec miał kuzyna w Tetbury, niedaleko wioskiMarshdean.Często go odwiedzaliśmy i tam ojciec poznał Emanuela.- Zadrżała, co nie uszłouwagi Jema.- Do tej pory pamiętam, w jaki sposób Emanuel na mnie patrzył.Nigdy przedtemnie zetknęłam się z czystym złem, ale właśnie to widziałam w tym spojrzeniu.Jego druga żonazmarła kilka miesięcy wcześniej i wiedziałam, że szuka następczyni.Chciał mieć dzieci, no i.- Zadrżała ponownie.- Bardzo szybko Emanuel miał ojca w garści, a ponieważ ojciec miał wgarści mnie, wkrótce zostałam zaręczona z człowiekiem, którego sam widok budził we mniedreszcz obrzydzenia.Płakałam, błagałam, prosiłam i groziłam, ale bez skutku.Matka stała pomojej stronie, ale nie miała nic do powiedzenia.Siostra uważała moje protesty za objawnajwyższej głupoty.Emanuel był bogatszy nawet od jej Thomasa, a w każdym razie tak nam sięwydawało.Dla niej majątek był wystarczającym powodem, by małżeństwo nazwaćszczęśliwym.Nie przeszkadzało jej, że Thomas nią pomiata, dopóki miała piękny dom, dużosłużby i odrobinę pieniędzy wydzielaną jej przez pana i władcę na drobne wydatki.- Jempopatrzył na nią zaskoczony.Claudia mówiła dalej: - Tak czy inaczej, zanim się spostrzegłam,stałam u jego boku w kościele i recytowałam przed ołtarzem słowa przysięgi małżeńskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]